Byłem od jakiś dziesięciu minut w szpitalu i stałem przy jego łóżku, zastanawiając się co mam
zrobić. Powiadomić jego starych, czy może dać spokój? Przecież wiem, że
im nie zależy, ale jego matka wygląda dzisiaj na zmartwioną. Jednak nie
chciałem , by Ryan się zdenerwował, gdy tylko się obudzi. Musi
odpoczywać to na pewno. Wiedziałem, że jak się obudzi to będę musiał go
przeprosić.. Zależało mi na tej przyjaźni, a taki ruch mógłby coś
zepsuć. On ich nienawidzi, taka była prawda.
Zamyślony nawet nie usłyszałem , gdy ktoś wszedł do sali. Dopiero, gdy Virginia się odezwała, wróciłem na ziemię.
- Co z nim? - spytała. Odwróciłem się w jej stronie , trochę zaskoczony. Nie spodziewałem jej się tu.
- Przyjechałaś. - szepnąłem. - Jak.. Jak Cie wpuścili? Znajomych nie wpuszczają, mi ledwo pozwolili wejść.
- Powiedzmy, że mam swoje sposoby. - odparła, ściągając kurtkę i siadając na krześle obok Ryana. Spojrzałem na nią i uniosłem do góry brew. - Dobra.. powiedziałam, że jestem jego dziewczyną. - powiedziała. Wiedziałem!
- Mała kłamczucha. - zaśmiałem się. - Dobrze, że jesteś. On teraz potrzebuje towarzystwa. - powiedziałem, już poważnie.
- Wiadomo.. co się stało? - zapytała.
- Wypadek samochodowy. Jak zwykle nie uważał na pasach i go potrącono. - westchnąłem. Zbladła. - Wszystko w porządku? - zaniepokoiłem się
- Mój sen.. - szepnęła i pokręciła głową.
- Co twój sen? - zapytałem nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- Mówiłam Ci o dziwnym śnie.. on miał w nim wypadek. Uderzył w niego samochód. - powiedziała nadal jakby nieobecna. Tak, teraz mi się przypomniało, gdy mnie zatrzymała wspominała coś o jakimś śnie.- O matko, to była prawda. Ten sen był realny.. to się właśnie z nim stało. - zakryła usta dłonią.
- Spokojnie. Jego stan jest stabilny, wyjdzie z tego. - poklepałem ją po ramieniu - Przyniosę Ci kawę, bo jesteś blada. - zaproponowałem, a następnie wyszedłem z sali.
- Co z nim? - spytała. Odwróciłem się w jej stronie , trochę zaskoczony. Nie spodziewałem jej się tu.
- Przyjechałaś. - szepnąłem. - Jak.. Jak Cie wpuścili? Znajomych nie wpuszczają, mi ledwo pozwolili wejść.
- Powiedzmy, że mam swoje sposoby. - odparła, ściągając kurtkę i siadając na krześle obok Ryana. Spojrzałem na nią i uniosłem do góry brew. - Dobra.. powiedziałam, że jestem jego dziewczyną. - powiedziała. Wiedziałem!
- Mała kłamczucha. - zaśmiałem się. - Dobrze, że jesteś. On teraz potrzebuje towarzystwa. - powiedziałem, już poważnie.
- Wiadomo.. co się stało? - zapytała.
- Wypadek samochodowy. Jak zwykle nie uważał na pasach i go potrącono. - westchnąłem. Zbladła. - Wszystko w porządku? - zaniepokoiłem się
- Mój sen.. - szepnęła i pokręciła głową.
- Co twój sen? - zapytałem nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- Mówiłam Ci o dziwnym śnie.. on miał w nim wypadek. Uderzył w niego samochód. - powiedziała nadal jakby nieobecna. Tak, teraz mi się przypomniało, gdy mnie zatrzymała wspominała coś o jakimś śnie.- O matko, to była prawda. Ten sen był realny.. to się właśnie z nim stało. - zakryła usta dłonią.
- Spokojnie. Jego stan jest stabilny, wyjdzie z tego. - poklepałem ją po ramieniu - Przyniosę Ci kawę, bo jesteś blada. - zaproponowałem, a następnie wyszedłem z sali.
Szedłem trzymając w ręce dwa kubki kawy. Myślałem - zresztą tak jak cały ten dzień. Każdy
dzisiaj mógł poznać moją inną stronę. Tą wybuchową - w przypadku Niny i
innych uczniów i tą spokojną, martwiącą się o przyjaciela - tym razem w
przypadku Virginii. Nie chciałem, by wszyscy znali tą drugą stronę, aby
przetrwać nie można okazać się słabym. Wiem. Gdyby ktoś teraz to
usłyszał, to pomyślałby , że to pomyślał Winner. Prawda jest taka, że ja
jestem prawie taki sam jak on. Ja umiem okazać uczucia - on też, jednak
tego nie chce. Owszem , ja też nie chcę, ale czasem trzeba , chociażby
wtedy , gdy chce by ktoś mnie pokochał. Wiem, że zachowałem się w
stosunku Niny jak ostatni dupek, ale gdy jestem zły , to nie panuję nad
sobą. A ja nie chcę, by ona poznała moją gorszą stronę. Kocham ją - to
jest pewne i dlatego nie chcę jej zranić, a dzisiaj ... z pewnością to
zrobiłem, a tak bardzo chciałem tego uniknąć.
Doszedłem
do sali, chwyciłem za klamkę i wszedłem. Tym razem nie siedziała przy
łóżku Ryana, a stała przy oknie. Była zamyślona, jednak usłyszała jak
wszedłem. Odwróciła się w moją stronę. Podszedłem do niej i podałem
kawę, wysłała mi smutny - lecz pełen podziękowania uśmiech,
odwzajemniłem go lekko i usiadłem na krześle.
-Nie sądziłam, że jesteś taki uczuciowy - zaczęła.
-A ja nie sądziłem, że tak się nim przejmiesz. - zignorowała to.
-Wiem, że ci zależy na Ninie.. Dlatego wiem, że pomagając tobie robię słusznie. Nie zepsuj tego.. - powiedziała, po czym ruszyła w moją stronę i usiadła obok, tylko na drugim krześle.
-Skąd masz tą pewność ? - zapytałem.
-Bo widzę, że nie jesteś cholernym dupkiem, a przynajmniej nie takim jak twój przyjaciel - szepnęła i spuściła głowę. Westchnąłem.
-Nie znasz go..
-Możliwe, ale mu na niczym nie zależy, za to tobie tak.
-Mylisz się..
-Może podasz mi przykład ? - zapytała i przeniosła swoje spojrzenie z podłogi na mnie.
-Ty. - odpowiedziałem.
-Co masz na myśli ?
-Pomyśl .. Czy, gdyby mu nie zależało na tobie, to czy by cię przeprosił ? - zapytałem, po czym wstałem. - Ja muszę lecieć, matka pewnie się martwi, a ja nie chcę mieć kłopotów. Wystarczy, że z nim mam.- powiedziałem, wskazując na niego głową. - Trzymaj się i nie siedź długo. - poprosiłem.
-Jasne.
Już miałem wychodzić, gdy postanowiłem, że się jej coś zapytam.. Muszę to wiedzieć.
-Virginia, czy Nina.. czy ona była na mnie zła ?
-Nie, jedynie była smutna, że ją tak potraktowałeś. - odpowiedziała.- Jednak proszę cię, jeżeli chcesz z nią być, to pogadaj z nią - na pewno cię zrozumie. - dodała.
-Dzięki. - podziękowałem i wyszedłem z sali.
-Nie sądziłam, że jesteś taki uczuciowy - zaczęła.
-A ja nie sądziłem, że tak się nim przejmiesz. - zignorowała to.
-Wiem, że ci zależy na Ninie.. Dlatego wiem, że pomagając tobie robię słusznie. Nie zepsuj tego.. - powiedziała, po czym ruszyła w moją stronę i usiadła obok, tylko na drugim krześle.
-Skąd masz tą pewność ? - zapytałem.
-Bo widzę, że nie jesteś cholernym dupkiem, a przynajmniej nie takim jak twój przyjaciel - szepnęła i spuściła głowę. Westchnąłem.
-Nie znasz go..
-Możliwe, ale mu na niczym nie zależy, za to tobie tak.
-Mylisz się..
-Może podasz mi przykład ? - zapytała i przeniosła swoje spojrzenie z podłogi na mnie.
-Ty. - odpowiedziałem.
-Co masz na myśli ?
-Pomyśl .. Czy, gdyby mu nie zależało na tobie, to czy by cię przeprosił ? - zapytałem, po czym wstałem. - Ja muszę lecieć, matka pewnie się martwi, a ja nie chcę mieć kłopotów. Wystarczy, że z nim mam.- powiedziałem, wskazując na niego głową. - Trzymaj się i nie siedź długo. - poprosiłem.
-Jasne.
Już miałem wychodzić, gdy postanowiłem, że się jej coś zapytam.. Muszę to wiedzieć.
-Virginia, czy Nina.. czy ona była na mnie zła ?
-Nie, jedynie była smutna, że ją tak potraktowałeś. - odpowiedziała.- Jednak proszę cię, jeżeli chcesz z nią być, to pogadaj z nią - na pewno cię zrozumie. - dodała.
-Dzięki. - podziękowałem i wyszedłem z sali.
Ściągnąłem bluzę i buty i nie mówiąc nikomu , że wróciłem - poszedłem do swojego pokoju. Zamknąłem się i rzuciłem na łóżko. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do Niny.Po kilku sygnałach odebrała.
-Halo ? - usłyszałem.
-Nina ?
-Tak, to ty Scott ? - zapytała nie pewnie.
-Tak.. słuchaj.. - zacząłem, jednak ona mi przerwała.
-Scott, nic się nie stało. Rozumiem każdy może mieć zły dzień.
-Masz rację miałem zły sen, jednak tu chodziło o Ryana.
-Przepraszam cię, nie chciałam cię wkurzyć , po prostu..
-Nie szkodzi, ja też nie musiałem na ciebie nakrzyczeć. Nie chciałem, dlatego dzwonię. Przepraszam, mi na prawdę na tobie zależy.
-Wiem i nie mam ci tego za złe..
-Ryan jest w szpitalu. - wypaliłem.
-O mój boże.. To dlatego byłeś taki zły ?
-Nie wiedziałem o tym, nie dawno się dowiedziałem.
-Jesteś w szpitalu ?
-Nie, Virginia z nim została.. Jeszcze się nie obudził, przeszedł ciężką operację, ale już jest lepiej..Ważne , że żyje.
-Scott, strasznie mi przykro.
-Mnie też Nina, mnie też , nawet nie wiesz jak bardzo...
*
Czułem się okropnie. Wszystko mnie bolało, szczególnie klatka piersiowa
i głowa. Poruszyłem palcami u ręki, czułem się jakbym nigdy nimi nie
ruszał. Byłem cały zdrętwiały. Spróbowałem otworzyć oczy, ale powieki
miałem jakieś ciężkie. Ponowiłem próbę, jednak tym razem zrobiłem to
zbyt gwałtownie. Ujrzałem białe światło, które strasznie mnie raziło,
więc zamknąłem oczy i tym razem powoli je otwierałem, przyzwyczajając do
jasności jaka panowała w pomieszczeniu. Spojrzałem na siebie, byłem
cały poobijany , a na brzuchu miałem bandaż. Do tego byłem podłączony do
jakieś maszyny, widziałem również kroplówkę. Przechyliłem głowę w bok i
ku mojemu zdziwieniu ujrzałem panią nieśmiałą, opartą o oparcie krzesła
z zamkniętymi oczami.-Virginia ? - wyszeptałem, bo gardło dopiero teraz dało o sobie znać. Swoją drogą strasznie piekło,
a do tego chciało mi się pić. Poruszyła się, jednak nie otworzyła oczu.
Spała. Spokojnie, wytrzymam. Dam radę - jestem silny. Przełknąłem z
trudem ślinę i po mimo bólu, uśmiechnąłem się do siebie. Ułożyłem
wygodnie głowę na poduszce, a następnie zamknąłem oczy z zamiarem
pójścia spać...
`Leżałem na łące, pośród kwiatów. Na twarzy miałem ironiczny uśmiech, a w prawej ręce trzymałem nóż. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Wspaniałe miejsce - akurat na doskonałą śmierć. Skoro ja z nią nie mogę być, to zginie. Jeżeli ja z nią nie mogę być, to i nikt inny z nią nie będzie. To ja zostałem wybrany, nie on. Usłyszałem śmiech, a potem moim oczom ukazał się wręcz uroczy obrazek. Szła w objęciach tego dupka, którego zabiłbym od razu, jednak wolałem popatrzyć jak cierpi - tak jak ja, gdy ją straciłem - przez niego. Niech poczuje to co ja. Niech poczuje ten ból. Niech straci osobę, którą kocha. Bo, gdyby nie on - to ona zawsze byłaby moja. Wstałem z trawy i podszedłem do nich, ich miny od razu zrzedły.
-Co ty tu robisz?
-Podziwiam piękno natury.
-Ty ?
-A co nie mogę ?
-Dlaczego teraz ?
-Bo mam zamiar cię zabić. - powiedziałem i wybuchnąłem śmiechem, jak jakiś psychopata.
-Co ? Nie ! Nie możesz ! Ja , ja ..
-Co ty ?
-Jakieś ostatnie życzenie ?
-Zostaw ją! - usłyszałem.
-Nie. - powiedziałem, a następnie wyciągnąłem nóż i wbiłem go w serce dziewczyny, patrząc jak jej ciało powoli osuwa się na ziemię, a jej oczy stają się puste. Była nieżywa.'
Obudziłem się, sapiąc głośno.. Spojrzałem w kierunku dziewczyny. Żyła. Żyła i to było najważniejsze.
Kamień z serca mi spadł. To wszystko wydawało się takie realne. Jednak
chociaż jestem wybuchowy, zły, samolubny to jednak nigdy bym nikogo nie
zranił - a szczególnie jej.. Nie mógłbym patrzeć jak ona cierpi.
Wolałbym sam umrzeć, niż ją zabić..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz