środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 15

           Dzisiejszego dnia w szkole wszystko było jakoś nie tak. Wszyscy mówili coś między sobą, ciągle gdzieś spoglądając. Również to uczyniłam. Moim oczom ukazał się samotny, a do tego bardzo zdenerwowany Scott. Zdziwił mnie brak Ryana przy jego boku. I nagle coś mnie zakuło. A może ten sen.. Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić te widoki z mojej głowy. To było wręcz niemożliwe, żeby to była prawda.
Widząc z daleka moją przyjaciółkę, przywołałam na twarz delikatny uśmiech i ruszyłam w jej stronę. Była jakaś dziwna nieobecna. Zmarszczyłam czoło naprawdę zmartwiona. Ryan, Scott, a teraz Nina..
- Coś się stało? - spytałam ostrożnie. Dziewczyna spojrzała na mnie tępym wzrokiem.
- Wszystko.. Scott.. nie wiem o co chodziło. - westchnęła i mnie wyminęła. Co się stało? Co zrobił Scott? Nagle podeszła do mnie Mikayla i zaczęła paplać jak najęta.
- Wolniej.
- Nie słyszałaś? Ryan zniknął, a Scott jest jakiś dziwny, kiedy Nina z nim rozmawiała, zdenerwował się na nią i ją spławił. - otworzyłam szeroko oczy. Czemu Manson jest taki spięty? - Lepiej z nią pogadaj. - poradziła, a ja skinęłam głową i szybko pobiegłam w stronę Niny. Nie trudno było ją znaleźć. Siedziała na tym samym parapecie co zawsze i wpatrywała się w widok za oknem.
- Słyszałam o twojej kłótni ze Scottem. - rzuciłam cicho, siadając przy niej.
- Nie chciałam go zdenerwować.. Nie wiedziałam, że tak zareaguje. - powiedziała, wyraźnie przejęta. Pogłaskałam ją po włosach, posyłając pocieszający uśmiech.
- Jeśli mogę spytać, to co mu powiedziałaś?
- Zapytałam się gdzie ma Winnera, swojego kochanego przyjaciela, a on wściekł się jakbym nie wiadomo co zrobiła. Nie chciałam tego.. - westchnęła. - Ja nie rozumie o co chodzi.
- Nina.. powiem Ci coś w sekrecie. - powiedziałam, przysuwając się do niej, jakby w obawie, że ktoś coś usłyszy z naszej rozmowy. Rozejrzałam się na boki, po czym skupiłam swój wzrok na niej. - Wczoraj śnił mi się straszny sen z Ryanem w roli głównej i.. ja mam jakieś dziwne, złe przeczucia, a w dodatku nie ma go w szkole. Miałam nadzieję, że to tylko moja paranoja, ale jak widać Scott też ma z jego nieobecnością jakiś problem. - wyznałam. Panna Levington patrzała na mnie z grymasem na twarzy.
- Czemu się tak nim przejęłaś? - spytała.
- Ten sen.. on był naprawdę okropny, przerażający.. to był istny koszmar. Wystraszyłam się, a do tego dochodzi to dziwne uczucie.. Nie rozumiem tego. - westchnęłam. Nina wykrzywiła usta w pocieszającym uśmiechu.
- Mamy problemy z facetami. - rzuciła, po czym się roześmiałyśmy.
           Widząc jak Scott wychodzi ze szkoły, szybko krzyknęłam by go zatrzymać, po czym zaczęłam biec w jego stronę. Musiałam się czegoś dowiedzieć o Ryanie, bo to martwienie się zabijało mnie od środka, a ja nie miałam pojęcia czemu. Chłopak zatrzymał się.
- Cześć. - rzuciłam nieśmiało. Chwilę łapałam oddech. Nie należałam do wysportowanych dziewczyn kochających bieganie. - Nie odpowiesz nic? - spytałam od niechcenia. Był taki sam jak Ryan.
- Nie mam ochoty rozmawiać. - warknął, odwracając się do mnie plecami, po czym zaczął iść. Po chwili oprzytomniałam i pobiegłam za nim, dotrzymując mu kroku.
- Scott, o co chodzi? - spytałam, naprawdę przejęta. Musiałam się dowiedzieć czegoś, zeby zaspokoić moje chore myśli, a przyjaciel Winnera był najlepszą informacją jaką mogłam znaleźć.
- A czy to ważne? Zresztą chyba cię to nie powinno interesować.. - syknął. Nie lubiłam tego tonu. Każdy jego gest, zachowanie, przypominało mi w czymś Winnera, co denerwowało mnie jeszcze bardziej, bo nic na jego temat nie wiedziałam. Ten sen dręczył mnie nadal. Gdy siedziałam w szkolnej ławce i odpłynęłam, widziałam jego zakrwawione ciało.
- Widzę, że jesteś zły. Skoro ci pomagam z Niną, to chcę wiedzieć dlaczego dzisiaj tak na nią naskoczyłeś.. - zaczęłam ostrożnie. To z pewnością musiało być dla niego trudne. Rozumiem, że nie chciał jej skrzywdzić, czy coś podobnego. Mógł jej wyjaśnić to łagodniej, jednak nie winię go.
- Co, poskarżyła Ci się? - spytał, załamany. Budowaliśmy między nimi jako tako przyjazne relacje, a on naskoczył na nią jakby mu coś zrobiła..
- Nie, cała szkoła dzisiaj nie mówi o niczym innym, niż o tobie i Ryanie. - odparłam.
- A on co do tego ma?
- Hmm.. Chociażby to, że nią ma go w szkole? Wszyscy są zdziwieni. Do tego ty chodzisz taki zły, że aż widać, że się gotujesz. Co się dzieje ? Gdzie Ryan, powiesz mi ? - zapytałam. Chłopak westchnął zrezygnowany i spojrzał w moje oczy.
 - Nie wiem gdzie jest? - bardziej zabrzmiało to jak pytanie, a nie stwierdzenie. Jak to możliwe, że on nie wie gdzie jest Ryan? To kto wie?!
- Jak to? - zdziwiłam się. - A może robisz sobie ze mnie jaja? Ty? Jego przyjaciel nie wiesz, gdzie on jest? - wypytywałam. To naprawdę było dziwne.. - Nie możliwe. - szepnęłam.
- A jednak.. - odparł.
- Dzwoniłeś do niego? - spytałam. Oczywiście nie pomyślał o tym. Kazałam mu szybko zadzwonić co uczynił, jednak nie był żadnego odzewu ze strony Ryana. Rozumiem, że nie odbierał ode mnie wczoraj o północy, ale to był jego przyjaciel i było to naprawdę dziwne. Scott spróbował jeszcze kilka razy, jednak i to nic nie dało. Przyznałam się Mansonowi, że i ja dzwoniłam do Winnera wczorajszej nocy. Oczywiście nie pomyślałam, że spyta po co. Oh, ja naiwna.
- Miałam.. dziwny sen.. - przyznałam, przegryzając wargę.
- I chciałaś się dowiedzieć, czy twojemu ukochanemu nic nie jest? - zapytał, a uśmiech wkradł się na jego usta. Nie rozumiem tego chłopaka. Mógłby się cieszyć na widok Niny, ale czemu z tego powodu, że dzwoniłam do Ryana? Dureń.
- Chociaż w tej chwili mógłbyś nie być złośliwy - mruknęłam niezadowolona. Czułam się niekomfortowo w tej sytuacji. Czułam się jakby Scott Manson czytał w mojej głowie..
- Oj, no wybacz.. Po prostu mnie to dobija, a tak to chociaż na chwilę zapomniałem, że nie wiem gdzie jest mój najlepszy przyjaciel - wytłumaczył. Widziałam zmartwienie w jego oczach, a także smutek. Na chwilę zapadła niezręczna cisza, która postanowiłam szybko przerwać.
- Zadzwoń do mnie jak czegoś się dowiesz lub da znak jakieś, dobrze? - poprosiłam. Na co on się zgodził, więc jak najszybciej zniknęłam z jego pola widzenia, bez żadnego pożegnania. Cholerny Ryan! Co on sobie wyobraża?! Swoją nieobecnością chciał nam pokazać jak może wywrócić życie wszystkich do góry nogami? Jak może sprawić, że nawet Scott, twardy facet, się o niego martwi? Jak ja zaczynam się o niego martwić? Jeśli robił to dla rozrywki, albo gdzieś dobrze zabalował, to naprawdę, obiecuję mu, że go skrzywdzę. Własnoręcznie.
           Siedziałam na łóżku rozmawiając z Niną. Może dziwnie to zabrzmi, ale cieszyły mnie jej wyrzuty sumienia względem Scotta. Oczywiście powiedziałam jej, że ten nic nie wie o Ryanie. Levingoton potrzebowała porady. Porady od przyjaciółki.
- Co mam zrobić, Virg? - spytała, jakby zrozpaczona. Już wymyśliła setki rzeczy, jednak ze wszystkiego szybko rezygnowała.
- Najprościej byłoby go przeprosić. - odparłam. Dla mnie bylo to oczywiste, ale gdzież tam, duma Niny Levington, mogłaby jej pozwolić na coś takiego?
- Przeprosić? - jęknęła.
- Tak. Mogłabyś to zrobić, ten jeden raz. - powiedziałam. - A do tego mogłabyś być mniej złośliwa. Nie rozumiem co on Ci ostatnio zrobił. Przecież starał się być miły.
- No niby tak, ale.. to wszytko jest jakieś niezrozumiałe. - westchnęła, zapewne rzucając się na łóżko. - Naprawdę mam to zrobić? - spytała po chwili ciszy. Mruknęłam do telefonu, potwierdzając iż jest to właściwe zachowanie w tej sytuacji. - No dobrze, zrobię to. Mam nadzieję, że mnie nie wyśmieje, albo co gorsza, nie spławi. - odparła.
- Jestem pewna, że tego nie zrobi. Daj mu ochłonąć, jutro wszystko będzie w porządku. - powiedziałam, siląc się na w miarę wesoły ton. - Nina, przepraszam się, ale muszę zaglądnąć do książki, a jestem zmęczona. Chyba wcześniej się położę.. Nie masz mi za złe?
- Oczywiście, że nie kochana. Jutro porozmawiamy, do zobaczenia! - pożegnała się tym swoim melodyjnym głosem, po czym usłyszałam w słuchawce dźwięk zakończonego połączenia. Westchnęłam cichutko, odkładając telefon i zaczęłam czytać temat w książce. Nagle mój telefon ponownie zadzwonił.
- Ach ta Nina. - szepnęłam z uśmiechem na ustach, jednak to nie była ona. - Scott?
- Tak. - odparł, zamiast przechodzić do sedna sprawy. Chodziło o Ryana, czułam to!
- Co się stało? Dał jakiś znak życia? - spytałam prędko. Byłam bardzo przejęta.
- Tak, jest w Casa Grande Hospital. - szepnął. Zamarłam.. czemu? - Miał wypadek. - dodał po czym się rozłączył. Słuchawka wyleciała mi z dłoni. Czyli to była prawda? Przecież ja wcale nie byłam tak daleko od miejsca zdarzenia! Poczułam nagłą potrzebę pojechania tam. Nie ważne co powie Scott. Czy będzie paplał, że mi zależy. Jakby nie patrzeć Ryan jest dla mnie czymś w rodzaju znajomego i zasługuję na moja uwagę. Szczególnie po tych przeprosinach.
Złapałam swoją bluzę i zbiegłam po schodach. W salonie zastałam tatę, jednak minęłam go bez słowa. Stałam w przedpokoju zakładając buty, po czym zarzuciła na ramiona moją skórzana kurtkę.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał, zaskoczony moim zachowaniem.
- Kod czerwony. Nina w rozpaczy. - wzruszyłam ramionami. Nienawidziłam kłamstwa. Ten tylko skinął głową i powiedział, ze rozumie, wiec szybko wybiegłam z domu. Przystanek był niedaleko, więc nie był z tym problemu. Na moje szczęście załapałam się na autobus w ostatniej chwili. Usiadłam na jego tyłach, opierając czoło o szybę. Jeśli wypadek był prawdą to.. to reszta też była. Czyli zrezygnował? Nie, z pewnością był to innego rodzaju wypadek. Nie wierzę, że on by odmówił takiej atrakcyjniej dziewczynie. Przecież to Ryan Winner.
          Wbiegłam to praktycznie pustego szpitala. Była godzina dziesiąta wieczorem, więc niewiele osób tu było. Podbiegłam do recepcji.
- Przepraszam, gdzie leży Ryan Winner? - spytałam, zdyszana. Pielęgniarka podniosła leniwie wzrok i zmierzyła mnie znad okularów. Miałam dziką ochotę się jej odgryźć, że to szpital i to mogło być coś ważnego, a ona marnuje czas.
- Jest Pani kimś z rodziny? - co ja teraz powiem? Jeśli przyznam, że jestem tylko znajomą to mnie nie wpuszczą. Co zrobiłaby Nina. Nic mi nie przyszło do głowy.
- Jestem jego dziewczyną! - wypaliłam. Kobieta skinęła głową, po czym spojrzała w komputer. Podała mi salę pod którą szybko pobiegłam. Stanęłam przy drzwiach do pomieszczenia. Przez szybkę widziałam Scotta stojącego obok łóżka. Martwił się. Przełknęłam ślinę i złapałam za klamkę. Raz kozi śmierć. Weszłam do środka. Manson zdawał się mnie nie słyszeć. Podeszłam do niego bezszelestnie, a serce waliło mi jak szalone. Bałam się tego co zobaczę.
- Co z nim? - spytałam. Loczek odwrócił się w moja stronę. Był wyraźnie zaskoczony.
- Przyjechałaś. - szepnął. - Jak.. Jak Cie wpuścili? Znajomych nie wpuszczają, mi ledwo pozwolili wejść.
- Powiedzmy, że mam swoje sposoby. - odparłam, ściągając kurtkę i siadając na krześle obok Ryana. Spojrzałam na jego poobijaną twarz. Scott uniósł do góry brew. Wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam. - Dobra.. powiedziałam, że jestem jego dziewczyną. - powiedziałam cicho. Do moich policzków napłynęła krew, więc spuściłam wzrok.
- Mała kłamczucha. - zaśmiał się. - Dobrze, że jesteś. On teraz potrzebuje towarzystwa. - powiedział, już poważnie. Spojrzałam w jego oczy i skinęłam głową. Miał rację.
- Wiadomo.. co się stało?
- Wypadek samochodowy. Jak zwykle nie uważał na pasach i go potrącono. - westchnął. Zbladłam. - Wszystko w porządku? - zaniepokoił się mój towarzysz.
- Mój sen.. - szepnęłam. Pokręciłam energicznie głową.
- Co twój sen?
- Mówiłam Ci o dziwnym śnie.. on miał w nim wypadek. Uderzył w niego samochód. - powiedziałam nadal jakby nieobecna. Czemu to mi się śniło? Czemu miałam widzieć co się z nim stało? Nic z tego nie rozumiałam, a tak bardzo chciałam znać odpowiedzi na te pytania. - O matko, to była prawda. Ten sen był realny.. to się właśnie z nim stało. - zakryłam usta dłonią. Przypomniała mi się ta scena, gdy auto mocno w niego walnęło.
- Spokojnie. Jego stan jest stabilny, wyjdzie z tego. - poklepał mnie po ramieniu. - Przyniosę Ci kawę, bo jesteś blada. - pokiwałam głową. Nie znałam jeszcze takiego Scotta Mansona. Troskliwego, miłego. Zero ironii w głosie, tego sarkazmu. Nie warczał na mnie, nie syczał, ani się nie wkurzał. W takim Loczku Nina mogłaby się spokojnie zakochać. Na moją twarz wkradł się uśmiech, a raczej grymas, który miał go przypominać. Muszę mu o tym wspomnieć, ale nie teraz. To nie jest dobra pora na takie rozmowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz