środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 2

    Nowy dzień w Casa Grande, zapowiadał się tak samo jak inne dni.

    Otworzyłem oczy, gdy tylko usłyszałem budzik. Była dopiero ósma, a ja musiałem już wstawać, zasrana szkoła. Chociaż, gdyby nie ona z pewnością bym się szlajał po ulicach z  jakimiś typami. Nienawidziłem przebywać w domu. Ojciec przeważnie był nachlany, matce to zwisało, bo sama nie była lepsza. Oboje pili , a czasem nawet i ćpali. Gdybym chciał to bym ich wydał, ale tego nie zrobię. Nie jestem kablem. Czasem mam wielką ochotę obudzić się , wyjść i już nigdy tu nie wrócić. Pewnie nawet by nie zauważyli. Wielce kochający rodzice, którym tylko alkohol w głowie i prochy, dzięki którymi zaspokajają swój głód. Zastanawia mnie tylko jedno, ile im jeszcze zostało ? Zabijają się tym wszystkim, a ja nie zamierzam nic z tym zrobić. Niech robią co chcą, są dorośli i to oni odpowiadają za swoje decyzje, a nie ja.
    Wszedłem do swojej prywatnej łazienki, gdzie nikt inny nie miał wstępu, oprócz mnie i odkręciłem kurek z zimną wodą, po czym wszedłem pod prysznic. Kropelki wody zmywały ze mnie wszystkie problemy, których miałem całkiem sporo. Wyszedłem z pod prysznica i szybko, ale dokładnie zacząłem wycierać całe ciało. Czysty i suchy, chwyciłem dżinsy oraz zwykłą szarą koszulkę i założyłem na siebie, wcześniej zakładając bokserki.
    Zszedłem na dół i podszedłem do lodówki, mając nadzieję, że znajdę coś tam do zjedzenia. Świeciło pustkami, a ja nie miałem zamiaru robić zakupów za swoje, własnoręcznie zarobione pieniądze. Wolałem kupić sobie coś na mieście, niż coś tutaj.
    Już miałem wychodzić z domu, gdy usłyszałem głos ojca za sobą. Odwróciłem się, gdy poczułem na swoim ramieniu jego rękę.
-Gdzie ty kurwa się wybierasz?
-Do szko..- nie dokończyłem.
-Czy ja się do huja ciasnego pytałem, gdzie ty idziesz? Gówno mnie to obchodzi. Idź do sklepu i kup mi wódkę.
-Ale..
-Zrozumiano? - wysyczał mi, plując prosto w twarz i szarpiąc przy tym moją koszulkę. Wyrwałem się i z głośnym trzaskiem drzwi, wybiegłem z domu.
    Biegłem przed siebie, byleby jak najdalej od tego miejsca. Miałem dość, codziennie było to samo. Dom wariatów, tak określam miejsce w którym mieszkam. Pewnie, gdybym tam za długo przebywał też bym się stał jednym z nich.
    Zwolniłem, gdy ujrzałem wielki budynek, zwany szkołą. Już spokojnym krokiem, nie biegnąc ruszyłem ku wejściu do niej. Po drodze napotkałem znajomych, a przy okazji mojego przyjaciela, który jako jedyny wie co dzieje się w mojej rodzinie.
-Siema stary, co ty tak późno ? - zapytał Derek, gdy przybijaliśmy sobie żółwika.
-Zaspałem. - skłamałem.
-Hahah, ja się dziwie , że twoja stara nie ma o to pretensje. - zaśmiał się Lucas.
-Taa, ja też . - znów to zrobiłem.
Rozmowa z nimi zawsze wyglądała przeważnie tak samo. Kłamałem na każdym kroku, nawet nauczycielom . Zawsze wymyślałem sobie jakieś wymówki, a jak poszedłem na wagary pisałem usprawiedliwienie za matkę.
     Dzwonek na lekcje. Stałem. Jakoś mi się nie spieszyło, za to chłopakom tak, oprócz Scotta, gdy odeszli Manson od razu zaczął się wypytywać, dlaczego się spóźniłem. Wiedział bardzo dobrze, że nie zaspałem.
-Nic takiego. Ojciec mnie zatrzymał .
-Znów chciał byś poszedł kupić mu wódkę ? - zapytał.
-Jak ty mnie dobrze znasz. - szepnąłem. - A tak po za tym wyrwałeś tą laskę, co ci się podoba?
-Nine ? - zadał pytanie retoryczne. - Nie , jeszcze nie.
-Weź ty w końcu zacznij działać, bo jeszcze ktoś ci zdmuchnie ją z przed nosa. - powiedziałem .
-Jutro na imprezie u Alana powinna się zjawić, wtedy zacznę akcje : Poderwij Nine Levington. Będziesz ?
-No pewnie. Jakbym mógł to przegapić ? - zaśmiałem się, a wtedy usłyszałem za sobą głos nauczycielki.
-Kogo ja tu widzę? Pana Winnera i pana Mansona. Dlaczego nie jesteście na lekcji ? - zapytała Ganberek.
-My.. - zaczął Scott.
-Nie tłumaczcie się, to wam nic nie da. Do dyrektora , ale już! Dopiero drugi tydzień szkoły, a wy już olewacie sobie szkołę, ale spokojnie, ja nie pozwolę na takie rzeczy. - powiedziała, po czym złapała mnie i Scotta za ucho i ciągnąc nas za nie, zaczęła iść w stronę gabinetu dyra.
    Siedzieliśmy już od kilkunastu i słuchaliśmy kazania dyrektora. Po co on to mówi ? Przecież i tak nikt go nie posłucha, a przynajmniej nie ja. Wciąż nie rozumiem tych wszystkich nauczycieli , już dawno powinni się przyzwyczaić do takiego zachowania z naszej strony. Owszem nie musieliśmy stać na korytarzu i gadać, bo jeszcze ktoś by nas usłyszał, ale tak jakoś wyszło. Nie moja wina, że zadzwonił dzwonek wcześniej, niż powinien.
-Winner ! - usłyszałem jak ktoś się drze nad moim uchem, aż podskoczyłem. - Wystraszyłem cię, tak ? - zapytał i zaczął kontynuować swój wcześniejszy monolog.- Nie dam wam dzisiaj kary, umknę na to oko , ale jeżeli jutro się to powtórzy, to z pewnością nie będę taki dobry. A teraz proszę odejść i nie pokazywać mi się dzisiaj już na oczy.
Wstaliśmy z foteli i jak najszybciej wyszliśmy z pomieszczenia, kierując się w stronę sali od biologii , gdzie mieliśmy spędzić kolejną godzinę swojego życia.
    Weszliśmy do sali, zaraz za nauczycielką. Wysłała nam wrogie spojrzenie i usiadła za biurkiem, a my w swoich ławkach. Wyciągnąłem swoją komórkę z dżinsów i nie słuchając paplania nauczycielki zacząłem pisać sms'y.
-A teraz do odpowiedzi poproszę numer ... dwadzieścia trzy . - powiedziała, a ja spojrzałem przed siebie. Dwadzieścia trzy, kurwa! Mój numerek!
-Niech idzie Clara, ona jest chętna. - powiedziałem, gdy ujrzałem jej rękę w górze. Klasowa kujonica, nie mam nic do niej, ale nie lubię takich ludzi.
-Nie. Powiedziałam dwadzieścia trzy, więc ma być dwadzieścia trzy i to już! - no to się wkurwiła nieźle.
-Już .. - wstałem niechętnie i podszedłem do tablicy.
-Jak udowodnić , że zachodzi fotosynteza? - zapytała. Nie odpowiedziałem nic.
-Co jedzą rośliny ? - pustka.
-Dlaczego trawa rośnie ? - kompletne zero.
-No pięknie. To była ostatnia lekcja, spojrzałeś chociaż do zeszytu ? Bo za pewnie na lekcji nawet mnie nie słuchałeś. Niedostateczny, siadaj i nawet nie próbuj prosić bym ci jej nie wstawiła.- powiedziała, po czym wpisała jedynkę do dziennika. Świetnie! Jak tak dalej będzie, to będę miał same pały na semestr .
-Zapierdole skurwysyna! - krzyknąłem do Alana, który oznajmił mi , że Michael wygaduje głupstwa na mój temat.
-Stary nie denerwuj się tak, opanuj swe hormony. - powiedział Scott. 
-Weź nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej. - wysyczałem do niego, po czym odszedłem od nich i udałem się do kolej sali, gdzie miałem historię. Usiadłem w swojej ławce i jak nigdy, otworzyłem książkę i zacząłem rozwiązywać zadanie domowe, które facet zadał na poprzedniej lekcji.
    Cały dzisiejszy dzień był do dupy, zresztą tak jak zawsze. Jednak ten to już całkowite przegięcie, a to dopiero była jedenasta. Po całej szkole było słychać nowiny o jakieś nowej, która dołączyła dzisiaj do grona uczniów w naszej szkole. Mnie osobiście to nie interesowało, ale innych tak . Zawsze tak reagowali, gdy ktoś nowy pojawiał się w pobliżu.Skończyłem odrabiać zadanie i wyprostowałem się, gdy usłyszałem dzwonek. Ludzie zaczęli powoli gromadzić się w klasie, a gdy wszyscy już się w niej znaleźli, wszedł nauczyciel. Zdziwił się, że nie mam w ręce komórki albo Ipoda. Nigdy na lekcjach nie siedzę bez niczego, jednak teraz chciałem wykazać się . Chciałem pokazać mu, jak i reszcie , że potrafię czasem być dobrym uczniem. Gdy się przywitał, otworzył dziennik i sprawdził obecność, po czym przeszedł do zadania domowego.
-No, Ashley jak zawsze przygotowana. - szepnął do siebie .
    Ashley Greene - królowa szkoły, tak na nią mówią. Nigdy za nią nie przepadałem, a jak się do mnie przystawiała to dostała od razu kosza. Do tej pory nie doszło do niej, że jej nie lubię. Jest denerwująca , jak nikt inny. Uczepiła się mnie , jak jakaś rzep.
-A teraz poproszę Ryana. - powiedział i spojrzał zza okularów na mnie. Wstałem i z książką w ręce podszedłem do niego. Widziałem w jego oczach zdziwienie, a jego usta układały się w literkę' O' . - No proszę, pan Winner odrobił zadanie domowe. Co to się stało ? - zapytał .
-Powiedzmy, że godzina uczynnego Ryana. - odpowiedziałem.
-Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
-Przykro mi, ale to tylko dziś taka okazja . Więc niech pan zapamięta tą chwilą do końca swojego życia.
    Dostałem piątkę, szczerze zdziwiłem się, że aż tak spodobała mu się moja praca. A może po prostu postanowił dać dobrą, by później się ze mną nie użerał ? Nie bardzo mnie to obchodzi. Wszedłem na stołówkę. Nie miałem zamiaru nic jeść , lecz pobyć trochę ze znajomymi, którzy wcześniej mnie wkurwili .
    Usiadłem przy stoliku, witając się z nimi po raz kolejny tego dnia.
-Sorry Ryan, za to wcześniej , nie robiłem tego celowo by cię ... - tłumaczył się Scott.
-Jasne, rozumiem i weź się nie tłumacz, bo czuję się jakbym był twoim starym. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem zapalniczkę i papierosy z lewej kieszeni dżinsów.
-Chcecie? - zapytałem.
-Nie , dopiero spaliliśmy .  - odpowiedział Lucas.
-Nie to nie, prosić się kurwa nie będę . - powiedziałem , po czym zacząłem bawić się papierosem trzymanym w ręce, a zapalniczkę położyłem na stolik .
    Koniec lekcji, w końcu. Myślałem, że już nigdy się nie skończą. Wyszliśmy wszyscy całą naszą grupką ze szkoły i skierowaliśmy się ku wyjścia z placówki.
-Ryan ? - zaczął Derek
-Co ?
-Jak myślisz wpadnie jakaś dupa ci jutro w oko ? - zapytał.
-Z pewnością z najdzie się jakaś mała pindzia. - powiedziałem i uśmiechnąłem się na samą myśl o jutrzejszej imprezie.
-Też tak myślę. Ja już o to zadbam, by przyszły jakieś laski. - odezwał się organizator całej imprezy .
-Alan , nie musisz nawet się pytać, one same przyjdą . - dołączył się Scott .
     Złapałem za butelkę wody i dwie bułki słodkie i podszedłem do kasy. Zapłaciłem za wszystko, po czym wyszedłem ze sklepu, kierując się w stronę domu wariatów.
     Wszedłem do domu. Było cicho, co mnie zdziwiło, jednak nie miałem zamiaru tego sprawdzać. Ściągnąłem buty i wbiegłem po schodach do swojego pokoju. Zamknąłem pokój na klucz, by nikt nie miał prawa do niego wejść i odłożyłem zakupy na szafkę, obok łóżka. Złapałem za bułkę i zacząłem ją spożywać, gdy skończyłem ściągnąłem z siebie ciuchy, zostając w samych bokserkach , po czym położyłem się na łóżku. Było dopiero po siedemnastej, a ja czułem okropny ból głowy. Zamknąłem oczy, a już po chwili odpłynąłem w krainę Morfeusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz