Leżałam przyglądając mu się. Nie potrafiłam zasnąć, nawet jeśli był tuż obok. Po prostu wszystko o czym mi powiedział, było zbyt bolesne. Nigdy nie widziałam jego matki, nie wiedziałam jaka była, ale znałam to uczucie, które teraz wypalało go od środka. Jednak nie umiałam sobie nawet wyobrazić jaki strach odczuwał wiedząc, że to jego własny ojciec ją zabił i skrzywdził przy tym swojego syna. Nie miałam już siły patrzeć w jego oczy przepełnione bólem.. a teraz nie potrafiłam patrzeć na jego napiętą twarz. Kolejny koszmar senny. Nic nie pomagało, nawet gdy głaskałam go delikatnie po twarzy, gdy próbowałam obudzić. Nie mogłam zrobić nic by mu pomóc, a bezczynność dołowała mnie jeszcze bardziej, więc delikatny podniosłam się z łóżka i jak najciszej umiałam, wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach na dół, gdzie w na kanapie siedziała Nina i Scott.
- Co tak długo? - spytała moja przyjaciółka, gdy tylko mnie zobaczyła. Zajęłam miejsce na fotelu, wpatrując się w swoje ręce. - Virgy!
- Czekałam aż zaśnie. - odpowiedziałam, słabym głosem.
- Powiedział Ci co się stało? - spojrzałam na Scotta. Po jego oczach i wyrazie twarzy widziałam jak bardzo był zmartwiony. Iskierki które dodawały mu uroku, gdzieś zgasły. Tak bardzo był przejęty losem kogoś, kto go olał. Kogoś kto olał nas wszystkich, a my? A my jesteśmy tu dla niego. Manson jest tu dla niego. Jak najprawdziwszy przyjaciel, jakim niezaprzeczalnie był. Skinęłam głową w odpowiedzi. - Możesz.. możesz nam powiedzieć co?
- To będzie trudne.. - odchrząknęłam. - Bardzo trudne. Ciągle powtarzał, o tym, że kogoś nie ma, a ja nie umiałam go zrozumieć. Bał się czegoś.. a raczej kogoś. - w głowie widziałam jego twarz. Pełną bólu i strachu. Jego oczy, które wyrażały więcej niż jakiegokolwiek słowa. - Jego mama.. - urwałam. Głos mi się powoli łamał. Rozmawianie o tym przypominało mi o śmierci mojej rodzicielki. O zdarzeniu które zrujnowało moje życie. Które zniszczyło moje szczęście.
- Jego mama co? - ponagliła mnie czarnulka.
- Ona.. Ona nie żyje. - zakryłam usta dłonią. Oboje patrzeli na mnie zszokowaniu. - I.. - potarłam lekko skroń. - I jego ojciec.. - urwałam ponownie. Wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam na nich, a oczy lekko mi się zaszkliły. Ta rozmowa była naprawdę bolesna, choć cała sprawa nie dotyczyła mnie wcale. Nie wiem czemu aż tak się przejmowałam.. Czy tylko z powodu śmierci mojej mamy? A może to przez Ryana? - Jego ojciec to zrobił. - wykrztusiłam w końcu. Nina zakryła usta ręką, wcześniej wydając z siebie cichy okrzyk.
- Ten.. - Scott zacisnął wargi w wąską linie. - Bydlak zabił jego mamę, dobrze rozumem?
- Tak.
- Nic dziwnego że był taki.. przerażony! - uniósł się wstając. - Boi się o siebie. Musimy coś zrobić. - ciągnął krążąc po pokoju.
- Jak możesz tak normalnie myśleć po tym co usłyszałeś? - spytała zaskoczona Nina.
- Zrozum, naprawdę to bolesne co stało się jego mamie. Znałem ją tak długo jak znam Ryana i choć nie była cudowną matką dla niego, to bardzo smutne, ale teraz mogę tylko myśleć o jego bezpieczeństwie. O tym jak go ochronić. - mówił, a ja nie potrafiłam odwrócić od niego wzroku. Podziwiałam go za tą trzeźwość umysłu. Jako jedyny potrafił teraz myśleć o tym co należy. - Jestem jego przyjacielem i to moje zadanie.
- Błagam cię, usiądź. Pomyślimy razem. - poprosiła Panna Levington, a on posłusznie zajął miejsce na kanapie.
Ustaliliśmy, że nie powinniśmy zostawiać go teraz samego. Wiedzieliśmy, że będzie trudno przekonać go by na razie zamieszkał u Scotta, ale brakowało nam innych dobrych pomysłów. Nagle do salonu wszedł Ryan, a wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę. Czuł się niezręcznie.
*
Stałam w osłupieniu. Nie potrafiłam myśleć racjonalnie, a nawet się poruszyć. Po raz kolejny czułam jego słodkie usta na moich i ponownie nie mogłam o tym zapomnieć. Jednak tym razem pocałunek był dłuższy. I nie chcąc kłamać przyznam, że o wiele przyjemniejszy.
- Virginia? - usłyszałam głos przyjaciółki. Stała tak samo zdziwiona jak ja. Spojrzałam na Scotta, jednak na jego ustach błąkało się coś w kształcie satysfakcjonującego uśmiechu. - Co to było?
- Nie mam pojęcia. - odparłam jakby zahipnotyzowana. Potrząsnęłam głową, naiwnie wierząc, że przestane o tym myśleć. Nadzieja matką głupich, jak to powiadają. - Musimy iść go poszukać. - powiedziałam, szybko kierując się do drzwi.
- Ale on mógł pójść wszędzie. - odezwała się Nina.
- To poszukamy wszędzie. - odparłam, wychodząc. Scott zamknął szybko drzwi i ustaliliśmy, że on pójdzie w stronę ich ulubionego miejsca, Nina w stronę miasta, a ja parku. Szłam rozglądając się na wszystkie strony. Nie wołałam go, wiedząc, że i tak nie odpowie. W głowie huczały mi ciągle jego przeprosiny, a na wargach czułam nadal pocałunek. Chciałam o tym nie myśleć, jednak to jak próbować się nie zamoczyć będąc w morzu... Co za idiotyczne porównanie.
Zauważyłam w oddali biegnącą postać. Rozpoznałam w niej Ryana. Zmartwił mnie wyraz jego twarzy, oraz mężczyzna biegnący gdzieś za nim. Nagle poczułam strach. To musiał być jego ojciec.
- Ryan! - krzyknęłam przerażona. Gdy tylko brunet znalazł się przy mnie, złapał mnie za ramię i biegł jak najszybciej potrafił. Starałam się utrzymać jego tempo, jednak szło mi bardzo ciężko. - Co jest?
- Powinnaś była zostać! - krzyknął. - Pozabija nas. Gdzie reszta?
- Poszliśmy Cię szukać. - odpowiedziałam. Splotłam nasze dłonie i przyspieszyłam. - Musimy się schować.
Nic więcej nie mówiliśmy, tylko uciekaliśmy. Słyszałam krzyki jego ojca. Groźby wysyłane pod naszym adresem. Teraz była to nasza wspólna sprawa. Nie wiedziałam gdzie biec. Nie mogliśmy się ukryć w domu Scotta, bo tam go nie było. Musiałam szybko myśleć. Nagle mnie oświeciło. Przecież wcale nie mieszkam aż tak daleko! Przyśpieszyłam ciągnąc go za rękę. Jeszcze tylko dwa zakręty.
Skręciliśmy ponownie i zamiast biec dalej chodnikiem, wskoczyłam w krzaki, wciągając w nie Ryana. Chłopak był zbyt zdziwiony by o cokolwiek pytać. Przebiegliśmy wzdłuż żywopłotu moich sąsiadów i dyskretnie, widząc jak jego ojciec rozgląda się po posesji na którą weszliśmy, przeskoczyliśmy do mojego ogrodu. Szybko pokonaliśmy dystans między nami, a drzwiami kuchennymi, które zazwyczaj były otwarte. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku szybko je zamknęłam, jak i każde okno, które było otwarte.
- Nie możemy się wkradać do czyjegoś domu. - powiedział ciężko oddychając, gdy zerkałam przez firankę. Odsunęłam się od okna i ruszyłam w głąb salonu.
- Nie wkradliśmy się, to mój dom. - odpowiedziałam, ciągnąc go za rękę na górę. Tam będziemy bezpieczni, a w dodatku będziemy mogli spokojnie obserwować ruchy jego ojca.
*
Siedzieliśmy na moim balkonie. Ojciec Ryana już dawno stąd zniknął. Zadzwoniłam też do Scotta i Niny, by poszli do domu trochę odpocząć, zapewniając, że nigdzie go nie wypuszczę. Czekała mnie tylko poważna rozmowa z tatą i strasznie bałam się, jak zareaguję na moją prośbę.
- Virgy.. - spojrzałam na Winnera, słysząc jego głos. Patrzył na mnie z jakąś nieodgadniętą czułością w oczach, która przyprawiała mnie o rumieńce. Dobrze, że było już ciemno. - Dziękuje Ci. Za wszystko.
- Nie musisz. - odpowiedziałam, prawie szeptem.
- Jasne, że muszę! Tyle dla mnie robisz, a ja tego nie doceniam.. i - urwał. Wlepiłam w niego wzrok, bardzo zaciekawiona tym co chciał powiedzieć. - I przepraszam, że Cię pocałowałem. - powiedział, drapiąc się po głowie. - Nie powinienem, masz chłopaka.
- David to nie mój chłopak. - odparłam. Czułam, że zrobiłam to zbyt gwałtownie, bo spojrzał na mnie z tym typowym wyrazem twarzy.
- A więc o co chodziło na imprezie? - spytał.
- Po prostu.. - urwałam. Co ja mam mu do cholery powiedzieć!? - Po prostu byłam trochę pijana i.. - urwałam na moment. Czułam, że wyglądam jak dorodny burak. Żenada.. - I my po prostu świetnie się przy sobie czujemy i.. i tak wyszło po prostu. - jąkałam się.
- Tak po prostu. - szepnął.
- Nie powinieneś.. zadzwonić do Sam? - spytałam, przyglądając się mu uważnie.
- W tej chwili ona to mój najmniejszy problem. - westchnął. - Nie wiem czy coś z tego będzie.. po prostu. - pokręcił głową. - To po prostu..
- Dziewczyna nie dla ciebie? - podrzuciłam.
- Nie.. po prostu wkurza mnie jej skakanie w okół mojej osoby i te wszystkie pretensje o wszystko. - przyznał.
- To twoja dziewczyna, ma do tego prawo. - powiedziałam, mając dziwną ochotę się roześmiać. Ta jego nieznajomość w świecie związków była większa od mojej. - Ale skąd ty możesz to wiedzieć, prawda?
- Prawda. - rzucił i zamilkliśmy ciesząc się ciszą.
Kolejne pół godziny nie odzywaliśmy się wcale, a potem przenieśliśmy się do środka, przez to zimno na dworze. Ryan leżał w poprzek mojego łóżka, obserwując jak czytam książkę. Bawiło mnie to, ale także rozpraszało. Krew dopływała mi do policzków, gdy czułam jego wzrok na swoim ciele, ale on nie przestawał się patrzeć. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że robi to coraz intensywniej. O ile to możliwe..
- Gapisz się. - wydusiłam w końcu.
- Niewątpliwie. - wzruszył ramionami.
- Gdzie podział się przestraszony Ryan? - spytałam. Brunet zacisnął usta w wąską linię. - Przepraszam ja..
- Nie, nic nie szkodzi. - przerwał mi. - Po prostu starałem się o tym nie myśleć i szło mi całkiem dobrze.
- Przepraszam Cię, nie chciałam. - Chłopak otwierał już usta, by coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy głosy na dole. Ryan szybko wstał na równe nogi, z przestrachem patrząc na drzwi.
- Wrócił. - szepnął. Spojrzałam na niego jak na wariata.
- Mam tatę pamiętasz? - wywróciłam oczami i wyszłam z pokoju.
- Virgy a jak to on? - wybiegł szybko za mną.
- Potrafię rozpoznać ciapowate krzątanie się na dole mojego taty. - odpowiedziałam. - Zostań w pokoju, muszę z nim pogadać.
- Nie.. będę już szedł. - zamroziłam go wzrokiem.
- W tej chwili do pokoju. - powiedziałam groźnie.
- Jezu.. nie bądź taka władcza. - rzucił i z kwaśną miną wrócił do mojej sypialni.
Niepewnie zeszłam na dół. Tak jak mówiłam, to był mój ojciec. Stał w kuchni robiąc sobie kawę. Przywitałam się z nim i usiadłam na krześle, bawiąc się moimi palcami. Tato patrzył na mnie uważnie i gdy tylko zrobił sobie gorący napój, usiadł na przeciwko.
- Więc co cię gryzie? - spytał.
- Skąd pewność, że.. - urwałam widząc jego znaczące spojrzenie. - No dobra. Więc jest taka sytuacja.. mój kolega, ten ze szpitala, pamiętasz? - tata pokiwał głową. - Więc on.. nie wiem jak to określić.. ma kłopoty?
- Kłopoty? - spytał, z nieciekawą miną.
- To nic z tych rzeczy, o których myślisz! - zapewniłam. - On.. ma ciężką sytuacją w domu. Ciężką - prychnęłam pod nosem. - To jest tragiczna sytuacja.
- To znaczy?
- Jego mama.. ona.. została zamordowana. - ojciec spojrzał na mnie w szoku, a potem czule pogłaskał rękę. Wiedział, że się tym przejmuje.
- Wiadomo kto to? - nie chciałam mu mówić prawdy. Nie mogłam. Co on by pomyślał o Ryanie? Z resztą, nie mogłam pozwolić by ludzie się dowiedzieli. Żeby sąsiedzi plotkowali. To małe miasto, wszystko szybko się rozprzestrzenia.
- Nie. - skłamałam, od razu czując wyrzuty sumienia, ale wiedziałam. - On boi się teraz wrócić do domu. Już przed.. nim dzisiaj uciekał. Dlatego chciałam cię poprosić, czy mógłby zostać u nas na noc? Może dwie? - spytałam, zaraz szybko dodając. - Musimy poczekać aż Scott pogada z rodzicami w tej sprawie i Ryan przeniesie się do niego.
- Kochanie. - powiedział spokojnie, łapiąc moje dłonie. - Masz takie dobre serce. - westchnął. Przyglądałam się jego już lekko pomarszczonej twarzy na której widniał delikatny uśmiech. - Jeśli chcesz mu pomóc, to nie mam nic przeciwko. Będzie mógł spać w pokoju gościnnym, tylko mi go najpierw przedstaw.
- Dziękuje tatku! - krzyknęłam szczęśliwa i rzuciłam się na ojca. - Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - A Ryana zaraz zawołam. - czym prędzej pobiegłam na górę po chłopaka. Brunet stał przy komodzie, czytając mój pamiętnik. Wyrwałam mu go z rąk, oburzona. - Nie czyta się czyjegoś pamiętnika. - wycedziłam. - A teraz chodź, ty.. ty naruszaczu prywatności.
- Naruszaczu prywatności? - parsknął. - Co tak ostro? - wywróciłam oczami, ciągnąc go za rękę. Tata stał w salonie, najwidoczniej słysząc jak idziemy. Gdy tylko Ryan go zobaczył, spoważniał i spojrzał na mnie niepewnie.
- Tato, to Ryan. Ryan to mój tata. - przedstawiłam ich sobie.
- Dobry wieczór. - brunet lekko się ukłonił, podając mojemu ojcu rękę.
- Dobry wieczór, synu. - tata odwzajemnił jego gest. - Przykro mi z powodu twojej mamy. Mam nadzieję, że szybko dowiedzą się co za drań to zrobił. - Ryan zerknął na mnie, a ja zagryzłam niewinnie wargę. Czuję, że będzie chciał porozmawiać.. - Nie bój się, możesz tu zostać.
- Dziękuje Panu bardzo, ale nie chciałbym się narzucać. Ja..
- Ty musisz żyć normalnie, bez strachu. A na pewno nie osiągniesz tego w domu. - przerwał mu, a na mojej twarzy wykwitł uśmiech. Cieszyłam się, że mam tak dobrego ojca. - Widzisz tego aniołka tutaj? - wskazał na mnie. - Obaj mamy to szczęście, że nad nami czuwa. Dlatego dopóki ona będzie uważać, że musisz tu zostać, wychodzi na to, że tu zostaniesz.
- Nie wiem jak Panu dziękować. - odparł, nieco skrępowany.
- Napraw laptopa mojego aniołka. - zaśmiał się mój tato, a na twarz Ryana wstąpił uśmiech.
- Postaram się.
- A teraz, kochanie. - zwrócił się do mnie. - Mogłabyś pokazać mu pokój i..
- Jasne tatku. - ucałowałam jego policzek. - Jeszcze raz Ci dziękuje.
Po tych słowach udałam się na górę, razem z Winnerem. Szłam bardzo powoli, bo wiedziałam, że się na mnie zdenerwuje, bo go nie uprzedziłam o tym, że będzie tutaj spać. Weszłam powoli do pokoju gościnnego, a on za mną. Nim zdążyłam cokolwiek wykrztusić zamknął drzwi i spojrzał na mnie groźnie.
- Co to miało być? - spytał.
- Rozmowa dwóch mężczyzn? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Teraz udzieliło ci się bycie zabawną? - prychnął. - Tylko was narażam.
- Ryan.. - jęknęłam.
- Twój ojciec, Ty.. jesteście dla mnie za dobrzy, nie rozumiesz? I to kłamstwo.. o mamie. Rozumiem, że mogłaś nie chcieć mu mówić, ale.. czuję się źle z tym. On chce mi pomóc, a ja go okłamuje. Wiem, że teraz nie brzmię jak ja, ale w tej sytuacji. - ciągnął, a ja miałam już dość.
- Przymknij się. - warknęłam, a on spojrzał na mnie zaskoczony. - Znaczysz coś dla mnie, dla Niny i Scotta, jasne? I dopóki to się nie zmieni, będę pomagać Ci jak tylko mogę. Będę chronić Cię jak tylko umiem, jasne? I nie chcę słyszeć żadnych tekstów tego typu. Jeszcze do niedawna byłeś twardzielem, który się niczego nie boi. Dziś to się zmieniło. A teraz przyznajmy, że nie jesteś już tym, który nie potrzebuje pomocy, dobra? Bo cholernie jej potrzebujesz, a ja cholernie chcę Ci jej udzielić. - zakończyłam swój monolog, czując, że jest mi gorąco i się czerwienie. Bynajmniej, nie zawstydziłam się, a zdenerwowałam. Ryan wpatrywał się we mnie zaskoczony.
- Nigdy Cię nie rozgryzę. - szepnął. Wywróciłam teatralnie oczami na te słowa i zabrałam się za tłumaczenie mu wszystkiego.
*
Leżałam na łóżku wpatrując się w sufit i myśląc o tym co teraz będzie. Boje się, w każdej chwili, że Ryan ucieknie. Pomyśli, że jest dla nas ciężarem i zwyczajnie zwieje z miasta. Nie możemy do tego dopuścić, szczególnie teraz, gdy jest w takiej rozsypce. Moje przemyślenia przerwał telefon.
- Halo?
- Dobry wieczór, piękna. Jak sprawy? Słyszałem, że było naprawdę poważnie. - usłyszałam ten cudowny głos.
- Cześć. Dobrze Cię słyszeć. - odpowiedziałam, nie zwracając uwagi na jego pytania.
- Jak wasz kolega? Słyszałem, że ma jakieś problemy w domu. Biedny dzieciak
- Tak, ma. - przyznałam. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, a okłamywanie go bardzo bolało. - Ale już wszystko jakoś się układa, powoli.. bardzo powoli. - westchnęłam.
- Co masz na myśli? - spytał.
- Jak na razie nocuje u mnie. Muszę mieć na niego oko, żeby nie zrobił nic głupiego.
- Ty i to twoje dobre serce. - czułam, że David się uśmiecha. - Chciałbym Cię zobaczyć..
- Tak, wiem. - odparłam cichutko. - Ja też, ale w tej sytuacji..
- Rozumiem, nie tłumacz się. Masz misję. - uśmiechnęłam się. Zaiste, mam misję i to bardzo ważną. - Jak wszystko się trochę uspokoi, to mogę liczyć na spotkanie? Tym razem bez uciekania?
- Definitywnie. - odpowiedziałam, czując napływającą do policzków krew.
- No dobrze, skoro tak, to Ci nie przeszkadzam. - powiedział, a ja przewróciłam się na brzuch. Naprawdę miałam ochotę teraz go zobaczyć. - Słodkich snów, księżniczko.
- Słodkich snów. - szepnęłam i się rozłączyłam. Zagryzłam wargę przypominając sobie nasz pocałunek u niego, jak i rozmowę z Ryanem, gdy stwierdził, że David to mój chłopak. Jasne.. po co miałby być z taką nieśmiałą dziewczynką jak ja? Po co miałby marnować na mnie swój czas? A jednak.. lubi go na mnie marnować.
Uśmiechnęłam się szeroko, chowając pod kołdrę. Nie wiedziałam co przyniesie nowy dzień, ale miałam nadzieję, że w końcu coś miłego, nie tylko dla mnie, ale i w szczególności dla bruneta, który spał w pokoju obok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz