Przez całą imprezę u Alana,
Virginia zachowywała się dziwnie. Inaczej. Nie podobnie do niej. Do tego
ubrała się strasznie seksownie, a ja, że jestem chłopakiem
interesującym się dziewczynami, nie mogłem przymrużyć na to oka.
Wyglądała bardzo pociągająco, tak, że przez cały wieczór się
zapomniałem. Chciałem ją zdobyć, ale wraz z końcem imprezy ta cała
namiętność, co unosiła się w powietrzu, wyparowała. Trzeba było wrócić
do rzeczywistości. Sobota - cały dzisiejszy dzień miałem poświęcić Sam,
która była wręcz oburzona moim wczorajszym zachowaniem. W sumie, to jej
nie rozumiem. Na początku jak sobie przypominam, mówiłem , że to tylko
udawanie, widocznie ona wzięła sobie to bardziej do serca. Cóż, jakoś
nie bardzo mnie to interesuje. Jej uczucie? Jej sprawa. Owszem, lubię
ją, ale tylko lubię - nic więcej. Zwykła koleżeńska pomoc, a ona?
Zachowuje się jak zazdrosna dziewczyna..Dobra, niby nią jest, ale
mogłaby sobie dać spokój.To tylko na pokaz, chyba muszę jej to
przypomnieć, bo nie tak się umawialiśmy.
Wyciągnąłem z pod łóżka piwo, które prawie za
jednym razem wypiłem, gdy to się już skończyło, wyciągnąłem kolejne.
Oparłem plecy o krzesło i głowę pochyliłem w tył. Zamknąłem oczy.
`Obserwowałem
ją tańczącą obok Niny, gdy ta druga szepnęła jej coś do ucha, na co
tamta pierwsza uśmiechnęła się, ale tak inaczej i po chwili podeszła do
mnie. Zaczęła coś do mnie mówić, że jeżeli chcę ją przelecieć, to
dlaczego tego nie zrobię. Nie rozumiałem jej. Nagle nic nie mówiąc, nie
żegnając się, odeszła ode mnie i swoje kroki skierowała do wyjścia.
Poszedłem za nią. Nie ze mną takie gierki. Wyszła z domu Alana, a zaraz
za nią i ja. W końcu się zatrzymała. I przy kim ?! Przy bracie Niny !
Szepnęła coś do niego, następne się uśmiechnęła i go pocałowała ! Ona !
Nie on ją , tylko ona jego ! `
Obraz, który widzisz nie chce zniknąć...
Otworzyłem oczy. Nie, nie chciałem tego widzieć,
ale nie dlatego, że byłem zazdrosny.. Bo wcale nie byłem ! Po prostu, to
wszystko, ta cała sytuacja mnie zaskoczyła i tyle. Ale, że ona ?
Śmieszne. Przechyliłem puszkę z piwem i wziąłem dużego łyka. Nie, wale
nie miałem zamiaru się upić. Nie przez nią. Wypiłem do końca piwo i
rzucając pustą puszkę gdzieś w tył, wyszedłem z pokoju. Gdy już miałem
wychodzić z domu, gdy usłyszałem jakieś krzyki i trzask, potem tłuczone
szkło i wrzask. Nie wiele myśląc ruszyłem w kierunku kuchni, skąd
pochodziły dźwięki. Stanąłem w miejscu. Dla kogoś kobieta - dla mnie,
moja matka, leżała na podłodze, która była we krwi, a nad nią stał
ojciec. Coś w sercu mnie ukuło na widok tego obrazu, który miałem przed
swoimi oczami. Wyciągnąłem telefon, a gdy ojciec tylko mnie zauważył,
spojrzał na mnie jak na swoją zdobycz.
-Tylko spróbuj. - powiedział.
-No i spróbuję. - warknąłem i zacząłem się wycofywać z kuchni, by zaraz znaleźć się z dala od tego psychopaty.
-Tylko spróbuj. - powiedział.
-No i spróbuję. - warknąłem i zacząłem się wycofywać z kuchni, by zaraz znaleźć się z dala od tego psychopaty.
Ból w środku, żadnych blizn by pokazać.
Biegłem. Chociaż wypiłem tylko dwa piwa, to jednak
nie biegłem równo. Potrącałem ludzi, ale to było nie ważne. Biegłem do
człowieka, który mimo tych ostatnich tygodni bez słów, widywania się i
wszystkiego innego, to mnie zrozumie. Nie biegłbym do niego, gdybym nie
musiał. Sam ? Ona nie może się o tym dowiedzieć. Alan ? Virginia ? Nina ?
Też nie. Tylko Scott - on jako jedyny zna sytuacje w jakiej się
znajduje, a to co usłyszy pewnie prawie go nie zdziwi. Wyciągnąłem
telefon z kieszeni i wykręciłem numer na pogotowie, a potem na policje.
Mam nadzieję, że nie zdążył jeszcze uciec.
Stanąłem pod drzwiami jego domu i nacisnąłem
dzwonek. Raz. Drugi raz. Już podnosiłem rękę, gdy drzwi się otworzyły, a
przede mną stanął Scott ... w garniturze ! Pewnie wybiera się na randkę
z Niną..
-Co się stało, że przyszedłeś do starego kumpla do którego nawet się nie odzywasz? - zapytał uśmiechając się, jednak w jego głosie było wyczuć nutkę złości.
-Idziesz na randkę z Niną ? - zapytałem prosto z mostu. Nie miałem czasu.
-Ja..Tak. Skąd wiesz ?
-Garnitur..Dobra, to nie ważne..Jakoś sobie poradzę. - już miałem się odwrócić, gdy jego ręka mnie zatrzymała. Chcąc nie chcąc, stanąłem.
-O co chodzi ?
-Nie, już o nic. Powodzenia. - szepnąłem i wyrywając się z jego uścisku, uciekłem.
-Co się stało, że przyszedłeś do starego kumpla do którego nawet się nie odzywasz? - zapytał uśmiechając się, jednak w jego głosie było wyczuć nutkę złości.
-Idziesz na randkę z Niną ? - zapytałem prosto z mostu. Nie miałem czasu.
-Ja..Tak. Skąd wiesz ?
-Garnitur..Dobra, to nie ważne..Jakoś sobie poradzę. - już miałem się odwrócić, gdy jego ręka mnie zatrzymała. Chcąc nie chcąc, stanąłem.
-O co chodzi ?
-Nie, już o nic. Powodzenia. - szepnąłem i wyrywając się z jego uścisku, uciekłem.
Grałeś bohatera i nigdy nie przegrałeś. Teraz też dasz radę.
Czułem wielką gulę w gardle. Pierwszy raz nie
wiedziałem co mam zrobić. Usiadłem na chodniku i schowałem twarz w
dłoniach. Czułem się podle. Mogłem tam zostać, najwyżej i mi by coś
zrobił. Dopiero teraz poczułem jak bardzo mi na niej zależy. Nie
chciałem jej stracić, nie teraz, gdy ona próbowała dostać się do mojego
lodowatego serca. Była tam - zawsze, ale dopiero teraz się stamtąd
wydostała. Dopiero jak ujrzałem jej zakrwawione ciało.
Dziś umarłeś dla niego.
Wiedziałem, że teraz nie mam gdzie wracać. Nie
miałem już po co tam wracać, jeżeli on uciekł, to wróci. Wróci po mnie
za to, że go sprzedałem. Nie mogłem mu tego podarować. Nie teraz, gdy
prawdopodobnie zabił mi matkę, którą mimo wszystko i tak kochałem. Tak,
ja Ryan Winner też miałem uczucia i właśnie dzisiaj one wygrały.
Ruszyłem powolnym krokiem przed siebie. Chciałem
ją zobaczyć, chociaż ten ostatni raz. W oku zakręciła mi się łza. Nie
będę płakać. Nie ja. Nikt nie może mnie zobaczyć, nawet teraz w
najgorszym momencie mojego życia.
Dziś już nie chce cię znać.
Czas się dłużył, a ja siedząc przed salą
operacyjną nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Miałem ochotę coś
zniszczyć, rozwalić, ale równocześnie byłem słaby , by to zrobić. Po raz
kolejny tego dnia zakryłem twarz dłońmi. Mogłem coś zrobić, a nie
zrobiłem nic. To moja wina. Mogłem zejść na dół wcześniej. Jak mogłem
nie słyszeć tych krzyków ? Czy już tak uodporniłem się, żeby ich nie
słyszeć? Niemożliwe, to pewnie przez to wspomnienie z imprezy, teraz tak
mało ważne.
-Kurwa ! - krzyknąłem i uderzyłem z pięści krzesło, które stało obok mnie. Zabolało, ale nie , aż tak bardzo.
-Proszę się uspokoić, tu jest szpital, a nie jakieś.. - zaczęła pielęgniarka. Wstałem.
-Jak mam się uspokoić, skoro moja matka leży tutaj ?!
-Wszystko będzie dobrze. - szepnęła, pewnie bojąc się mojego kolejnego wybuchu. Miała rację bojąc się mnie.
-Nie ! Nic nie będzie dobrze ! Mój ojciec jest mordercą ! Kurwa !
-Proszę tu poczekać, pójdę po jakieś leki uspokajające.
-Nie jestem do cholery żadnym psychopatą !
-Proszę pana..- usłyszałem za plecami na co pielęgniarka westchnęła, a na jej twarzy było można wyczytać ulgę, a widząc doktora oddaliła się, a ja odwróciłem się w jego kierunku.
-Co z moją matką ? - zapytałem, siląc się na jak najmilszy ton. Chyba mi nie wyszło, bo lekarz się skrzywił słysząc mój głos.
-Przykro mi, ale pańska matka straciła dużo krwi i niestety nie udało nam się jej uratować. - powiedział i tak jak pielęgniarka, odszedł. Tak po prostu odszedł ! Co to kurwa za szpital ?!
-Kurwa ! - krzyknąłem i uderzyłem z pięści krzesło, które stało obok mnie. Zabolało, ale nie , aż tak bardzo.
-Proszę się uspokoić, tu jest szpital, a nie jakieś.. - zaczęła pielęgniarka. Wstałem.
-Jak mam się uspokoić, skoro moja matka leży tutaj ?!
-Wszystko będzie dobrze. - szepnęła, pewnie bojąc się mojego kolejnego wybuchu. Miała rację bojąc się mnie.
-Nie ! Nic nie będzie dobrze ! Mój ojciec jest mordercą ! Kurwa !
-Proszę tu poczekać, pójdę po jakieś leki uspokajające.
-Nie jestem do cholery żadnym psychopatą !
-Proszę pana..- usłyszałem za plecami na co pielęgniarka westchnęła, a na jej twarzy było można wyczytać ulgę, a widząc doktora oddaliła się, a ja odwróciłem się w jego kierunku.
-Co z moją matką ? - zapytałem, siląc się na jak najmilszy ton. Chyba mi nie wyszło, bo lekarz się skrzywił słysząc mój głos.
-Przykro mi, ale pańska matka straciła dużo krwi i niestety nie udało nam się jej uratować. - powiedział i tak jak pielęgniarka, odszedł. Tak po prostu odszedł ! Co to kurwa za szpital ?!
Życzy ci tego byś skończył marnie.
Siedziałem na ławce w parku, tępo patrząc się w
drzewo. Było już dosyć późno, jednak i tak znalazły się osoby, które
jeszcze tędy przechodziły. Zazwyczaj starsze osoby lub zakochane pary.
Wszyscy którzy przechodzili obok ławki na której siedziałem, kręcili
głowami i tylko coś szeptali, a niektórzy nawet się zatrzymywali, jakby
chcąc sprawdzić czy żyłem i tak, kurwa, żyłem ! Pieprzyć takie życie !
Zamknąłem oczy.. Znów to widziałem. Zakrwawione ciało. Jej twarz
wykrzywioną w grymasie bólu. Zniszczyłem to wszystko. Zawaliłem. Mogłem
odbudować to wszystko. Mogłem, ale duma mi na to nie pozwalała. Idiota !
-Ryan ? - usłyszałem, jednak nie otworzyłem oczu. Chciałem poczuć, poczuć ten ból co ona. Sam widok już bolał, a co dopiero ona czuła?! Cierpiała !
-Ryan ? - zero reakcji. Nie obchodziło mnie to , że ktoś prawdopodobnie próbuje nawiązać ze mną kontakt. Czułem to i czuć musiałem. Byłem winny.
-Ryan ? - szturchnięcie w ramie. Otworzyłem oczy, w których można było ujrzeć łzy. Tak! Kurwa, płakałem ! Byłem słaby ! - Ryan, stary, co się stało ? - zapytał, Scott ? Tak, to on, ale co on tu robi ? Przecież miał być na randce z Niną, czyżby.. Spojrzałem w bok i dopiero zauważyłem, że on nie jest sam. Był ze swoją dziewczyną. Gdzie jest moja, gdy jej potrzebuje ?
-Ryan ? Spójrz na mnie. - nie posłuchałem go, spuściłem tylko głowę w dół. Nie chciałem by ktokolwiek widział chwile mojej słabości. Chciałem zostać sam, ale czy aby na pewno ?
-Ryan ? Uchlałeś się ? - zapytał, chociaż widział, że tak nie jest. - Jeżeli w tej chwili się do mnie nie odezwiesz, to zadzwonię do twojego starego. - zażartował, chociaż wiedział, że to mnie zezłości.
-Ten morderca nie jest moim ojciec. - warknąłem i wstałem z ławki. Zacząłem iść w kierunku swojego domu, ale gdy tylko zrobiłem kilka kroków przypomniało mi się, że ja nie mam domu. Klęknąłem, a z mojego gardła wydobył się jakiś dźwięk.
-Ryan ? Co ci jest ? - tym razem odezwała się Nina.
-Odejdźcie. Nie chcę wam zrobić krzywdy. - jęknąłem.
-Nie zostawimy cię tak. - powiedział Scott, a następnie podszedł do mnie i pomógł wstać.
-Ryan ? - usłyszałem, jednak nie otworzyłem oczu. Chciałem poczuć, poczuć ten ból co ona. Sam widok już bolał, a co dopiero ona czuła?! Cierpiała !
-Ryan ? - zero reakcji. Nie obchodziło mnie to , że ktoś prawdopodobnie próbuje nawiązać ze mną kontakt. Czułem to i czuć musiałem. Byłem winny.
-Ryan ? - szturchnięcie w ramie. Otworzyłem oczy, w których można było ujrzeć łzy. Tak! Kurwa, płakałem ! Byłem słaby ! - Ryan, stary, co się stało ? - zapytał, Scott ? Tak, to on, ale co on tu robi ? Przecież miał być na randce z Niną, czyżby.. Spojrzałem w bok i dopiero zauważyłem, że on nie jest sam. Był ze swoją dziewczyną. Gdzie jest moja, gdy jej potrzebuje ?
-Ryan ? Spójrz na mnie. - nie posłuchałem go, spuściłem tylko głowę w dół. Nie chciałem by ktokolwiek widział chwile mojej słabości. Chciałem zostać sam, ale czy aby na pewno ?
-Ryan ? Uchlałeś się ? - zapytał, chociaż widział, że tak nie jest. - Jeżeli w tej chwili się do mnie nie odezwiesz, to zadzwonię do twojego starego. - zażartował, chociaż wiedział, że to mnie zezłości.
-Ten morderca nie jest moim ojciec. - warknąłem i wstałem z ławki. Zacząłem iść w kierunku swojego domu, ale gdy tylko zrobiłem kilka kroków przypomniało mi się, że ja nie mam domu. Klęknąłem, a z mojego gardła wydobył się jakiś dźwięk.
-Ryan ? Co ci jest ? - tym razem odezwała się Nina.
-Odejdźcie. Nie chcę wam zrobić krzywdy. - jęknąłem.
-Nie zostawimy cię tak. - powiedział Scott, a następnie podszedł do mnie i pomógł wstać.
Położyłem się na jego łóżku, chociaż upierałem
się, że to nie jest potrzebne, jednak on za każdym razem powtarzał, że
tak zachowują się przyjaciele. My nimi byliśmy - zawsze, nawet w tych
dniach, gdy się od siebie oddaliliśmy..Przez moją głupotę. Zamknąłem
oczy i już po chwili usnąłem, zmęczony dzisiejszymi zdarzeniami.
Zabierz wszystko. Spal całe moje ja.
Bo przełamałem się i wierzę, że przybędziesz z pomocą.
Bo przełamałem się i wierzę, że przybędziesz z pomocą.
Przyjaciel nigdy nie zostawi Cię w potrzebie.
Nienawiść, może się urodzić, jak i zginąć.
Miłość, może przyjść i zostać na zawsze
Ale życie to tylko gra, a my, jesteśmy tylko nic, nieznaczącymi pionkami.
Nienawiść, może się urodzić, jak i zginąć.
Miłość, może przyjść i zostać na zawsze
Ale życie to tylko gra, a my, jesteśmy tylko nic, nieznaczącymi pionkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz