Szedłem po szkolnych korytarzach, trzymając za rękę Sam. Nie wcale
mi się nie nudziło , i nie, wcale nie chciałem z nimi porozmawiać. Nie
miałem ochoty nawet na nich patrzeć. I to wcale nie była zazdrość, bo
Ryan nigdy nie jest zazdrosny. On tylko czyha na swoją ofiarę. Taa..
Moje myśli są dzisiaj dziwne, ale to dlatego, że boli mnie głowa.
Uśmiechnąłem się krzywo na widok Alana, który szedł obok Scotta i
zamiast skręcić z nim w prawo, to skręcił w lewo. Szedł w moim
kierunku. Nie no, sorry, szedł w naszym kierunku.
-Co jest stary ?
-Ryan..Sorry, że w szpitalu cię nie odwiedziłem. Chciałem, ale..
-Spoko.
-Serio ?
-Tak. W
końcu jesteśmy w takiej paczce, że nie powinniśmy się sobą zbytnio
przejmować. W końcu nie może ucierpieć nasza reputacja.
-No tak, ale jesteś moim kumplem i...
-Alan, na prawdę nie masz się czym przejmować.
-Ale..
-Przestań. Rozumiem.
-Nie,wcale nie..
-Stary, jak ci mówię, że masz się nie przejmować, to tak ma być.
-Ale na imprezę wpadniesz ?
-A jak myślisz ?
-Nie przegapiłbyś takiej okazji..
-A ja ? - usłyszeliśmy głos dziewczyny. No tak, Sam tu też stała.
-Wybacz, że
cię kochanie nie przedstawiłem. To Alan - mój kumpel, a to Sam - moja
dziewczyna. - przedstawiłem ich, a następnie zaśmiałem się w sobie.
Jakie to żałosne.
-Miło mi cię poznać, Sam..Oczywiście ty też jesteś zaproszona na imprezę.
-Ja ? Cieszę się.
-Rozumiem, że razem przyjdziecie ?
-Tak,
przecież nie zostawię swojej damy w domu. - powiedziałem całując ją w
policzek, gdy tylko zobaczyłem, że za nami przechodzi Nina.
-No to, do zobaczenia wieczorem. - powiedział Alan, gdy tylko zabrzmiał pierwszy dzwonek.
-Na razie.
Siadłem w ławce, obok Virginii, a obok niej jeszcze siedział
Scott. Chemia. Lekcja, którą kiedyś mogłem powiedzieć, że lubię. Dziś ?
Mam na to wyjebane. Patrzyłem się tępo na tablice, a słowa, które były
tam zapisywane - rozmazywały mi się. Nie chciało mi się słuchać
nauczyciela, który mówił teraz o tym jak wykonać dane działanie. Co mnie
to obchodziło ? Nic. Bo przecież to mi się nie przyda. Nie będę żadnym
chemikiem...
-Ryan
odpowiedz na moje pytanie. - usłyszałem nad sobą. Podniosłem głowę,
która w międzyczasie wpatrywania się w tablice, ułożyła się wygodnie na
ławce.
-A jakie było pytanie ? - spytałem od niechcenia.
-Nie słuchałeś mnie i ..
-Tak nie słuchałem i co z tego ? - gdy to powiedziałem usłyszałem prychnięcie pani nieśmiałej.
-Ostatnio..
-Ostatnio
mnie nie było i jakoś panu to nie przeszkadzało, prawda? Więc może
pójdźmy teraz na kompromis i ja teraz sobie stąd wyjdę, pan nie będzie
mnie oglądał, a ja pana słuchał. Co pan na to powie? - spojrzałem na
niego.
-Jak śmiesz..
-Przecież
nic złego nie powiedziałem. Tylko panu zaproponowałem dobry układ, ale
nie, to nie. Myśli pan, że będę się panem przejmował ?
-Dobrze możesz teraz wyjść, ale jeżeli wyjdziesz dzwonię od razu do twoich rodziców..
-A niech pan sobie dzwoni, oni i tak mają na to wyjebane. - powiedziałem, przy okazji pakując swoje książki.
-Jeszcze używasz brzydkich słów. W tej chwili idziesz do dyrektora. Virginia zaprowadź swojego kolegę.
-Ale dlaczego ja ?
-W tej chwili, bo jeżeli tego nie zrobisz, to i ty tam pójdziesz ! - krzyknął, już nieźle poddenerwowany.
-Dobrze, już idę. - szepnęła i nie patrząc na mnie, wzięła swoje rzeczy i wyszła, a tuż za nią ja.
Szedłem za nią, już byliśmy na ostatnim piętrze, gdy nagle ona stanęła i odwróciła się w moja stronę.
-Dalej idziesz sam. - powiedziała i ruszyła ku schodom.
-A ty gdzie się wybierasz ? - warknąłem, chwytając za nadgarstki.
-Nie twój interes.
-Wybacz kochanie, ale raczej mój.
-Hahah, ciekawe .. i nie mów do mnie kochanie ! - krzyknęła.
-Zamknij się. Nigdzie nie pójdziesz.
-A to niby dlaczego ? Ty sobie ...
-Słonko, przecież mogę to wszystko powiedzieć nauczycielowi, a tego chyba nie chcesz, co ? - uśmiechnąłem się chytrze.
-W co ty grasz do cholery ? - syknęła.
-Nie denerwuj się. Nie pójdziemy do dyrektora, a na wagary, co ty na to ?
-Ty chyba jesteś śmieszny !
-Nie bulwersuj się tak.
-Ty idioto !
-Tak, tak.. Jestem idiotą i co z tego ? - trzymałem ją dalej za nadgarstek i ciągnąłem za sobą. Nie odpowiedziała.
Szliśmy w ciszy. Nigdzie nie uciekała, tylko ładnie szła obok. Bo
po co miała próbować ? I tak by nie dała rady. Dobrze jest mieć przewagę
nad innymi. Ale po cholerę ją tu zabrałem ? Mogłem normalnie pójść do
dyrektora, ale wagary zawsze były lepszym pomysłem, niż słuchanie
jakiejś nudnej gadki, starego piernika.
-Co humorek
nie dopisuje ? - zapytałem od niechcenia. Trochę już mi się nudziło, to
chodzenie po parku. Przyśpieszyłem i usiadłem na tej ławce, kiedy ją
przepraszałem.
-Po co tu przyszliśmy ?
-Tak o.. - odpowiedziałem niezbyt inteligentnie.
-Jaki ty jesteś..
-Lepiej nie kończ. - warknąłem.
-Bo co mi
zrobisz ? Idioto, kretynie.. - wstałem i stanąłem na przeciwko niej. Z
każdym wypowiedzianym słowem, cofała się. - .. debilu, pacanie.. -
mówiła dalej. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zrobiła jeszcze jeden krok, a
następnie przerażona spojrzała w tył. Była oparta już o pień drzewa. Nie
miała już szans na ucieczkę.
-I co teraz zrobisz ? - szepnąłem jej do ucha.
-Ja..
-Co ty ?
-Chciałam
powiedzieć, że jesteś najgorszym skurwysynem jakiego znam ! - krzyknęła ,
a na mojej twarzy zagościł krzywy uśmiech. Schyliłem się nad nią, tak,
że moja twarz znajdowała się blisko jej.
-Ostatnio się coś niedobra zrobiłaś, panno nieśmiała. - szepnąłem.
-To twoja zasługa. W końcu uczę się od mistrza. - również szepnęła.
-Miło, że
tak sądzisz. - powiedziałem, a następnie moje usta znalazły się na jej.
Nie minęła nawet sekunda, a już się od niej oderwałem i już odchodziłem ,
gdy przede mną pojawiła się ona, a następnie jej ręka znalazła się na
moim policzku. Zaśmiałem się i odszedłem.
*Scott*
Stałem obok Niny, która próbowała się dodzwonić do Virginii. Na
marne. Nie odbierała. Wiedziałem, że to sprawka Ryana.
-Nina, nie denerwuj się tak. - mówiłem.
-Ale..
-Pewnie jest gdzieś z Ryanem.
-A to mnie pocieszyłeś ! - krzyknęła.
-On jej nic nie zrobi. - zapewniałem.
-Jesteś tego pewien? Bo ja nie!
-Tak, daj spokój. Będzie chciała, to zadzwoni. - szepnąłem, przytulając się do jej pleców.
-Wiesz.. Scott.. Ja tak myślałam..Może pójdziemy na tą randkę jutro ? - zapytała, jakby nie pewna swoich słów.
-Dlaczego ? - zapytałem, a w moim głosie można było usłyszeć nutkę smutku. Dobrze, że nie widziała mojego wyrazu twarzy.
-Bo może pójdziemy na tą imprezę do Alana ?
-Nie chcesz zostawiać samej Virginii ?
-Skąd wiedziałeś ?
-Domyśliłem się.
-To jak ?
-Skoro tak chcesz, to jutro pójdziemy na tą randkę. - powiedziałem, uśmiechając się.
-Jestem jak najbardziej za..
-To się bardzo cieszę.
-Ja też. -
powiedziała, odwracając się w moją stronę. Moje ręce znalazły się na jej
tali. - Dziękuję. - szepnęła i pocałowała mnie w usta. Czułem się w jak
niebie, do którego na pewno nie trafię..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz