Otworzyłem oczy, gdy poczułem, że coś wierci mi się na brzuchu.
Spojrzałem w tamtym kierunku i przetarłem oczy lewą ręką, nie wierząc w
to co widzę. Na moim brzuchu leżała pani nieśmiała, a moja prawa ręka ją
obejmowała. Zdziwiłem się lekko. Nie pamiętałem, żebyśmy kładli się
spać. Ostatnie co pamiętam to jest to, że zaczęliśmy pić - po tym film
się urywa. Syknąłem, gdy poczułem silny ból. No tak, wypiłem tyle, że
mam kaca.
Położyłem z powrotem głowę na ziemi, ale to nic nie dało. Do tego w gardle mnie suszyło. Chciało mi się pić, ale nie mogłem się podnieść. Musiałbym obudzić Virginię. Podniosłem rękę i delikatnie - jak na mnie, zacząłem potrząsać dziewczyną.
- Pani nieśmiała, obudź się. Kubuś Puchatek się zaczyna, pośpiesz się, bo nie zdążysz.
- Co ? Jaki Kubuś Puchatek ? - szepnęła, łapiąc się za głowę. - Dlaczego mnie tak głowa boli ?
- To się nazywa kac, kochanie. A teraz jak możesz to zejdź ze mnie, chce mi się pić od ponad dziesięciu minut.
- Dlaczego ja na tobie leżę ?
- Nie zadajesz za dużo pytań ?
- A ty zawsze musisz być takim dupkiem ? - warknęła i wstała ze mnie. Również wstałem i podążyłem za nią.
- Powinnaś już do tego przywyknąć. - powiedziałem i stanąłem przy lodówce.
- Gdybyś był chociaż odrobinę milszy ...
- Co ci tak na tym zależy ? - zapytałem i wziąłem kilka łyków wody, którą wyciągnąłem z lodówki.
- Bo ...
- Jesteś seksownym i przystojnym chłopakiem, a twój charakter jest ...
- Ty sobie ze mnie kpisz ?
- Nie. - powiedziałem i podszedłem do niej. - Jestem całkowicie poważny, ale przyznaj lecisz na mnie. - szepnąłem prosto w jej twarz.
Nie odpowiedziała. Wiedziałem co to oznacza. Leciała na mnie, ale bała się do tego przyznać.
- A nawet, jeżeli, to niech cię to nie obchodzi.
Przybliżyłem swoją twarz tak, że czułem zapach jej perfum, które jeszcze od wczoraj się trzymały.
- Jesteś naprawdę słodka jak udajesz taką obojętną. - wyciągnąłem dłoń i o puszkiem kciuka przejechałem po jej policzku.
- Nie powiesz nic ? Ach, rozumiem. Odebrało ci mowę. Pragniesz w tej chwili bym cię pocałował, ale kochanie to nie ta bajka. Czas się obudzić ze świata księżniczek i rycerzy na białych rumakach. - szepnąłem i podszedłem do blatu i upiłem trochę wody.
- Jesteś podły. - odezwała się w końcu.
- Ale i tak mnie lubisz.
- Grrr ! - warknęła i już chciała wyjść z kuchni, gdy ja jednym ruchem ręki przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.
- Weź ty się lepiej zastanów co ty robisz! - krzyknęła i od razu oboje chwyciliśmy się za głowy. - Nie rozumiesz, że takim zachowaniem nie tylko mącisz ludziom w głowie, ale też ich ranisz?! - krzyknęła pół szeptem. - Nie wiem czy dalej chcę pomagać ci ze swataniem ich. Jesteś dokładnie taki sam jak Scott, chociaż nie.. On jest inny. On się chociaż próbuje zmienić dla Niny, bo mu zależy. A ty? Ty chyba nie potrafisz. - dodała i wyszła.
- Może nie mam dla kogo?! - krzyknąłem.
Siedziałem na łóżku w pokoju Scotta i patrzyłem jak ten chodzi w tą i z powrotem. Za to ja zastanawiałem się nad zachowaniem Virginii. Może ona ma rację ? Ale jeżeli bym się zmienił... Nie, nie mogę. Nie mogę się zmieniać dla kogoś. Zresztą dla kogo? Manson ma dla kogo - dla Levington, a ja? Nie mam nikogo. Jestem sam. Może i mam kumpli, ale to nie to samo. Dziewczyny, one wszystkie są takie same - lecą na kasę, pozycję i wygląd. Nie potrzebuję takiej laski, bo one są tylko na jedną noc.
- Wiem! - krzyknął Scott.
- Co ?
- Musisz ją przeprosić !
- Oszalałeś ?!
- Nie! Zaproś ją na lody ..
- Człowieku za zimno jest by jeść lody !
- No to do kina.
- Pomyśli, że to randka.
- Ty to masz problemy.
- Może kręgle ?
- Odpadają.
- Kolacja ?
- Jesteś idiotą.
- Ty sam nie wiesz czego chcesz.
- A może spacer ? - zaproponowałem.
- W sumie to nie jest taki zły pomysł.
- A nie lepiej piknik ?
- Pomyśli, że mi na niej zależy.
- A nie zależy ?
- Nie.
- Tak jasne, bo w to uwierzę.
- Lecz się.
- Ty też.
- Dobra, spacer. Koniec tematu. Lepiej mów jak tam z Niną ?
Niedziela minęła szybko, a potem nastał poniedziałek. Wyminąłem matkę, która koło mnie podchodziła za pewnie próbując ze mną po raz kolejny pogadać. Jednak ja się nie dałem. Niech poczuje, jak to fajnie jest być ignorowanym. Chwyciłem swoją torbę z książkami i już miałem wychodzić, gdy poczułem na swoim ramieniu jej dłonie. Niechętnie odwróciłem się i spojrzałem na rodzicielkę.
- Ryan, ja .. ja na prawdę cię przepraszam. - szepnęła, a w jej oczach ukazały się łzy.
- Daj sobie spokój, nie rozumiesz, że nic już dla mnie nie znaczysz? - warknąłem. - Przepraszam cię bardzo, ale ja nie mam ochoty słuchać tych twoich przeprosin. W dupie to mam, a wiesz dlaczego? Nie ? To fajnie, bo ode mnie też się tego nie dowiesz. Może jak będziesz tak ignorowana, niedoceniana, niekochana to poczujesz się tak jak ja. Zatoczyłaś się. Mogę śmiało powiedzieć, że nie uważam cię za moją matkę. Jak tylko dostanę wypłatę, to się wyprowadzam. Od lat zbieram kasę, by w końcu się stąd urwać. Wasz widok, twój i ojca mnie obrzydza. Nienawidzę was, zrozum to w końcu. - dokończyłem i trzasnąłem drzwiami, nie pozwalając jej na wytłumaczenie się.
Siedziałem w klasie i zastanawiałem się, jak mogę poprosić Virginię, o spotkanie. W sumie dla mnie to nic trudnego, jednak nie chciałbym palnąć coś głupiego, bo przecież znowu by mogła się na mnie wydrzeć i nici ze spotkania. Niby mi nie zależało, ale coś mi mówiło, że jednak powinienem ją przeprosić. No cóż, muszę . Nie mam wyboru, bo przyjaciel jest dla mnie ważny, a dziewczyna jest niezbędna w tym planie.
W końcu od kilku godzin, nadeszła oczekiwana długa przerwa, w tym i pora obiadowa. Miałem nadzieję, że spotkam ją jeszcze za kim wejdzie na stołówkę. Szedłem szybkim krokiem po korytarzu, gdy moim oczom ukazała się brunetka , która już prawie była przy drzwiach do stołówki. Nie myśląc nad tym co robię, zacząłem biec. Po kilku sekundach, byłem już przy niej. Uśmiechnąłem się drwiąco i spojrzałem na nią z błyskiem w oku.
- Czego chcesz ? - zapytała znudzona, patrząc się na Ninę, która wpatrywała się we mnie - tak jakby próbowała coś odczytać z mojej twarzy.
- Możemy porozmawiać w cztery oczy ? - zapytałem, ignorując jej wcześniejsze pytanie.
- Myślę, że nie mamy o czym.
- A ja myślę inaczej.
- Zapomnij.
- Nie mogę. Nina mogłabyś nas zostawić na chwilkę ? - zapytałem grzecznie, jak na kulturalną osobę wypadało.
- No, nie wiem. - wywróciłem oczami.
- Proszę ? - wydusiłem z siebie.
Spojrzała na Slayton i uśmiechnęła się lekko, tak jakby chciała dodać jej otuchy i bezgłośnie poruszyła ustami , po czym mnie ominęła i weszła na stołówkę. Odprowadziłem ją wzrokiem i usłyszałem chrząknięcie.
- No ? - niecierpliwiła się. Odwróciłem się w jej stronę, patrząc wprost na jej oczy, jednak szybko opuściła wzrok na podłogę.
- Wybierzesz się ze mną na spacer ? - zapytałem po chwili ciszy.
- Nie ma mowy ! - krzyknęła, a ciekawscy spojrzeli w naszą stronę.
- Chodź. - powiedziałem i złapałem ją za rękę.
- Gdzie ty idziesz ? - spytała, nie ukrywając nutki strachu.
- Na spacer.
- Ale są lekcje...
- Oj, nie udawaj takiej pilnej uczennicy.
- Ale..
- Jak opuścisz kilka lekcji to nic się nie stanie, Nina coś wymyśli. Jak chcesz to zadzwonię do Scotta i mu powiem, by jej przekazał, chociaż i tak jej powie...
- No dobra. - szepnęła.
Szliśmy dróżkami w parku nie odzywając się do siebie. Dalej trzymałem ją za rękę, a ona jej nie puszczała. Widać było, że nie wie czy ma się odezwać, czy nie. Biła się z własnymi myślami, a przez jej twarz co chwilę przechodził grymas lub uśmiech.
- Przepraszam. - odezwałem się, po długim czasie.
- Co ty powiedziałeś ? - zapytała i stanęła, powodując, że i ja stanąłem.
- Powiedziałem ' przepraszam ' .
- O, nie wierzę. Ty Ryan Winner, który nikogo nie przeprasza, właśnie przeprosił mnie - panią nieśmiałą. - zironizowała.
- Bardzo śmieszne. - udałem obrażonego i puściłem jej rękę,kierując się w stronę ławki. Usiadłem na niej i obserwowałem dziewczynę, która po chwili podeszła do mnie i usiadła na ławce, tuż obok mnie.
- Przecież wiesz, że żartowałam. - szepnęła. Zdziwiło mnie jej zachowanie, ale mimo to , ucieszyło, że tak zareagowała.
- Nie chciałem cię w sobotę ...
- Urazić ?
- Tak, przepraszam.
- Łał...
- Możesz przestać ? - zapytałem.
- Ty tak zawsze robisz, więc dlaczego ja nie mogę ?
- Jeżeli chcesz sobie robić jaja, to .. - wstałem z ławki i schyliłem w kierunku jej twarzy. Chwile tak stałem, czując na sobie oddech brunetki, po czym pocałowałem jej policzek. - ... na razie. - dodałem i już miałem odejść, gdy poczułem delikatne dłonie na swoim nadgarstku.
Położyłem z powrotem głowę na ziemi, ale to nic nie dało. Do tego w gardle mnie suszyło. Chciało mi się pić, ale nie mogłem się podnieść. Musiałbym obudzić Virginię. Podniosłem rękę i delikatnie - jak na mnie, zacząłem potrząsać dziewczyną.
- Pani nieśmiała, obudź się. Kubuś Puchatek się zaczyna, pośpiesz się, bo nie zdążysz.
- Co ? Jaki Kubuś Puchatek ? - szepnęła, łapiąc się za głowę. - Dlaczego mnie tak głowa boli ?
- To się nazywa kac, kochanie. A teraz jak możesz to zejdź ze mnie, chce mi się pić od ponad dziesięciu minut.
- Dlaczego ja na tobie leżę ?
- Nie zadajesz za dużo pytań ?
- A ty zawsze musisz być takim dupkiem ? - warknęła i wstała ze mnie. Również wstałem i podążyłem za nią.
- Powinnaś już do tego przywyknąć. - powiedziałem i stanąłem przy lodówce.
- Gdybyś był chociaż odrobinę milszy ...
- Co ci tak na tym zależy ? - zapytałem i wziąłem kilka łyków wody, którą wyciągnąłem z lodówki.
- Bo ...
- Jesteś seksownym i przystojnym chłopakiem, a twój charakter jest ...
- Ty sobie ze mnie kpisz ?
- Nie. - powiedziałem i podszedłem do niej. - Jestem całkowicie poważny, ale przyznaj lecisz na mnie. - szepnąłem prosto w jej twarz.
Nie odpowiedziała. Wiedziałem co to oznacza. Leciała na mnie, ale bała się do tego przyznać.
- A nawet, jeżeli, to niech cię to nie obchodzi.
Przybliżyłem swoją twarz tak, że czułem zapach jej perfum, które jeszcze od wczoraj się trzymały.
- Jesteś naprawdę słodka jak udajesz taką obojętną. - wyciągnąłem dłoń i o puszkiem kciuka przejechałem po jej policzku.
- Nie powiesz nic ? Ach, rozumiem. Odebrało ci mowę. Pragniesz w tej chwili bym cię pocałował, ale kochanie to nie ta bajka. Czas się obudzić ze świata księżniczek i rycerzy na białych rumakach. - szepnąłem i podszedłem do blatu i upiłem trochę wody.
- Jesteś podły. - odezwała się w końcu.
- Ale i tak mnie lubisz.
- Grrr ! - warknęła i już chciała wyjść z kuchni, gdy ja jednym ruchem ręki przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.
- Weź ty się lepiej zastanów co ty robisz! - krzyknęła i od razu oboje chwyciliśmy się za głowy. - Nie rozumiesz, że takim zachowaniem nie tylko mącisz ludziom w głowie, ale też ich ranisz?! - krzyknęła pół szeptem. - Nie wiem czy dalej chcę pomagać ci ze swataniem ich. Jesteś dokładnie taki sam jak Scott, chociaż nie.. On jest inny. On się chociaż próbuje zmienić dla Niny, bo mu zależy. A ty? Ty chyba nie potrafisz. - dodała i wyszła.
- Może nie mam dla kogo?! - krzyknąłem.
Siedziałem na łóżku w pokoju Scotta i patrzyłem jak ten chodzi w tą i z powrotem. Za to ja zastanawiałem się nad zachowaniem Virginii. Może ona ma rację ? Ale jeżeli bym się zmienił... Nie, nie mogę. Nie mogę się zmieniać dla kogoś. Zresztą dla kogo? Manson ma dla kogo - dla Levington, a ja? Nie mam nikogo. Jestem sam. Może i mam kumpli, ale to nie to samo. Dziewczyny, one wszystkie są takie same - lecą na kasę, pozycję i wygląd. Nie potrzebuję takiej laski, bo one są tylko na jedną noc.
- Wiem! - krzyknął Scott.
- Co ?
- Musisz ją przeprosić !
- Oszalałeś ?!
- Nie! Zaproś ją na lody ..
- Człowieku za zimno jest by jeść lody !
- No to do kina.
- Pomyśli, że to randka.
- Ty to masz problemy.
- Może kręgle ?
- Odpadają.
- Kolacja ?
- Jesteś idiotą.
- Ty sam nie wiesz czego chcesz.
- A może spacer ? - zaproponowałem.
- W sumie to nie jest taki zły pomysł.
- A nie lepiej piknik ?
- Pomyśli, że mi na niej zależy.
- A nie zależy ?
- Nie.
- Tak jasne, bo w to uwierzę.
- Lecz się.
- Ty też.
- Dobra, spacer. Koniec tematu. Lepiej mów jak tam z Niną ?
Niedziela minęła szybko, a potem nastał poniedziałek. Wyminąłem matkę, która koło mnie podchodziła za pewnie próbując ze mną po raz kolejny pogadać. Jednak ja się nie dałem. Niech poczuje, jak to fajnie jest być ignorowanym. Chwyciłem swoją torbę z książkami i już miałem wychodzić, gdy poczułem na swoim ramieniu jej dłonie. Niechętnie odwróciłem się i spojrzałem na rodzicielkę.
- Ryan, ja .. ja na prawdę cię przepraszam. - szepnęła, a w jej oczach ukazały się łzy.
- Daj sobie spokój, nie rozumiesz, że nic już dla mnie nie znaczysz? - warknąłem. - Przepraszam cię bardzo, ale ja nie mam ochoty słuchać tych twoich przeprosin. W dupie to mam, a wiesz dlaczego? Nie ? To fajnie, bo ode mnie też się tego nie dowiesz. Może jak będziesz tak ignorowana, niedoceniana, niekochana to poczujesz się tak jak ja. Zatoczyłaś się. Mogę śmiało powiedzieć, że nie uważam cię za moją matkę. Jak tylko dostanę wypłatę, to się wyprowadzam. Od lat zbieram kasę, by w końcu się stąd urwać. Wasz widok, twój i ojca mnie obrzydza. Nienawidzę was, zrozum to w końcu. - dokończyłem i trzasnąłem drzwiami, nie pozwalając jej na wytłumaczenie się.
Siedziałem w klasie i zastanawiałem się, jak mogę poprosić Virginię, o spotkanie. W sumie dla mnie to nic trudnego, jednak nie chciałbym palnąć coś głupiego, bo przecież znowu by mogła się na mnie wydrzeć i nici ze spotkania. Niby mi nie zależało, ale coś mi mówiło, że jednak powinienem ją przeprosić. No cóż, muszę . Nie mam wyboru, bo przyjaciel jest dla mnie ważny, a dziewczyna jest niezbędna w tym planie.
W końcu od kilku godzin, nadeszła oczekiwana długa przerwa, w tym i pora obiadowa. Miałem nadzieję, że spotkam ją jeszcze za kim wejdzie na stołówkę. Szedłem szybkim krokiem po korytarzu, gdy moim oczom ukazała się brunetka , która już prawie była przy drzwiach do stołówki. Nie myśląc nad tym co robię, zacząłem biec. Po kilku sekundach, byłem już przy niej. Uśmiechnąłem się drwiąco i spojrzałem na nią z błyskiem w oku.
- Czego chcesz ? - zapytała znudzona, patrząc się na Ninę, która wpatrywała się we mnie - tak jakby próbowała coś odczytać z mojej twarzy.
- Możemy porozmawiać w cztery oczy ? - zapytałem, ignorując jej wcześniejsze pytanie.
- Myślę, że nie mamy o czym.
- A ja myślę inaczej.
- Zapomnij.
- Nie mogę. Nina mogłabyś nas zostawić na chwilkę ? - zapytałem grzecznie, jak na kulturalną osobę wypadało.
- No, nie wiem. - wywróciłem oczami.
- Proszę ? - wydusiłem z siebie.
Spojrzała na Slayton i uśmiechnęła się lekko, tak jakby chciała dodać jej otuchy i bezgłośnie poruszyła ustami , po czym mnie ominęła i weszła na stołówkę. Odprowadziłem ją wzrokiem i usłyszałem chrząknięcie.
- No ? - niecierpliwiła się. Odwróciłem się w jej stronę, patrząc wprost na jej oczy, jednak szybko opuściła wzrok na podłogę.
- Wybierzesz się ze mną na spacer ? - zapytałem po chwili ciszy.
- Nie ma mowy ! - krzyknęła, a ciekawscy spojrzeli w naszą stronę.
- Chodź. - powiedziałem i złapałem ją za rękę.
- Gdzie ty idziesz ? - spytała, nie ukrywając nutki strachu.
- Na spacer.
- Ale są lekcje...
- Oj, nie udawaj takiej pilnej uczennicy.
- Ale..
- Jak opuścisz kilka lekcji to nic się nie stanie, Nina coś wymyśli. Jak chcesz to zadzwonię do Scotta i mu powiem, by jej przekazał, chociaż i tak jej powie...
- No dobra. - szepnęła.
Szliśmy dróżkami w parku nie odzywając się do siebie. Dalej trzymałem ją za rękę, a ona jej nie puszczała. Widać było, że nie wie czy ma się odezwać, czy nie. Biła się z własnymi myślami, a przez jej twarz co chwilę przechodził grymas lub uśmiech.
- Przepraszam. - odezwałem się, po długim czasie.
- Co ty powiedziałeś ? - zapytała i stanęła, powodując, że i ja stanąłem.
- Powiedziałem ' przepraszam ' .
- O, nie wierzę. Ty Ryan Winner, który nikogo nie przeprasza, właśnie przeprosił mnie - panią nieśmiałą. - zironizowała.
- Bardzo śmieszne. - udałem obrażonego i puściłem jej rękę,kierując się w stronę ławki. Usiadłem na niej i obserwowałem dziewczynę, która po chwili podeszła do mnie i usiadła na ławce, tuż obok mnie.
- Przecież wiesz, że żartowałam. - szepnęła. Zdziwiło mnie jej zachowanie, ale mimo to , ucieszyło, że tak zareagowała.
- Nie chciałem cię w sobotę ...
- Urazić ?
- Tak, przepraszam.
- Łał...
- Możesz przestać ? - zapytałem.
- Ty tak zawsze robisz, więc dlaczego ja nie mogę ?
- Jeżeli chcesz sobie robić jaja, to .. - wstałem z ławki i schyliłem w kierunku jej twarzy. Chwile tak stałem, czując na sobie oddech brunetki, po czym pocałowałem jej policzek. - ... na razie. - dodałem i już miałem odejść, gdy poczułem delikatne dłonie na swoim nadgarstku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz