środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 1

Droga do Casa Grande zajęła nam trochę czasu, jednak mi minęła szybko, na oglądaniu miejsc, które mijaliśmy. Ojciec nic nie mówił, w sumie to nawet dobrze. Nie miałam ochoty rozmawiać. Nagle zatrzymaliśmy się. Bez słowa wysiadłam z samochodu i spojrzałam na posiadłość. Zapewne gdyby była tu mama ucieszyłby mnie duży domek i piękny ogród z basenem, jednak teraz w ogóle mnie to nie ruszało.
- Podoba Ci się? - spytał, a ja kiwnęłam lekko głową. Podobać się podoba, ale zachwycać się nie będę. Mój rodziciel jedynie westchnął i wyjął nasze bagaże z auta. Ze sobą nie wzięliśmy wiele. Były to jedynie walizki z ciuchami. Wzięłam dwie swoje torby i ruszyłam w stronę domu. Wnętrze było równie piękne, kremowe ściany sprawiały, że w pokoju było jasno. Kuchnia była doskonale wyposażona, a pokojom niczego nie brakowało. Wbiegłam po wysokich schodach na górę i bez problemu odnalazłam mój pokój. Fioletowe ściany bardzo mnie ucieszyły, był to mój ulubiony kolor. Meble były ze starego domu, więc wiele prócz ich ustawienia się nie zmieniło. Usiadłam na moim kochanym łóżku i rozejrzałam się w około. Było tak jak marzyłam, ale czy teraz miało to jakieś znaczenie? Nie.
- Jutro idziesz do szkoły. - powiedział, spojrzałam na niego zdziwiona. - Wszystko załatwiłem kiedy byłem tu trzy dni temu. - wyjaśnił, po czym wyszedł życząc mi dobrej nocy. Spojrzałam na zegarek, wybijał on godzinę dwudziestą. Z walizki wyjęłam ręcznik, pastę do zębów, szampon i żel pod prysznic, po czym udałam się do łazienki, w celu wykonania wieczornej toalety.

*

Pierwszy dzień jest zawsze najgorszy. Niby jest to dopiero drugi tydzień szkoły, a jednak będę tą nową. Wszyscy już się jako tako oswoili, a ja mam to wszystko przed sobą i nie bardzo mi się to podobało. Nie lubię być nowa, czy też zauważana, a nowi zazwyczaj są sensacją. Miejmy nadzieje, ze nie będzie tak w moim przypadku. Do szkoły weszłam powoli, nigdzie się nie śpiesząc. Tata podwiózł mnie dość wcześniej, mówiąc, że nie mogę się spóźnić pierwszego dnia. Przeszłam przez duże drzwi i skierowałam się do sekretariatu. Od ojca dostałam szczegółowe instrukcje, jak tam trafić. Otworzyłam odpowiednie drzwi i weszłam do środka. Kobieta siedząca za biurkiem uśmiechnęła się do mnie serdecznie. Przedstawiłam się i poprosiłam o plan lekcji. Rudowłosa pokiwała chwilę głową, podała mi jakąś kartkę, po czym odezwała się do kogoś za mną. Obróciłam się, a moim oczom ukazała się czarnowłosa dziewczyna. Na oko była w moim wieku. Czarna wstała i podeszła do mnie.
- Nina Levington. - przedstawiła się wysuwając rękę w moim kierunku, zawahałam się. - Przez najbliższy tydzień zajmę się tobą i wprowadzę w życie szkoły. - oznajmiła.
- Virginia Slayton. - odparłam, ściskając jej dłoń. Razem z dziewczyną wyszłam z gabinetu. Nina trajkotała coś o szkole i jakiś regułach, ale ja wyłączyłam się i jedynie przytakiwałam. Czarna wyglądała na miłą osobę, ale niestety rozgadana.
- Virginia, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - rzuciła z pretensją, wyrywając mnie tym z rozmyślań. Posłałam jej delikatny uśmiech i pokręciłam przecząco głową, westchnęła. - A więc, w stołówce szukaj mnie. Nie siadaj z kimś innym, nie wyjdzie Ci to na dobre. - ostrzegła.

*

W końcu zaczęła się przerwa na lunch. Wszyscy gnali do stołówki, by zająć swoje miejsca, ja również się tak skierowałam. Najpierw podeszłam do bufetu. Wzięłam sobie hamburgera, frytki i puszkę coli bez cukru. Rozejrzałam się po wielkiej sali, wzrokiem szukając Niny.
Było tu naprawdę dużo ludzi. Od cheerleaderek po przyszłych geniuszy, czy też footbolistów. W końcu odnalazłam wzrokiem Pannę Levington i udałam się w tamtą stronę. Cheerleaderki zmierzyły mnie wzrokiem i parsknęły śmiechem, jednak nie przejęłam się tym, mimo, że zabolało. Przy kolejny stole siedzieli szkolni mięśniach, oni również zerknęli na mnie, jednak szybko powrócili do rozmowy. Zaskoczył mnie chłopak z kolejnego stołu. W ręku obracał papierosa, a na blacie leżała zapalniczka. Co dziwne, ani on, ani jego przyjaciel nie zwrócili na mnie uwagę. Skręciłam w prawo i podeszłam do nowej znajomej. Usiadłam tuż obok brunetki, po czym spojrzała na jej towarzystwo.
- Yy, spadaj wieśniaczko, to nasz stół! - warknęła wysoka brunetka, rzucaj przy tym gumę. Przyjrzałam jej się uważnie. Usta miała maźnięte różową szminką, a oczy mocno pomalowane.
- Zamknij się Lindsay! To moje znajoma. - odpowiedziała tym samym tonem Nina, a ja posłałam jej wdzięczy uśmiech i zabrałam się za jedzenie. Czując na sobie czyjś wzrok, podniosłam głowę. Przyglądała mi się jedna z dziewczyn, z naszego stolika.
- Ty to wszystko zjesz? - zapiszczała blondynka, a ja tępo na nią patrząc, pokiwałam głową. - O matko! - zakryła usta dłonią, po czym nachyliła się nad stołem. - Wiesz ile to ma kalorii? - spytała ściszonym głosem.
- Sporo. - odparłam, rozumiejąc jej tok myślenia. Była chuda jak patyk, zapewnię stosowała jakąś niezłą dietę. Blondynka chwilę mi się przypatrywała, po czym zaczęła wystukiwać coś w swoim różowym, dotykowym telefonie. Muszę przyznać, że dziwny był ten stolik. Można było tu znaleźć co się chciało. Jedną chudą, wymalowana blondynkę; ostrą, czarną divę; miła z ciętym językiem brunetkę; nieśmiałą, spokojną dziewczynę - czyli mnie. Myślałam, że do nich nie pasuję - byłam tego pewna, jednak żadna z nas tutaj nie pasowała. Każda była inna, jednak wszystkie skupiłyśmy się w tym jednym miejscu. Fascynujące..

*

- Dzięki za podwiezienie. - rzuciłam, uśmiechając się do Niny. Brunetka zaproponowała mi podrzucenie do domu, na co chętnie przystałam.
- Może jutra po ciebie przyjadę? - spytała. - W końcu i tak muszę cię oprowadzić i zapoznać. - uśmiechnęła się. Zastanowiłam się chwilę, ale ostatecznie pokiwałam głową. - No to będę o ósmej czterdzieści. - oznajmiła i gdy tylko zamknęłam drzwi od strony pasażera, odjechała. Po cichu weszłam do domu. Nie miałam najmniejszej ochoty zdawać tacie relację z pierwszego dnia w szkole. Szybko przemknęłam przez salon i wbiegłam po schodkach do swojego pokoju. Rzuciłam okiem na pomieszczenie. Walizki nadal leżały na swoim miejscu, więc zabrałam się za ich wypakowywanie. Zaraz po tym zabrałam się za lekcje, które
nam zadali. Szczerze? Nie miałam żadnych problemów z pracą domową. W mojej poprzedniej szkole poziom był zdecydowanie wyższy, a nauczyciele nieugięci. Tutaj zdawało się być lepiej, wreszcie będę miała choć trochę wytchnienia. W głowie, nie wiedzieć czemu nadal miałam tego chłopaka, obracającego w dłoni papierosa. Jak to możliwe, że nauczyciele go nie przyłapali? A może nie chcieli? Nie, to niedorzeczne. Zapewne mu się poszczęściło i tyle. Potrząsnęłam głową, by wyrzucić go z moich myśli i zabrałam się za algebrę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz