środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 14

Zresztą tym bardziej, że nie chce by Virginia pomyślała, że zrobił to tylko specjalnie, by mi pomogła. Zadzwonił dzwonek , a jego wciąż nie było. Obejrzałem się jeszcze raz, jednak nigdzie go nie ujrzałem. Westchnąłem i ruszyłem wgłąb korytarzy. Po jakiś dwóch minutach znalazłem się pod salą od historii. Zapukałem , bo za pewnie Nina by się wkurzyła.. Zresztą wychowano mnie raczej na kulturalnego chłopaka, tylko, że .. jakoś nie potrzebuję w niektórych sytuacjach być kulturalny. Złapałem za klamkę i wszedłem do środka.
-Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałem , po czym rozejrzałem się po sali. Nigdzie go nie zobaczyłem. Gdyby miał zamiar nie iść do szkoły, to by mnie powiadomił, a tak to... Sam już nie wiem.
-Proszę usiąść, panie Manson. - usłyszałem głos nauczycielki. Ruszyłem się z miejsca, w którym stałem i usiadłem w ostatnim rzędzie przy oknie, zawsze tam siedziałem - razem z Ryanem.

Dziwnie się czułem.Odkąd znam Winnera to nigdy nie siedziałem sam, a jeżeli jego nie było, to i mnie nie było. Byliśmy pokrewnymi duszami. Znałem go praktycznie całe życie. Byliśmy nierozłączni, prawie jak bracia. Nie pamiętam nawet czy kiedykolwiek się kłóciliśmy. Rozumieliśmy się bez słów, wystarczyło jedno spojrzenie i już wiedzieliśmy o co chodzi lub o czym myśli druga osoba.Był dobrym przyjacielem, nigdy się na nim nie zawiodłem. Zawsze i wszędzie mogłem na nim polegać,  a ja .. Ja wczoraj nie przyszedłem tam gdzie chciał, a on miał ważną sprawę - to wiem, ale nie chciałem źle wypaść przed Niną. Jednak to nie powinno mnie tłumaczyć,a w tamtej chwili nie zachowałem się jak przyjaciel.

' -Siema stary, o co chodzi ? - powiedziałem na powitanie, gdy tylko odebrałem telefon.
-Słuchaj mógłbyś wpaść na Street Par , tak za chwilę ? - zapytał.
-Nie mogę urwać się z lekcji, nie chcę by Nina znowu widziała mnie w złym świetle.
-Przecież i tak cię widzi..
-Ale dzięki twojej i Virginii pomocy, odzywa się do mnie, czasem nawet miło..
-Dobra .. Nie musisz przychodzić.
-A tak propos, to po co chciałeś bym tam przyszedł ? - zapytałem ciekawy.
-Czerwony alarm. Pani nieśmiała z kimś rozmawia, och przepraszam, oni koło siebie spacerują i wesoło ze sobą rozmawiają. - zironizował .`

Wiedziałem, że się wnerwił, gdy zapytałem  czy jest zazdrosny. To było pewne. To jest Ryan Winner - on nie okazuje uczuć, a jeżeli już się tak stanie, to ma ważny powód by je okazać. Osobiście nigdy nie widziałem płaczącego Ryana, ale wiem, że wgłębi serca czasem ma się rozpłakać. Ta jego obojętność kiedyś go doprowadzi do grobu. On mi pomaga z Niną, więc ja mu pomogę z Virginią. Tylko czy to jest potrzebne? Gołym okiem widać, że ich do siebie ciągnie. Chociaż oboje to ukrywają, to przede mną tego nie ukryją. Znam swojego przyjaciela i wiem kiedy zakłada maskę, a kiedy jest sobą. Za to po pannie Slayton łatwo to rozpoznać.

Usłyszałem dzwonek oznajmiający, że skończyła się lekcja. Otrząsnęło mnie to z myśli, jednak po głowie wciąż mi chodziło:  gdzie on jest ? Spakowałem książki i ruszyłem w stronę wyjścia. Po kilku minutach znalazłem się wśród znajomych, m.in. przy Alanie i innych ziomkach z naszej ekipy. Przywitałem się i próbowałem się skupić na tym o czym rozmawiają.
-Słuchaj Scott, widziałeś może Ryana ? - usłyszałem za plecami , a ja momentalnie się odwróciłem - Wszędzie go szukam. - dopowiedziała matka Ryana.
-Co pani tu robi ? - zapytałem.
-Możemy porozmawiać ?
-Przykro mi, ale nie mogę pani pomóc. Nawet jakbym wiedział, to Ryan by sobie tego nie życzył.
-Ja..
-Nie będę TU z panią rozmawiał. - syknąłem i odszedłem od nich wszystkich, nie pozwalając na to, by ktokolwiek się pytał co się dzieje, ani by nikt mnie nie zatrzymał. Wolałem, by byli zdziwieni , niż by dowiedzieli się prawdy i tego, że nie mam pojęcia gdzie on jest.

Martwiłem się , do tego wszystko i wszyscy zaczęli mnie wkurzać. Nie miałem ochoty , by z kimkolwiek rozmawiać. Chciałem zostać sam, a najlepiej dowiedzieć gdzie on do cholery jest. Dlaczego ja o tym nie wiem?! Pomyślałem i kopnąłem kosz na śmieci, który jakimś cudem znalazł się pod moimi nogami. Uczniowie patrzyli się na mnie zdziwieni. Jeden do drugi szeptał sobie coś na ucho, co mnie jeszcze bardziej rozzłościło. Czułem jak się w środku palę. Zacisnąłem pięści ze złości, gdy na kogoś wpadłem , a niech go szlag ! Nie odezwałem się , tylko spojrzałem na osobę, z którą się zderzyłem - Nina .. Oj, to nie jest dobry moment na spotkanie z nią. Dlaczego to nie mogła być na przykład Virginia ?! Dlaczego ona?! A niech to ! Mimo to wziąłem głębokie dwa oddechy i moja twarz złagodniała.
-O Scott, a gdzie twój kochaniutki przyjaciel od siedmiu boleści ? - spojrzałem, od razu moja twarz spochmurniała.
-A co tęsknisz za nim ? - warknąłem , po czym ją wyminąłem - nie dając dojść do słowa.

I tak mijały kolejne lekcje. Byłem zły, bardzo zły. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem, nawet ci z paczki. Mieli rację - mieli się czego bać. Wolałem , by mi się nie naprzykrzali. Jeszcze ktoś by mnie jeszcze bardziej wkurwił i mogłoby nawet dojść do bójki, a tego nikt nie chce - a szczególnie ja. W tej szkole panuje teraz nieład. Nie ma Ryana, więc wszyscy są zagubieni. Nawet Ashley - a przecież jest królową szkoły. Bez Winnera ta szkoła nie żyje, jest tu tak pusto. Wydawałoby się, że budynek nie ma ścian, że jest strasznie zimno. Chociaż mój przyjaciel nie należał do miłych osób, to jednak wszyscy go w jakiś zwariowany sposób lubili , bądź podziwiali. Nikt nie wie jaki on jest na prawdę, oprócz mnie..A  możliwe, że już nie długo i inna osoba się o tym dowie.

Siedziałem w ławce i nie myśląc o tym co piszę, przepisywałem z tablicy. Widziałem kątem oka, że inni mi się przyglądają. Nawet nauczycielka zwróciła kilka razy mi uwagę i zapytała czy czasem nic mi nie jest. Oczywiście ignorowałem to, wolałem pozostać cicho, niż wypowiedzieć słowa , które później mógłbym żałować - tak jak w przypadku Niny. Zadzwonił dzwonek - na szczęście ostatni tego dnia, przynajmniej dla mnie. Zebrałem swoje książki, po czym spakowałem do plecaka. Przypomniało mi się, że przecież Winner nawet nie przyszedł do mnie, by odebrać swój plecak. Dziwne to było, coraz bardziej.. No , bo od kiedy jego matka przychodzi do szkoły , taka niby zmartwiona ? No od kiedy ? Czy to nie jest dziwne ? Bo jak dla mnie to, aż za bardzo.

Szedłem korytarzem, byłem tuż przy wyjściu z budynku, jednak usłyszałem za sobą wołanie - dziewczęcy głos. Tylko jedna osoba mogła to być - Virginia. Zatrzymałem się. Może ona coś wie ?
-Cześć. - usłyszałem jej szept. Spojrzałem na nią, była lekko zdyszana przez co nabierała więcej powietrza. - Nie odpowiesz nic ? - zapytała zdziwiona, gdy jej oddech się trochę wyrównał.
-Nie mam ochoty rozmawiać. - warknąłem i zacząłem iść. Jednak ta nie dała za wygraną, podbiegła i teraz szła  ramię w ramię obok mnie.
-Scott o co chodzi ? - zapytała.
-A czy to ważne? Zresztą chyba cię to nie powinno interesować.. - syknąłem.
-Widzę, że jesteś zły. Skoro ci pomagam z Niną, to chcę wiedzieć dlaczego dzisiaj tak na nią naskoczyłeś..
-Co poskarżyła ci się ? - zapytałem jednak już trochę załamującym się głosem.
-Nie, cała szkoła dzisiaj nie mówi o niczym innym , niż o tobie i Ryanie.
-A on co do tego ma?
-Hmm.. Chociażby to, że nie ma go w szkole? Wszyscy są zdziwieni. Do tego ty chodzisz taki zły, że aż widać, że się gotujesz. Co się dzieje ? Gdzie Ryan, powiesz mi ? - zapytała. Westchnąłem.
-Nie wiem gdzie jest ?
-Jak to ? A może robisz sobie ze mnie jaja ? Ty ? Jego przyjaciel nie wiesz, gdzie on jest ? Nie możliwe. - szepnęła.
-A jednak..
-Dzwoniłeś do niego? - zapytała.
-Nie, nie pomyślałem o tym.
-To zadzwoń teraz.
-Okej. - zgodziłem się. Wyciągnąłem telefon, po czym wybiłem jego numer - nie odbierał. Spróbowałem jeszcze dwa razy - nic, zero reakcji.
-Nie odbiera. - powiedziałem zrezygnowany.
-Musiało się coś stać. Też wczoraj do niego dzwoniłam- szepnęła.
-Po co ? - zapytałem ciekawy.
-Miałam .. dziwny sen..
-I chciałaś się dowiedzieć, czy twojemu ukochanemu nic nie jest ? - zapytałem, uśmiechając się po raz pierwszy tego dnia.
-Chociaż w tej chwili mógłbyś nie być złośliwy.
-Oj , no wybacz.. Po prostu mnie to dobija, a tak to chociaż na chwilę zapomniałem, że nie wiem gdzie jest mój najlepszy przyjaciel - wytłumaczyłem. Zapadła cisza.
- Zadzwoń do mnie jak czegoś się dowiesz lub da znak jakieś, dobrze? - zapytała i już po chwili jej nie było.

Nastał wieczór. Całe popołudnie nie robiłem nic, tylko siedziałem na kanapie z telefonem  w ręku z nadzieją, że Ryan się odezwie. Jednak nic się takiego nie stało, a już była dwudziesta pierwsza. Może zalał się i teraz dobrze się bawi z jakąś panienką ? Ale jeżeli nawet , to by dał jakiś znak życia! A może zgubił telefon ? To go nie tłumaczy, przecież by poszedł do szkoły. A może nie było go dlatego, że musiał iść do pracy? Nie, z pewnością bym wiedział... Kurwa! Oszaleję zaraz! Obiecuję, że jeżeli ten telefon zaraz nie zadzwoni, to go rozjebię jak go spotkam - obiecuję.


Poczułem wibrację na ręce, a potem z komórki zaczęła wydobywać się piosenka. Spojrzałem na wyświetlacz - nieznany. Nacisnąłem zielony przycisk i drżącą ręką przyłożyłem telefon do ucha.
-Słucham ?
-Dobry wieczór, czy Rorozmawiam z panem Scottem ? - usłyszałem po drugiej stronie.
-Tak, przy telefonie. - odpowiedziałem, bojąc się tego co za chwilę usłyszę.
-Jest pan spokrewniony z Ryanem Winnerem ? - zapytała.
-Jestem jego najlepszym przyjacielem.Co się stało ?
-Pański przyjaciel miał wypadek. - usłyszałem, a mnie ścisnęło , aż w żołądku. - Pan Ryan znajduje się w  Casa Grande Hospital, prosiłabym o jak najszybszy kontakt i jeżeli mógłby pan, to proszę powiadomić rodzinę. Do widzenia. - powiedziała i się rozłączyła.

Nie mogłem w to uwierzyć. Mój przyjaciel miał wypadek. Jak to możliwe ? Szybko nałożyłem na siebie buty i byle jaką bluzę, po czym chwytając klucze od samochodu z telefonem w ręku, wyszedłem nie informując starych gdzie się wybieram.

Jechałem jak najszybciej mogłem. Skręciłem w lewo i pojawiłem się przed światłami  , akurat z zielonego przemieniło się żółte. A niech to szlag! Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wyszukałem numer do Virginii. Już po dwóch sygnałach odebrała.
-Scott ?
-Tak.
-Co się stało ? Dał jakiś znak życia ? - zapytała przejęta.
-Tak, jest w  Casa Grande Hospital . - szepnąłem, po czym dodałem - Miał wypadek. - powiedziałem i się rozłączyłem , a następnie ruszyłem z piskiem opon...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz