Dzisiejszego poranka nie mogłam zaliczyć do
najlepszych. Nie dość, że miałam potwornego kaca i okropnie bolała mnie
głowa, to na dodatek pokłóciłam się z Ryanem, o co sam się prosił.
Siedziałam na krześle w kuchni Państwa Levington, pijąc gorącą herbatę w towarzystwie Davida. Nina nie chciała z nami siedzieć z dwóch powodów. Po pierwsze w kuchni był David, którego obecność, jak to określiła, gryzie ją w oczy. Po drugie była strasznie zmęczona, skacowana i wściekła, ponieważ pozwoliła Scottowi się upić, po czym zasnęli na podłodze w salonie, gdzie było oczywiście niewygodnie. Do tego, znów dochodzi, dlaczego Manson nie wykorzystał sytuacji i jej nie pocałował, chociaż mógł, bo ona po pijaku tego nawet chciała, ale on się powstrzymał i teraz Nina twierdzi, że za tym stoi jakaś grubsza sprawa i ona się dowie o co chodzi. Co do samego spania na podłodze, odgryzłam się jej, że również spałam, a jednak nie narzekam, ale wtedy posłała mi pełne politowania spojrzenie. No tak, spałam na Nim, a nie na podłodze.
Siedziałam na krześle w kuchni Państwa Levington, pijąc gorącą herbatę w towarzystwie Davida. Nina nie chciała z nami siedzieć z dwóch powodów. Po pierwsze w kuchni był David, którego obecność, jak to określiła, gryzie ją w oczy. Po drugie była strasznie zmęczona, skacowana i wściekła, ponieważ pozwoliła Scottowi się upić, po czym zasnęli na podłodze w salonie, gdzie było oczywiście niewygodnie. Do tego, znów dochodzi, dlaczego Manson nie wykorzystał sytuacji i jej nie pocałował, chociaż mógł, bo ona po pijaku tego nawet chciała, ale on się powstrzymał i teraz Nina twierdzi, że za tym stoi jakaś grubsza sprawa i ona się dowie o co chodzi. Co do samego spania na podłodze, odgryzłam się jej, że również spałam, a jednak nie narzekam, ale wtedy posłała mi pełne politowania spojrzenie. No tak, spałam na Nim, a nie na podłodze.
-
Pani nieśmiała, obudź się. Kubuś Puchatek się zaczyna, pośpiesz się bo
nie zdążysz. - usłyszałam męski, lekko zachrypnięty głos.
- Co? Jaki Kubuś Puchatek? - szepnęłam. Złapałam się za głowę, czując jak niemiłosiernie pulsuje. - Dlaczego mnie tak głowa boli? - spytałam.
- To się nazywa kac, kochanie. - ten głos jestem w stanie rozpoznać wszędzie. Jego ironię wyczułby nawet głupiec.. tak sądzę. - A teraz jak możesz to zejdź ze mnie, chce mi się pić od ponad dziesięciu minut.
- Dlaczego ja na tobie leżę? - spytałam, a moje serce zabiło. Na zawał próbowałam przypomnieć sobie coś z wczorajszego wieczora, ale film urwał mi się w momencie, gdy Ryan z szerokim, ciepłym uśmiechem i tymi swoimi czekoladowymi oczami, patrzącymi w moje, podawał mi kolejnego drinka, mówiąc, że jestem taka piękna.
- Co? Jaki Kubuś Puchatek? - szepnęłam. Złapałam się za głowę, czując jak niemiłosiernie pulsuje. - Dlaczego mnie tak głowa boli? - spytałam.
- To się nazywa kac, kochanie. - ten głos jestem w stanie rozpoznać wszędzie. Jego ironię wyczułby nawet głupiec.. tak sądzę. - A teraz jak możesz to zejdź ze mnie, chce mi się pić od ponad dziesięciu minut.
- Dlaczego ja na tobie leżę? - spytałam, a moje serce zabiło. Na zawał próbowałam przypomnieć sobie coś z wczorajszego wieczora, ale film urwał mi się w momencie, gdy Ryan z szerokim, ciepłym uśmiechem i tymi swoimi czekoladowymi oczami, patrzącymi w moje, podawał mi kolejnego drinka, mówiąc, że jestem taka piękna.
Prychnęłam pod nosem, przypominając sobie ten żałosny fragment mojego
nieszczęsnego żywota. David posłał mi pytające spojrzenie, jednak ja
machnęłam tylko rękę, żeby się nie przejmował moim dziwnym zachowaniem.
Radzę mu przywyknąć, bo czeka nas, czyli mnie i Ninę, długi rok w naszym
cudownym liceum. Upiłam łyk herbaty, dając myślą kompletną swobodę.
- Gdybyś był chociaż odrobinę milszy ...
- Co ci tak na tym zależy? - spytał, biorąc kilka łyków wody którą trzymał.
- Bo ... - nie dane było mi dokończyć.
- Jesteś seksownym i przystojnym chłopakiem, a twój charakter jest ...
- Ty sobie ze mnie kpisz? - warknęłam, wściekła. Nie lubiłam gdy ktoś mi przerywał, a gdy w dodatku gadał takie głupoty, tym swoim pewnym siebie głosem, to nerwy mi puszczały.
- Nie. - powiedział, podchodząc do mnie - Jestem całkowicie poważny, ale przyznaj lecisz na mnie. - szepnął prosto w moją twarz, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Nie byłam w stanie się odezwać, sparaliżowana jego zachowaniem. Nie lubiłam gdy tak robił, dlatego, że nie potrafiłam być wtedy obojętna, jak zwykle. Nie chciałam moim milczeniem przyznawać, że gdy jest milszy, to czuję się w jego towarzystwie bardzo dobrze, a gdy mnie dotyka, to mam dreszcze.
- A nawet, jeżeli, to niech cię to nie obchodzi. - warknęłam, a on przybliżył swoją twarz do mojej.
- Jesteś naprawdę słodka jak udajesz taką obojętną. - mówiąc to pogłaskał opuszkiem kciuka mój policzek. Nagle zrobiło mi się strasznie gorąco i naszła mnie haniebna ochota, pocałowania tego głąba. - Nie powiesz nic? Ach, rozumiem. Odebrało ci mowę. Pragniesz w tej chwili bym cię pocałował, ale kochanie to nie ta bajka. Czas się obudzić ze świata księżniczek i rycerzy na białych rumakach. - szepnął, po czym się ode mnie odsunął, podchodząc do blatu i upijając łyk wody z butelki.
- Jesteś podły. - odpowiedziałam po chwili milczenia.
- Ale i tak mnie lubisz. - rzucił pewnym siebie, zadowolonym tonem. Tonem którego tak bardzo nie cierpiałam.
- Co ci tak na tym zależy? - spytał, biorąc kilka łyków wody którą trzymał.
- Bo ... - nie dane było mi dokończyć.
- Jesteś seksownym i przystojnym chłopakiem, a twój charakter jest ...
- Ty sobie ze mnie kpisz? - warknęłam, wściekła. Nie lubiłam gdy ktoś mi przerywał, a gdy w dodatku gadał takie głupoty, tym swoim pewnym siebie głosem, to nerwy mi puszczały.
- Nie. - powiedział, podchodząc do mnie - Jestem całkowicie poważny, ale przyznaj lecisz na mnie. - szepnął prosto w moją twarz, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze. Nie byłam w stanie się odezwać, sparaliżowana jego zachowaniem. Nie lubiłam gdy tak robił, dlatego, że nie potrafiłam być wtedy obojętna, jak zwykle. Nie chciałam moim milczeniem przyznawać, że gdy jest milszy, to czuję się w jego towarzystwie bardzo dobrze, a gdy mnie dotyka, to mam dreszcze.
- A nawet, jeżeli, to niech cię to nie obchodzi. - warknęłam, a on przybliżył swoją twarz do mojej.
- Jesteś naprawdę słodka jak udajesz taką obojętną. - mówiąc to pogłaskał opuszkiem kciuka mój policzek. Nagle zrobiło mi się strasznie gorąco i naszła mnie haniebna ochota, pocałowania tego głąba. - Nie powiesz nic? Ach, rozumiem. Odebrało ci mowę. Pragniesz w tej chwili bym cię pocałował, ale kochanie to nie ta bajka. Czas się obudzić ze świata księżniczek i rycerzy na białych rumakach. - szepnął, po czym się ode mnie odsunął, podchodząc do blatu i upijając łyk wody z butelki.
- Jesteś podły. - odpowiedziałam po chwili milczenia.
- Ale i tak mnie lubisz. - rzucił pewnym siebie, zadowolonym tonem. Tonem którego tak bardzo nie cierpiałam.
- Działo się coś ciekawego na tej głupiej imprezce? Robisz dziwne
miny, co mnie trochę niepokoi. Mam komuś spuścić manto? - z rozmyśleń
wyrwał mnie głos Davida. Same słowa dotarły do mnie trochę później. Moje
policzki zaróżowiły się, na co chłopak się uśmiechnął. Nadal nie wiem
jak tak przystojny, wysportowany i inteligenty chłopak może mnie lubić.
Mnie - przeciętną we wszystkim nastolatkę.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Poradziłam sobie sama, ale dziękuje za chęci. - odparłam.
- Wiesz, jeśli jakiś dupek, będzie zbyt nachalny w stosunku do ciebie, albo nie będzie Cię traktował jak piękną dziewczynę, taktować powinien, to daj znać który to, a załatwię sprawę. - uśmiechnął się, patrząc głęboko w moje oczy. Przez chwilę zapatrzyłam się w jego błyszczące, zielone tęczówki, po czym zawstydzona spuściłam wzrok, na co on zachichotał. - Jeśli chcesz to mogę cię odwieść do domu. Hm? Co ty na to? - spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dwunastą trzydzieści.
- Jasne, tylko powiem Ninie, że idę. - odparłam, wstając z krzesła i kierując się w stronę schodów, po których po chwili wbiegłam na górę. Otworzyłam drzwi do pokoju przyjaciółki. Dziewczyna nadal spała, więc po cichu wzięłam swoje rzeczy, po czym delikatnie ją szturchając, oznajmiłam, że będę się zbierać. Ta jedynie mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, co uznałam za swego rodzaju pozwolenie. Powoli, zeszłam po schodach na dół, a w przedpokoju dostrzegłam już czekającego Davida. Podeszłam do niego, a on od razu, wziął ode mnie torbę. Była ona naprawdę lekka, jednak widać było, że chciał się on pochwalić dobrym wychowaniem i stosunkiem do kobiet, za co zyskał u mnie kolejne punkty. Założyłam moje ukochane trampki na nogi, po czym zapięłam bluzę, którą dostałam od przyjaciółki, ponieważ było mi zimno. Brunet otworzył mi drzwi, puszczając przodem, za co podziękowałam mu uśmiechem.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Poradziłam sobie sama, ale dziękuje za chęci. - odparłam.
- Wiesz, jeśli jakiś dupek, będzie zbyt nachalny w stosunku do ciebie, albo nie będzie Cię traktował jak piękną dziewczynę, taktować powinien, to daj znać który to, a załatwię sprawę. - uśmiechnął się, patrząc głęboko w moje oczy. Przez chwilę zapatrzyłam się w jego błyszczące, zielone tęczówki, po czym zawstydzona spuściłam wzrok, na co on zachichotał. - Jeśli chcesz to mogę cię odwieść do domu. Hm? Co ty na to? - spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dwunastą trzydzieści.
- Jasne, tylko powiem Ninie, że idę. - odparłam, wstając z krzesła i kierując się w stronę schodów, po których po chwili wbiegłam na górę. Otworzyłam drzwi do pokoju przyjaciółki. Dziewczyna nadal spała, więc po cichu wzięłam swoje rzeczy, po czym delikatnie ją szturchając, oznajmiłam, że będę się zbierać. Ta jedynie mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, co uznałam za swego rodzaju pozwolenie. Powoli, zeszłam po schodach na dół, a w przedpokoju dostrzegłam już czekającego Davida. Podeszłam do niego, a on od razu, wziął ode mnie torbę. Była ona naprawdę lekka, jednak widać było, że chciał się on pochwalić dobrym wychowaniem i stosunkiem do kobiet, za co zyskał u mnie kolejne punkty. Założyłam moje ukochane trampki na nogi, po czym zapięłam bluzę, którą dostałam od przyjaciółki, ponieważ było mi zimno. Brunet otworzył mi drzwi, puszczając przodem, za co podziękowałam mu uśmiechem.
Podjechaliśmy pod dobrze mi znany dom. Spojrzałam w stronę kuchennego
okna, w którym dostrzegłam ciekawską minę ojca. Pokręciłam głową z
uśmiechem, patrząc jak mężczyzna wpatruje się w wóz.
- Dziękuje za odwiezienie. - odezwałam się pierwsza.
- Nie masz za co dziękować, to była czysta przyjemność spędzić z tobą trochę czasu. - odpowiedział, uśmiechając się do mnie zalotnie. Moja twarzy zapewne kolorem przypominała teraz dorodnego buraczka. Uśmiechnęłam się, nie patrząc w jego piękne oczy.
- Nie musisz kłamać, żeby się podlizać. - odparłam. Odważyłam się w końcu podnieść swój wzrok na jego twarz.
- Nie kłamię, lubię z tobą rozmawiać, albo po prostu siedzieć w milczeniu. - takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Poczerwieniałam jeszcze bardziej, o ile jest to w ogóle możliwe.
- To ja się już zbieram. Jeszcze raz dziękuje. - złapałam za torbę, leżącą na tylnym siedzeniu, po czym wysiadłam z auta. - Był mi bardzo miło. - dodałam, przez otwarte okienko, po czym ruszyłam w stronę drzwi. Gdy do nich dotarłam, odwróciłam się jeszcze na chwilę, by mu pomachać. Chłopak odwzajemnił gest, po czym odjechał. Weszłam do domu w cudownym nastroju. Tata znalazł się przy mnie nie wiadomo skąd.
- Kto to był? - spytał, podejrzliwie się na mnie patrząc.
- Brat Niny, David. Opowiadałam Ci o nim. - odpowiedziałam, w ogóle nie zrażona jego zachowaniem. Miałam wrażenie, że nic nie zmieni mojego dobrego humoru.
- Hmm.. a gadzie Nina?
- W domu. David zaproponował, że mnie odwiezie, gdy zjedliśmy śniadanie. Nina chciała się jeszcze zdrzemnąć. Z resztą, to bardzo miły chłopak. - odparłam, ściągając buty i wchodząc do salonu.
- Nie dziwię się dziewczynie, pewnie przegadałyście całą noc. - westchnął. - Mam nadzieję, że to miły chłopak..
- Tato! - zawołałam, z uśmiechem, a on jedynie wzruszył ramionami, siadając na fotelu. - No nic, idę się wykąpać. - rzuciłam, całując jego policzek, po czym wbiegłam po schodkach na górę.
- Dziękuje za odwiezienie. - odezwałam się pierwsza.
- Nie masz za co dziękować, to była czysta przyjemność spędzić z tobą trochę czasu. - odpowiedział, uśmiechając się do mnie zalotnie. Moja twarzy zapewne kolorem przypominała teraz dorodnego buraczka. Uśmiechnęłam się, nie patrząc w jego piękne oczy.
- Nie musisz kłamać, żeby się podlizać. - odparłam. Odważyłam się w końcu podnieść swój wzrok na jego twarz.
- Nie kłamię, lubię z tobą rozmawiać, albo po prostu siedzieć w milczeniu. - takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Poczerwieniałam jeszcze bardziej, o ile jest to w ogóle możliwe.
- To ja się już zbieram. Jeszcze raz dziękuje. - złapałam za torbę, leżącą na tylnym siedzeniu, po czym wysiadłam z auta. - Był mi bardzo miło. - dodałam, przez otwarte okienko, po czym ruszyłam w stronę drzwi. Gdy do nich dotarłam, odwróciłam się jeszcze na chwilę, by mu pomachać. Chłopak odwzajemnił gest, po czym odjechał. Weszłam do domu w cudownym nastroju. Tata znalazł się przy mnie nie wiadomo skąd.
- Kto to był? - spytał, podejrzliwie się na mnie patrząc.
- Brat Niny, David. Opowiadałam Ci o nim. - odpowiedziałam, w ogóle nie zrażona jego zachowaniem. Miałam wrażenie, że nic nie zmieni mojego dobrego humoru.
- Hmm.. a gadzie Nina?
- W domu. David zaproponował, że mnie odwiezie, gdy zjedliśmy śniadanie. Nina chciała się jeszcze zdrzemnąć. Z resztą, to bardzo miły chłopak. - odparłam, ściągając buty i wchodząc do salonu.
- Nie dziwię się dziewczynie, pewnie przegadałyście całą noc. - westchnął. - Mam nadzieję, że to miły chłopak..
- Tato! - zawołałam, z uśmiechem, a on jedynie wzruszył ramionami, siadając na fotelu. - No nic, idę się wykąpać. - rzuciłam, całując jego policzek, po czym wbiegłam po schodkach na górę.
W szkole unikałam Ryana jak ognia. Nie miałam ochoty na niego
patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać. Chociaż wątpię, żeby po ostatniej
kłótni i on chciał ze mną rozmawiać. Nie widziałam, żadnego znaku z
jego strony, żeby chciał, czy też, że po prostu jest mu przykro. Nic.
Nie powinno mnie to dziwić, ale nie było mi z tym dobrze, jednak
oswoiłam się z myślą, że Ryan Winner nie przeprasza, ponieważ zrobił coś
źle. Nie przeprasza, bo rani innych. W jego słowniku zdaje się nie
istnieć słowo Przepraszam.
Zdziwiłam się gdy brunet zatrzymał mnie tuż koło drzwi na stołówkę ba! Nawet biegł w moja stronę, by zdążyć. Zdziwiła mnie również jego propozycja. Po co chciał mnie zabierać na spacer? I cóż chciał osiągnąć łapiąc mnie za rękę i powodując tym straszne dreszcze.. przyjemne niestety. Jeśli myśli, że jeden mały spacer coś załatwi, to się myli. Zranił mnie, a właściwie robi to cały czas. A na dodatek będę miała przez niego kłopoty za opuszczenie lekcji! Nie wiem co on kombinuję i wolałabym nie wiedzieć..
Zdziwiłam się gdy brunet zatrzymał mnie tuż koło drzwi na stołówkę ba! Nawet biegł w moja stronę, by zdążyć. Zdziwiła mnie również jego propozycja. Po co chciał mnie zabierać na spacer? I cóż chciał osiągnąć łapiąc mnie za rękę i powodując tym straszne dreszcze.. przyjemne niestety. Jeśli myśli, że jeden mały spacer coś załatwi, to się myli. Zranił mnie, a właściwie robi to cały czas. A na dodatek będę miała przez niego kłopoty za opuszczenie lekcji! Nie wiem co on kombinuję i wolałabym nie wiedzieć..
Czułam się nieswojo, gdy szliśmy tak w
milczeniu, a on trzymał moją dłoń. Samo milczenie nie przeszkadzało mi w
cale, jednak ta ciepła, delikatna dłoń, strasznie mnie rozpraszała. Nie
wiedziałam o co może mu chodzić, co mam mu powiedzieć. Z jednej strony
chciałam puścić jego rękę, a z drugiej, bardzo mi się to podobało.
- Przepraszam. - powiedział. Myślałam, że mi oczy z orbit wylecą.
- Co ty powiedziałeś ? - spytałam, stając, co i on uczynił.
- Powiedziałem ' przepraszam ' .
- O, nie wierzę. Ty Ryan Winner, który nikogo nie przeprasza, właśnie przeprosił mnie - panią nieśmiałą. - zironizowałam. Chociaż raz chciałam by poczuł się jak to jest, gdy ktoś tylko się z ciebie naśmiewa.
- Bardzo śmieszne. - odparł niby obrażony, puszczając mnie i podchodząc do ławki na której usiadł, ciągle się mi przyglądając. W końcu podeszłam do niego i usiadłam obok.
- Przecież wiesz, że żartowałam. - szepnęłam, a jego twarz ozdobił uśmiech.
- Nie chciałem cię w sobotę ... - zaczął, zastanawiając się jak ująć, to co mi zrobił.
- Urazić ? - spytałam.
- Tak, przepraszam.
- Wow...
- Możesz przestać ? - zapytał. Widać drażniło go jego własne zachowanie.
- Ty tak zawsze robisz, więc dlaczego ja nie mogę ?
- Jeżeli chcesz sobie robić jaja, to .. - powiedziawszy to wstał i nachylił się nade mną. Przez chwilę tkwił w takiej pozycji, po czym pocałował mój policzek. Jego usta były delikatne mimo szorstkich i często okrutnych słów jakie z nich wypływały. Ten delikatny pocałunek, zapewne nic dla niego nie znaczący, namąci mi w głowie. Byłam tego pewna. - ... na razie. - dodał, chcąc odejść. Musiałam podjąć szybką decyzję, czy powinnam go zatrzymać, czy pozwolić odejść? Wybrałam pierwszą opcję i szybo złapałam go za nadgarstek. Widziałam zdziwienie wymalowane na jego twarzy, jednak wcale mnie to teraz nie obchodziło. Wstałam z miejsca, puszczając jego rękę. Spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Teraz widzisz jak się czuję, gdy ty mnie tak traktujesz, czemu wtedy wyszłam. - powiedziałam. Widziałam po jego minie, że uważnie mnie słucha. Moje słowa zdawały się mocno w niego uderzyć. - Nie, nie zamierzam Cię przepraszać. - odparłam, trochę chłodniej. - Teraz poczułeś się jak ja. I co, było Ci przyjemnie? - spytałam, a on pokręcił przecząco głową. - Właśnie! Dlatego mógłbyś czasem być dla mnie milszy, a to co robimy dla naszych przyjaciół, stałoby się łatwiejsze. - ciągnęłam dalej, patrząc w jego oczy i trochę gestykulując. - Jeśli nie zaczniemy się dogadywać, to nici z planu wyswatania ich. Musimy być dla siebie mili, a nie syczeć, warczeć, czy ciągle ironizować. To nic nie da, a może kogoś zranić. Pomyśl o tym. - dodałam na koniec, chcąc go wyminąć na co mi nie pozwolił, przesuwając się w bok i łapiąc mnie za ramiona.
- Poczekaj. Wyciągnęłam Cie na ten spacer by przeprosić i wynagrodzić Ci moje zachowanie. Chciałem, żeby wszystko wróciło do normy tu i teraz. - powiedział. Widziałam w jego oczach, że tym razem nie żartuje sobie ze mnie. - Przepraszam Cię za moje zachowanie.
- Przeprosiny przyjęte. - odpowiedziałam na jego słowa. Chłopak uśmiechnął się, puszczając mnie wolno i pozwalając mi, siebie wyminąć. Szłam w stronę parkowej bramy, obejmując się ramionami. Jeszcze na chwilę się odwróciłam, by spojrzeć na niego ostatni raz. Stał tam nadal, z rękami w kieszeniach, wpatrując się we mnie z tym swoim uśmiechem na ustach. Jest słodki - przemknęło mi przez myśl, za co skarciłam się w duchu. Miałam wrażenie, że gdy myślę o nim w ten sposób, to wszyscy, a przede wszystkim Ryan, mogą odczytać moje myśli. Że wiedzą co jest w mojej głowie, co być nie powinno.
Nagle uderzyłam w kogoś, a czyjeś silne ramiona złapały mnie przed upadkiem. Chwyciłam się owego osobnika, nie chcąc wyślizgnąć się z jego rąk, a do moich nozdrzy wdarł się znajomy zapach perfum.
- Virginia? A ty nie w szkole? - spytał, równie znajomy głos.
- Przepraszam. - powiedział. Myślałam, że mi oczy z orbit wylecą.
- Co ty powiedziałeś ? - spytałam, stając, co i on uczynił.
- Powiedziałem ' przepraszam ' .
- O, nie wierzę. Ty Ryan Winner, który nikogo nie przeprasza, właśnie przeprosił mnie - panią nieśmiałą. - zironizowałam. Chociaż raz chciałam by poczuł się jak to jest, gdy ktoś tylko się z ciebie naśmiewa.
- Bardzo śmieszne. - odparł niby obrażony, puszczając mnie i podchodząc do ławki na której usiadł, ciągle się mi przyglądając. W końcu podeszłam do niego i usiadłam obok.
- Przecież wiesz, że żartowałam. - szepnęłam, a jego twarz ozdobił uśmiech.
- Nie chciałem cię w sobotę ... - zaczął, zastanawiając się jak ująć, to co mi zrobił.
- Urazić ? - spytałam.
- Tak, przepraszam.
- Wow...
- Możesz przestać ? - zapytał. Widać drażniło go jego własne zachowanie.
- Ty tak zawsze robisz, więc dlaczego ja nie mogę ?
- Jeżeli chcesz sobie robić jaja, to .. - powiedziawszy to wstał i nachylił się nade mną. Przez chwilę tkwił w takiej pozycji, po czym pocałował mój policzek. Jego usta były delikatne mimo szorstkich i często okrutnych słów jakie z nich wypływały. Ten delikatny pocałunek, zapewne nic dla niego nie znaczący, namąci mi w głowie. Byłam tego pewna. - ... na razie. - dodał, chcąc odejść. Musiałam podjąć szybką decyzję, czy powinnam go zatrzymać, czy pozwolić odejść? Wybrałam pierwszą opcję i szybo złapałam go za nadgarstek. Widziałam zdziwienie wymalowane na jego twarzy, jednak wcale mnie to teraz nie obchodziło. Wstałam z miejsca, puszczając jego rękę. Spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Teraz widzisz jak się czuję, gdy ty mnie tak traktujesz, czemu wtedy wyszłam. - powiedziałam. Widziałam po jego minie, że uważnie mnie słucha. Moje słowa zdawały się mocno w niego uderzyć. - Nie, nie zamierzam Cię przepraszać. - odparłam, trochę chłodniej. - Teraz poczułeś się jak ja. I co, było Ci przyjemnie? - spytałam, a on pokręcił przecząco głową. - Właśnie! Dlatego mógłbyś czasem być dla mnie milszy, a to co robimy dla naszych przyjaciół, stałoby się łatwiejsze. - ciągnęłam dalej, patrząc w jego oczy i trochę gestykulując. - Jeśli nie zaczniemy się dogadywać, to nici z planu wyswatania ich. Musimy być dla siebie mili, a nie syczeć, warczeć, czy ciągle ironizować. To nic nie da, a może kogoś zranić. Pomyśl o tym. - dodałam na koniec, chcąc go wyminąć na co mi nie pozwolił, przesuwając się w bok i łapiąc mnie za ramiona.
- Poczekaj. Wyciągnęłam Cie na ten spacer by przeprosić i wynagrodzić Ci moje zachowanie. Chciałem, żeby wszystko wróciło do normy tu i teraz. - powiedział. Widziałam w jego oczach, że tym razem nie żartuje sobie ze mnie. - Przepraszam Cię za moje zachowanie.
- Przeprosiny przyjęte. - odpowiedziałam na jego słowa. Chłopak uśmiechnął się, puszczając mnie wolno i pozwalając mi, siebie wyminąć. Szłam w stronę parkowej bramy, obejmując się ramionami. Jeszcze na chwilę się odwróciłam, by spojrzeć na niego ostatni raz. Stał tam nadal, z rękami w kieszeniach, wpatrując się we mnie z tym swoim uśmiechem na ustach. Jest słodki - przemknęło mi przez myśl, za co skarciłam się w duchu. Miałam wrażenie, że gdy myślę o nim w ten sposób, to wszyscy, a przede wszystkim Ryan, mogą odczytać moje myśli. Że wiedzą co jest w mojej głowie, co być nie powinno.
Nagle uderzyłam w kogoś, a czyjeś silne ramiona złapały mnie przed upadkiem. Chwyciłam się owego osobnika, nie chcąc wyślizgnąć się z jego rąk, a do moich nozdrzy wdarł się znajomy zapach perfum.
- Virginia? A ty nie w szkole? - spytał, równie znajomy głos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz