środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 18

                   Leżałem tak na łóżku, wciąż sapiąc głośno i patrząc się na śpiącą dziewczynę, która po chwili się przebudziła i spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem. Nagle zerwała się z krzesełka i usiadła na moim łóżku, a następnie przyłożyła swoją dłoń do mojego policzka i delikatnie zaczęła nią gładzić mój policzek. Było mi miło, jednak ból jaki ogarniał moje ciało nie pozwolił na zrobienie jakiekolwiek ruchu.
-Napędziłeś nam stracha. - odezwała się , a następnie uśmiechnęła się delikatnie. - Jak się czujesz ? - dodała. Chciałem jej odpowiedzieć, że czuję się okropnie, ale miałem tak sucho w gardle , że nie potrafiłem się wysłowić. Jedynie co zrobiłem, to kaszlnąłem . Widocznie ona zauważyła, że chce mi się pić, bo praktycznie od razu podała mi butelkę z wodą, najpierw odkręcając nakrętkę. Nachyliła się, przechylając mi butelkę, tak , że było mi lepiej się napić, niż gdybym miał to sam zrobić.
-Dziękuję. - odparłem. - Co tutaj robisz ? - zapytałem. Wiedziałem, że nie powinienem nic mówić, ale ciekawość od środka mnie zżerała i chciałem wiedzieć dlaczego ona jest tu przy mnie.
-Nic nie mów. - poprosiła. - Jesteś zmęczony, porozmawiamy jutro jak poczujesz się lepiej. - powiedziała, na co ja skinąłem głową. Już otwierałem usta i już miałem się jej zapytać skąd wie, że tu jestem, jednak ona mnie wyprzedziła , tak jakby wiedziała o czym myślę. - Scott mi powiedział co się stało. Poprosiłam go, żeby dał mi znać jak się czegoś dowie. - mówiła, a ja ją słuchałem w skupieniu. Byłem zdziwiony tym, że ona się tak mną interesuje, wiedziałem, że jej się podobam, ale mimo wszystko miło z jej strony. - Był tutaj, ale musiał iść do domu. Rano na pewno przyjdzie. - skończyła, a ja westchnąłem i zamknąłem oczy. Nagle poczułem jak łóżko się lekko podnosi, na co od razu otworzyłem oczy i spojrzałem w kierunku Virginii.
-Nie odchodź. - wychrypiałem, na co ona pokręciła głową.
-Nie mam zamiaru. - szepnęła, a ja po raz kolejny przymknąłem powieki i zapadłem w spokojny sen.
`Siedziałem na trybunach i obserwowałem jak dziewczyny grają w siatkę. Uśmiechnąłem się szeroko, jak drużyna mojej dziewczyny po raz kolejny zdobyła punkt. Byłem z niej dumny, jak jeszcze z nikogo innego. Czułem się szczęśliwy, bo w końcu wszystko zaczęło się układać. Miałem wspaniałą dziewczynę, cudownego przyjaciela , matka rozwiodła się z ojcem i jak tu się nie cieszyć ? Chciałem żeby było już tak zawsze, tak jak teraz - bym już nigdy nie musiał doznawać bólu, bym już zawsze czuł się kochany i wspierany przez moich bliskich. Zamknąłem oczy, a po chwili poczułem na swoich usta, usta dziewczyny. Uśmiechnąłem się pod nosem i oddałem pocałunek, jednak po chwili otworzyłem oczy, gdy zorientowałem się, że ten pocałunek jest inny, że smakuje inaczej. Spojrzałem w oczy dziewczyny i już wiedziałem, że wszystko zrujnowałem. Zdradziłem swoją dziewczynę. Odepchnąłem dziewczynę stojącą przede mną, a następnie wstałem i spojrzałem w kierunku boiska. Stała tam, patrząc się na to wszystko. Widziałem ból w jej oczach. Ona miała nadzieję, że na prawdę się zmieniłem , bo tak było - zmieniłem się, jednak teraz ona na pewno mi nie uwierzy. Nagle odwróciła się, a już po chwili zaginął po niej ślad. Straciłem ją. `
Przebudziłem się, powoli otwierając zaspane oczy i od razu moje spojrzenie przykuła dziewczyna siedząca na krzesełku koło mojego łóżka. Była tu, nie odeszła.
-Jesteś. - szepnąłem.
-Jestem, jestem. - powiedziała i uśmiechając się, usiadła na brzegu łóżka. - A co ty myślałeś, że dam ci spokój ? - zadała pytanie retoryczne, na co ja wybuchnąłem śmiechem, a już po chwili moja twarz wykrzywiła się w grymas bólu. Może dzisiaj czułem się o wiele lepiej, niż wczoraj, jednak ból dalej został.
-Biedny ja. - powiedziałem i mimo wszystko wykrzywiłem usta w uśmiech. Czułem się w miarę dobrze, a ona tylko poprawiała mi humor. Już miałem coś dodać, gdy do sali weszła zgrabna, nawet ładna pielęgniarka.
-Dzień dobry. - przywitała się. - Widzę, że się pan obudził. Dobrze. - powiedziała i podeszła do łóżka. Widziałem jak na mnie patrzyła i jak rzucała mi zalotne uśmieszki, jednak ja nie zwracałem na to uwagi. Może i była młoda, ładna, zgrabna - jednak ja miałem na oku kogo innego.. Usłyszałem znaczące chrząknięcie, ktoś tu chyba był zazdrosny. Na twarz pielęgniarki wstąpił grymas, gdy spojrzała na Virginię.- Ma pan kochaną dziewczynę, siedziała tutaj całą noc. - powiedziała, jakby od niechcenia, za to na mojej twarzy można było odczytać, że byłem zdziwiony. - Ale do rzeczy, poproszę doktora, żeby niedługo tu zajrzał, skoro pan się obudził. - skończyła, na co obydwoje kiwneliśmy potwierdzająco głową, że zrozumieliśmy. Była ładna - owszem, ale strasznie irytująca. Kamień spadł mi z serca, gdy kobieta wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech, gdy sobie przypomniałem , że ona powiedziała o Virginii moja dziewczyna.
-Wytłumaczysz mi to, kochanie ? - spytałem, specjalnie akcentując ostatnie słowo. To było co najmniej dziwne, ale dobrze się z tym czułem, w końcu już nie raz mówiłem tak. Brunetka na moje słowa od razu się zarumieniła.
-No wiesz...nie wpuściliby tu byle kogo. Musiałam coś wymyślić. - odpowiedziała zakłopotana.
-Och, w porządku kochanie, ale następnym razem mnie uprzedź, że jesteśmy razem. - zażartowałem, na prawdę śmieszyła mnie ta sytuacja. - Tak w ogóle to czemu się mną tak przejęłaś? - zapytałem ciekaw.
-Bo widzisz...miałam taki dziwny sen i...byłeś tam ty, jakaś blondynka, potem ten wypadek. Przestraszyłam się, a gdy Scott powiedział, że to samochód w ciebie uderzył, przeraziłam się jeszcze bardziej. - wyjaśniła i nareszcie odważyła się na mnie spojrzeć. Nie odzywałem się, byłem w szoku. Jej się to na prawdę śniło? Ale jak ?
-Nie zrobiłem tego. - powiedziałem, za kim zdążyłem ugryźć się w język. Zmarszczyła brwi.
-Czego nie zrobiłeś ? - zapytała, pewnie nie wiedząc o co mi chodzi.
-Ta dziewczyna... nie zrobiłem tego. Nie spałem z nią. - wytłumaczyłem, a ona skinęła głową pokazując mi, że mnie rozumie i żebym mówił dalej. - Kiedy ją ca... - nie skończyłem, bo drzwi od sali nagle się otworzyły, a do środka wszedł Scott. Rzucił w stronę Virginii krótkie cześć i ruszył w moją stronę.
-Nastraszyłeś mnie, nas .. - powiedział , zerkając na dziewczynę.
-Przepraszam. - to tyle na co było mnie stać, dziwne, że tak łatwo mi się to wypowiadało..
-Mam nadzieję, że szybko się z tego wyliżesz. Planuję wielką imprezę powitalną na twoją cześć. - mówił uśmiechając się, na co ja zaśmiałem się słabo, bo jeszcze nie miałem na tyle siły, ale już powoli ją odzyskiwałem. Nagle do sali wszedł lekarz, zabierając mnie , nawet nie pytając o moje zdanie.
Leżałem na sali nudząc się strasznie. Gdy lekarz po zrobieniu zbędnych badań stwierdził, że jest ze mną wszystko w porządku, to odwieźli mnie na salę, a jak Scott z Virginią dowiedzieli się, że jest ze mną coraz lepiej, to zmyli się do domu. Nie wiedziałem co mogę robić, ruszać się zbytnio nie mogłem, bo wszystko mnie bolało. Mówić za bardzo też nie mogłem, ale z tym i tak było lepiej, niż z moim ciałem. Moim biednym ciałem, które przez ten szpital strasznie zaniedbam.
Mijały godziny, aż nastał wieczór , właściwie to wciąż nic nie robiłem - tylko patrzyłem się tępo w sufit. Widziałem jak pielęgniarki specjalnie przechodziły obok mojej sali, gdy drzwi były otwarte, bo o to poprosiłem - chciałem wiedzieć co się dzieje, chociaż na korytarzu. Oprócz pielęgniarek, widziałem co rusz nowych pacjentów, nie uśmiechało mi się to, bo w każdej chwili mogą mi do sali kogoś przydzielić.
Już prawie usypiałem, gdy usłyszałem kroki i jakieś szepty. Otworzyłem szybko oczy , przyzwyczajając się powoli do ostrego światła , a następnie spojrzałem w stronę skąd dochodziły odgłosy. Moim oczom ukazała się kobieta, wraz z mężczyzną w średnim wieku i jakąś dziewczyną, całkiem ładną dziewczyną stojącą tuż obok drugiego łóżka, które znikąd znalazło się w mojej sali.
-Co państwo tutaj robią ? - zapytałem na tyle głośno, na ile mogłem.
-Och, przepraszamy. Obudziliśmy pana, proszę nam wybaczyć, nasza córka została tu przydzielona do sali - mamy nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko. - odpowiedziała na moje pytanie kobieta.
-Nie, nie skądże. Z taką ładną dziewczyną mogę dzielić salę, nawet, gdybyśmy ledwo mieli się mieścić. - wymknęło mi się.
-Oj, chłopcze. Podrywacz z ciebie widzę , że jest. - odezwał się ojciec dziewczyny.
-Owszem, jest. - uśmiechnąłem się lekko.
-To my ciebie zostawiamy córcia z tym panem, myślę, że się dogadacie. Dobranoc. - powiedziała kobieta, a zaraz po tym pocałowała córkę w czoło. Oj, jakie to słodkie.
Gdy mężczyzna również pożegnał się ze swoją córką, postanowiłem działać. Co mi zależało? I tak nie miałem nic ciekawszego tutaj do roboty.
-No, słodziutka, jak ci na imię ?
-Samantha, Samantha Poldas. - odpowiedziała rumieniąc się, och słodka i niewinna - lubię takie.
-Miło mi cię poznać, Ryan jestem i mam nadzieję, że na tym nie zatrzyma się nasza znajomość. - powiedziałem zalotnie się uśmiechając, na co ona się jeszcze bardziej zarumieniła - tak samo jak robi to Virginia.
-Mnie również cię miło poznać.
-To co tam powiesz mi ciekawego o sobie ? - zapytałem.
Spałem sobie spokojnie, gdy nagle poczułem delikatne szarpnięcie. Niemal od razu otworzyłem oczy i spojrzałem ze złością na osobnika, który raczył mnie budzić. Ujrzałem przed sobą roześmianą twarz Virginii, jednak ja tylko na nią spojrzałem groźnie. Nie miałem ochoty na takie zabawy. Nie lubiłem jak ktoś mnie budzi, byłem śpiący z współlokatorką przegadaliśmy całą noc, a zasnęliśmy dopiero nad ranem. Czułem się na prawdę wkurzony i do tego nie miałem siły na nic.
-Daj mi pić. - wychrypiałem.
-A gdzie proszę ? - zapytała zdziwiona moim zachowaniem.
-Skończyło się moje dobre zachowanie. - rzuciłem, co zbiło ją z tropu.
-Skąd u ciebie taka nagła zmiana ?
-Nie było żadnej zmiany. Zawsze taki byłem, a ty najwyraźniej wciąż szukasz we mnie dobrego chłopca, którym nigdy nie byłem i nie będę. - warknąłem, a już zaraz podała mi butelkę z wodą.
-To co , udawałeś ? Przez ten cały czas udawałeś takiego ... by potem to wszystko zepsuć ? - zapytała, widziałem, że jest bliska płaczu.
-A co myślałaś, że z dnia na dzień stanę się dobry ? Nie bądź śmieszna. Dziękuję ci , że tu byłaś przy mnie - na prawdę doceniam to, ale nie szukaj więcej we mnie człowieka, którego zobaczyłaś przez te kilka dni.
-Ty zawsze taki byłeś, tylko się zmieniłeś. - mówiła.
-Virginia, czy ty siebie słyszysz ? Nie zmieniłem się ! Do cholery! - krzyknąłem tak , że gardło pulsowało mi teraz z bólu.
-Więc co to było ?
-Chwila słabości. - odpowiedziałem spokojnie. - A teraz proszę cię, wyjdź. - niereagowała. - Nie chcę zrobić ci krzywdy, dlatego proszę wyjdź. - znowu nic. - Virginia! Wyjdź do cholery ! - krzyknąłem, a następnie odwróciłem się na bok, na tyle ile pozwalała mi kroplówka, do której byłem wciąż podłączony. Po sekundzie usłyszałem tylko mocne trzaśnięcie drzwiami.
Wiedziałem, że ją swoim zachowaniem zraniłem, ale nie mogłem wciąż dawać jej nadziei. Nie mogła się przyzwyczajać do słabego Ryana, musiała wiedzieć jaki jestem, by później nie była za bardzo przerażona. Nie chciałem na nią krzyczeć, ale jeszcze nigdy mnie tak nie wkurzyła. Czułem, że dobrze zrobiłem, że ją stąd wygoniłem, bo chociaż byłem podpięty do tej cholernej kroplówki, to w każdej chwili mógłbym to oderwać i coś jej zrobić. Nie byłem damskim bokserem, właściwie to jeszcze nigdy nie uderzyłem kobiety, ale dziś czułem się taki zły, jak jeszcze nigdy wcześniej. Wiedziałem, że czekać będzie mnie teraz poważna rozmowa ze Scottem, czy też Niną. Wiedziałem, bo z pewnością któreś z nich do mnie przyleci i zacznie na mnie krzyczeć, że ją zraniłem i w ogóle, a moje tłumaczenia nie wystarczą. Już było wszystko w porządku, ale musiałem to zepsuć, po prostu musiałem.
Słuchając muzyki usłyszałem jak drzwi od sali się otwierają, a po chwili szczupła postać wchodzi na salę.
-Masz gościa. - usłyszałem głos Sam. Spojrzałem w tam tą stronę - Scott z Niną stali i patrzyli się na mnie jak na ostatniego debila, wzruszyłem ramionami i znów spojrzałem na sufit. - To ja może was zostawię samych. - dodała i wyszła, zamykając za sobą drzwi, a oni dalej tam stali. Jednak mało mnie to interesowało.
-Co tu się stało, Ryan ? - odezwał się pierwszy Scott. Nie odezwałem się.
-Powiesz nam, czy mamy wyciągnąć to od ciebie siłą ? - zapytała Nina. Zacząłem nucić piosenkę, która akurat leciała w słuchawkach.
-Ach, rozumiem. Pan wielki egoistyczny dupek nie zamierza się odezwać. - warknęła.
-Nina, spokojnie.
-Do niego Scott się nie da spokojnie! To jest dupek od siedmiu boleści ! Nie pozwolę komukolwiek, by ranił moją przyjaciółkę ! - krzyknęła i usiadła na krzesełku.
-Uwierz ja też nie chcę by stała jej się krzywda, ale Ryan, to mój przyjaciel i z pewnością nam to wytłumaczy. - powiedział.
-W takim razie czekam na wyjaśnienia, Winner.
-To sobie poczekacie, ja nie mam wam nic do powiedzenia. Przykro mi, chcecie pogadać ? Idźcie do pani nieśmiałej. - powiedziałem, a następnie puściłem na cały regulator muzykę w ipodzie.
Minęła godzina, a oni dalej tu siedzieli. Do tej pory nie odezwałem się do nich ani słowem, niech czekają - ja też sobie poczekam. Nie obchodzi mnie to, co mogła powiedzieć im Virginia, ważne było to, że ja wiedziałem, że nie chciałem tego zrobił.. A oni, oni o tym nie muszą wiedzieć. Po kolejnych trzydziestu minutach, gdy wciąż nic nie mówiłem, podnieśli swoje szanowne cztery litery z krzesełek i nic nie mówiąc,nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem, wyszli. Tak po prostu wyszli bez pożegnania..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz