Westchnęłam siadając na łóżko Niny z kubkiem gorącej
herbaty. Martwiłam się o Ryana. Wyszedł gdzieś, nie powiedział gdzie i
boję się pomyśleć co by się stało, gdyby jego ojciec go złapał.
- Znowu o nim myślisz? - spytała moja przyjaciółka.
- O kim?
- Jak to o kim? Nie o moim przygłupim bracie. O Raynie! - odparła oburzona, a ja na wzmiankę o Davidzie, zarumieniłam się lekko. - Nie bój się o niego, da sobie chłopka radę. Ja też się martwię, ale potrzebujemy chwilę relaksu.
- Wiesz, to nie tyle, że się tylko o niego boje. - odparłam, a ona spojrzała na mnie zaintrygowana. - Bardziej martwi mnie to w którą stronę pobiegnie.
- Co? - spytała niemądrze, robiąc głupią minę.
- Martwię się czy pobiegnie w stronę mojego domu, Scotta, czy też twojego, czy w stronę dworca, czy Bóg wie czego. Nie chcę, żeby uciekał. - przyznałam.
- Och. - Nina spojrzała na mnie z jakąś czułością w oczach. - Wie, że nie damy mu żyć jeśli ucieknie. Mam nadzieję, że wie. - na jej słowa uśmiechnęłam się. - Ale nie smęćmy, dobrze? Wystarczy, że jesteśmy takie irytujące przy chłopakach. Poza tym, potrzebuję trochę uśmiechu i nie mów mi, że ty nie.
- No ja też. - odparłam głupkowato, a Nina uśmiechnęła się szeroko z tym błyskiem w oczach. - Co ty kombinujesz?
- ZAKUPY! - krzyknęła radośnie. Pokręciłam głową z politowaniem. Nie miałam najmniejszej ochoty na chodzenie po sklepach. Tym bardziej nie z Niną, która może robić to godzinami. Mam wystarczająco dużo zmartwień na głowie i problemów, nie potrzebuje bić w myślach, która bluzka jest lepsza od której.
- Proszę Cię, tylko nie zakupy. - jęknęłam, kładąc się na łóżko. - Nie mam nastroju na bieganie po sklepach. - odparłam, posyłając jej błagalne spojrzenie. Moja przyjaciółka najpierw zrobiła złą minę, później smutną, a następnie westchnęła głośno.
- To co chcesz robić, kobieto? - spytała. - Oh, niech zgadnę! Chętnie byś się pomiziała z moim głupim bratem, czyż nie? Ale po co ja sie pytam, odpowiedź jest oczywista. - oburzyła się, a ja spaliłam, tak zwaną, cegłę. - No już nie czerwień się tak, tylko opowiadaj. Albo nie.. albo.. cholera! - zaśmiałam się nerwowo na jej słowa. - Nie śmiej się ze mnie! Muszę poważnie przemyśleć czy chce wiedzieć, czy nie. To w końcu mój brat..
- Kto powiedział, że cokolwiek ci opowiem? - odszczeknęłam.
- Mi nie powiesz? - spytała, szczerząc się. Parsknęłam śmiechem, patrząc na nią jak na wariatkę.
- Nie, wcale chętnie bym się z nim nie pomiziała. - odpowiedziałam cicho, patrząc w swoje dłonie. Czułam wypieki na twarzy, dlatego próbowałam sie osłonić kurtyną włosów.
- Jak to nie? Przecież to chyba właśnie robicie..
- Nie wiem co chcesz powiedzieć przez słowo "miziacie się" - Nina ryknęła głośnym śmiechem, a ja spaliłam jeszcze mocniejszego buraka.
- Mam na myśli.. - zaczęła, wciąż chichocząc jak wariatka. - .. że chętnie byś.. - ciągnęła. - .. poszła się z nim całować.
- Oh. - wypaliłam, czując się jak skończona idiotka. - Ale skąd ty wiesz..
- Że co? Że się całowaliście więcej niż raz? Kobieto, myślisz, że uwierzyłabym, że tego nie robiliście po tej akcji na imprezie? On na ciebie leci od dłuższego czasu, czemu nie miałby wykorzystać tej cudownej okazji? - spytała.
- Leciał na mnie? - spojrzałam na nią jak na kosmitkę. - Chyba Ci się wydawało.
- Nic mi się nie wydawało. Znam go od podszewki, a z twoich oczu czyta sie jak z otwartej księgi, więc nie czaruj mi tu. - odparła groźnie, ale zaraz potem się uśmiechnęła. - Dobrze przynajmniej, że jesteś kochana. Ostatnia dziewczyna tego buraka była zołzą. - wyszczerzyła sie.
- Ale ja nie jestem dziewczyną twojego brata! - oburzyłam się.
- Na razie, moja droga, na razie. - uśmiechnęła się cwanie, a oczy jej dziwnie zabłyszczały. Jak Boga kocham, w takich momentach boję się jej najbardziej. - Wiesz.. chciałam cię o coś spytać. Unikałam tego tematu z powodu tego.. wszystkiego co się wydarzyło z Ryanem. Wiem, że to.. no cóż, trochę pogmatwane i niezrozumiałe, ale po prostu muszę wiedzieć. Chcę wiedzieć.. - zaczęła, a ja zaniepokoiłam się trochę. Nie miałam bladego pojęcia o co chodzi.
- O co chodzi? - spytałam lekko przestraszona. Czyżby Ryan zrobił coś głupiego? Uciekł? Wyjechał? Czyżby dał znać tylko Scottowi, a ja nic nie wiem? - Coś z Ryanem? Uciekł? Zniknął? Jego ojciec go złapał? No mówże!
- Nie, nie. Przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. - uspokoiła mnie. - Chodzi o to co się stało u Scotta.. - zaczęła. Spojrzała prosto w moje oczy i wypaliła. - Chodzi o wasz pocałunek.
- Oh.. - bąknęłam. - O to chodzi.
- Tak. Nie pytałam bo chciałam, żebyś troszkę odpoczęła od tych problemów, ale po prostu muszę to wiedzieć. I nie chodzi już o tą moją ciekawość, a o mojego brata. Po prostu odpowiedź, proszę. - zagryzłam wargę. - Dlaczego on cię pocałował? - zagryzłam wargę. Chwilę myślałam w milczeniu, a potem westchnęłam.
- Gdybym ja to jeszcze wiedziała. - odparłam, a ona zmarszczyła brwi. Nie pierwszy raz mu się to zdarzyło. Kiedyś.. cóż, raczej chciał namieszać mi w głowie, albo po prostu zabawić się moją głupotą. A teraz.. nie wiem co go napadło. Wszystko działo się za szybko..
- Jak to "nie pierwszy raz"? On cię pocałował już kilka razy, a ty nic? - spytała, a jej oczy powiększyły się. Skinęłam głową, czując, że zaraz dostanę kazanie jakich mało. - Kobieto, toż to trzeba było mi od razu powiedzieć! Chłopak cie całuje, lecisz do mnie i mówisz! Już nie mówię tu o samym pochwaleniu się jak było, ale w takiej sytuacji, kiedy cię całuje TAKI chłopak, to spowiadasz się od razu. Szczególnie kiedy jest to dupek od siedmiu boleści.. dupek, ale bądź co bądź seksowny! Nigdy nie wiadomo co takiemu po głowie chodzi! - oburzyła się, a ja skuliłam w sobie. - Dziecko, a ty z nim piłaś do upadłego!
- Dobra, dobra.. zrozumiałam. - mruknęłam.
- No ja mam nadzieję, że zrozumiałaś. - odparła i popatrzała na mnie groźnie, jednak po chwili wyraz jej twarzy złagodniał. - A dobrze chociaż całował?
- Nina! - pisnęłam, patrząc na nią z wyrzutem.
- No co? - spytała jakby wielce zdziwiona moją reakcją. - Jak już Cię pocałował to możesz chyba mi powiedzieć jak było, nie?
- Nie wiem.. - odparłam szybko na odczepnego. - Byłam zbytnio zaskoczona całym zdarzaniem, by zwracać uwagę na takie detale. - kłamałam w żywe oczy, ale po kwaśnej minie mojej przyjaciółki, widać było, że się nie połapała. Czekałam tylko na jakieś słowa z jej usta.. Przecież nie mogłam powiedzieć, że świetnie całował. Że traciłam kontakt z rzeczywistością pod wpływem jego ust. Że zapominałam o wszystkim, a co gorsza o wszystkich. Że krótki moment trwał dla mnie całe wieki, że nigdy nie chciałam tego kończyć. Nie mogłam powiedzieć, że znam jego usta na pamięć. Ich smak, kształt.. nie, nie mogłam jej tego powiedzieć. Nie mogłam tego powiedzieć nikomu.
- Oh, następnym razem już nie będziesz zaskoczona.. - odparła.
- Nie będzie następnego razu.
- Zobaczymy z czasem.
- Znowu o nim myślisz? - spytała moja przyjaciółka.
- O kim?
- Jak to o kim? Nie o moim przygłupim bracie. O Raynie! - odparła oburzona, a ja na wzmiankę o Davidzie, zarumieniłam się lekko. - Nie bój się o niego, da sobie chłopka radę. Ja też się martwię, ale potrzebujemy chwilę relaksu.
- Wiesz, to nie tyle, że się tylko o niego boje. - odparłam, a ona spojrzała na mnie zaintrygowana. - Bardziej martwi mnie to w którą stronę pobiegnie.
- Co? - spytała niemądrze, robiąc głupią minę.
- Martwię się czy pobiegnie w stronę mojego domu, Scotta, czy też twojego, czy w stronę dworca, czy Bóg wie czego. Nie chcę, żeby uciekał. - przyznałam.
- Och. - Nina spojrzała na mnie z jakąś czułością w oczach. - Wie, że nie damy mu żyć jeśli ucieknie. Mam nadzieję, że wie. - na jej słowa uśmiechnęłam się. - Ale nie smęćmy, dobrze? Wystarczy, że jesteśmy takie irytujące przy chłopakach. Poza tym, potrzebuję trochę uśmiechu i nie mów mi, że ty nie.
- No ja też. - odparłam głupkowato, a Nina uśmiechnęła się szeroko z tym błyskiem w oczach. - Co ty kombinujesz?
- ZAKUPY! - krzyknęła radośnie. Pokręciłam głową z politowaniem. Nie miałam najmniejszej ochoty na chodzenie po sklepach. Tym bardziej nie z Niną, która może robić to godzinami. Mam wystarczająco dużo zmartwień na głowie i problemów, nie potrzebuje bić w myślach, która bluzka jest lepsza od której.
- Proszę Cię, tylko nie zakupy. - jęknęłam, kładąc się na łóżko. - Nie mam nastroju na bieganie po sklepach. - odparłam, posyłając jej błagalne spojrzenie. Moja przyjaciółka najpierw zrobiła złą minę, później smutną, a następnie westchnęła głośno.
- To co chcesz robić, kobieto? - spytała. - Oh, niech zgadnę! Chętnie byś się pomiziała z moim głupim bratem, czyż nie? Ale po co ja sie pytam, odpowiedź jest oczywista. - oburzyła się, a ja spaliłam, tak zwaną, cegłę. - No już nie czerwień się tak, tylko opowiadaj. Albo nie.. albo.. cholera! - zaśmiałam się nerwowo na jej słowa. - Nie śmiej się ze mnie! Muszę poważnie przemyśleć czy chce wiedzieć, czy nie. To w końcu mój brat..
- Kto powiedział, że cokolwiek ci opowiem? - odszczeknęłam.
- Mi nie powiesz? - spytała, szczerząc się. Parsknęłam śmiechem, patrząc na nią jak na wariatkę.
- Nie, wcale chętnie bym się z nim nie pomiziała. - odpowiedziałam cicho, patrząc w swoje dłonie. Czułam wypieki na twarzy, dlatego próbowałam sie osłonić kurtyną włosów.
- Jak to nie? Przecież to chyba właśnie robicie..
- Nie wiem co chcesz powiedzieć przez słowo "miziacie się" - Nina ryknęła głośnym śmiechem, a ja spaliłam jeszcze mocniejszego buraka.
- Mam na myśli.. - zaczęła, wciąż chichocząc jak wariatka. - .. że chętnie byś.. - ciągnęła. - .. poszła się z nim całować.
- Oh. - wypaliłam, czując się jak skończona idiotka. - Ale skąd ty wiesz..
- Że co? Że się całowaliście więcej niż raz? Kobieto, myślisz, że uwierzyłabym, że tego nie robiliście po tej akcji na imprezie? On na ciebie leci od dłuższego czasu, czemu nie miałby wykorzystać tej cudownej okazji? - spytała.
- Leciał na mnie? - spojrzałam na nią jak na kosmitkę. - Chyba Ci się wydawało.
- Nic mi się nie wydawało. Znam go od podszewki, a z twoich oczu czyta sie jak z otwartej księgi, więc nie czaruj mi tu. - odparła groźnie, ale zaraz potem się uśmiechnęła. - Dobrze przynajmniej, że jesteś kochana. Ostatnia dziewczyna tego buraka była zołzą. - wyszczerzyła sie.
- Ale ja nie jestem dziewczyną twojego brata! - oburzyłam się.
- Na razie, moja droga, na razie. - uśmiechnęła się cwanie, a oczy jej dziwnie zabłyszczały. Jak Boga kocham, w takich momentach boję się jej najbardziej. - Wiesz.. chciałam cię o coś spytać. Unikałam tego tematu z powodu tego.. wszystkiego co się wydarzyło z Ryanem. Wiem, że to.. no cóż, trochę pogmatwane i niezrozumiałe, ale po prostu muszę wiedzieć. Chcę wiedzieć.. - zaczęła, a ja zaniepokoiłam się trochę. Nie miałam bladego pojęcia o co chodzi.
- O co chodzi? - spytałam lekko przestraszona. Czyżby Ryan zrobił coś głupiego? Uciekł? Wyjechał? Czyżby dał znać tylko Scottowi, a ja nic nie wiem? - Coś z Ryanem? Uciekł? Zniknął? Jego ojciec go złapał? No mówże!
- Nie, nie. Przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. - uspokoiła mnie. - Chodzi o to co się stało u Scotta.. - zaczęła. Spojrzała prosto w moje oczy i wypaliła. - Chodzi o wasz pocałunek.
- Oh.. - bąknęłam. - O to chodzi.
- Tak. Nie pytałam bo chciałam, żebyś troszkę odpoczęła od tych problemów, ale po prostu muszę to wiedzieć. I nie chodzi już o tą moją ciekawość, a o mojego brata. Po prostu odpowiedź, proszę. - zagryzłam wargę. - Dlaczego on cię pocałował? - zagryzłam wargę. Chwilę myślałam w milczeniu, a potem westchnęłam.
- Gdybym ja to jeszcze wiedziała. - odparłam, a ona zmarszczyła brwi. Nie pierwszy raz mu się to zdarzyło. Kiedyś.. cóż, raczej chciał namieszać mi w głowie, albo po prostu zabawić się moją głupotą. A teraz.. nie wiem co go napadło. Wszystko działo się za szybko..
- Jak to "nie pierwszy raz"? On cię pocałował już kilka razy, a ty nic? - spytała, a jej oczy powiększyły się. Skinęłam głową, czując, że zaraz dostanę kazanie jakich mało. - Kobieto, toż to trzeba było mi od razu powiedzieć! Chłopak cie całuje, lecisz do mnie i mówisz! Już nie mówię tu o samym pochwaleniu się jak było, ale w takiej sytuacji, kiedy cię całuje TAKI chłopak, to spowiadasz się od razu. Szczególnie kiedy jest to dupek od siedmiu boleści.. dupek, ale bądź co bądź seksowny! Nigdy nie wiadomo co takiemu po głowie chodzi! - oburzyła się, a ja skuliłam w sobie. - Dziecko, a ty z nim piłaś do upadłego!
- Dobra, dobra.. zrozumiałam. - mruknęłam.
- No ja mam nadzieję, że zrozumiałaś. - odparła i popatrzała na mnie groźnie, jednak po chwili wyraz jej twarzy złagodniał. - A dobrze chociaż całował?
- Nina! - pisnęłam, patrząc na nią z wyrzutem.
- No co? - spytała jakby wielce zdziwiona moją reakcją. - Jak już Cię pocałował to możesz chyba mi powiedzieć jak było, nie?
- Nie wiem.. - odparłam szybko na odczepnego. - Byłam zbytnio zaskoczona całym zdarzaniem, by zwracać uwagę na takie detale. - kłamałam w żywe oczy, ale po kwaśnej minie mojej przyjaciółki, widać było, że się nie połapała. Czekałam tylko na jakieś słowa z jej usta.. Przecież nie mogłam powiedzieć, że świetnie całował. Że traciłam kontakt z rzeczywistością pod wpływem jego ust. Że zapominałam o wszystkim, a co gorsza o wszystkich. Że krótki moment trwał dla mnie całe wieki, że nigdy nie chciałam tego kończyć. Nie mogłam powiedzieć, że znam jego usta na pamięć. Ich smak, kształt.. nie, nie mogłam jej tego powiedzieć. Nie mogłam tego powiedzieć nikomu.
- Oh, następnym razem już nie będziesz zaskoczona.. - odparła.
- Nie będzie następnego razu.
- Zobaczymy z czasem.
- Virgy! - usłyszałam wołanie Davida z góry. Posłałam przyjaciółce
przepraszające spojrzenie i skierowałam się do pokoju chłopaka. Gdy
tylko weszłam do środka zobaczyłam go w stroju do koszykówki. W dodatku
był cały spocony i miał czerwone policzki. Przełknęłam ślinę, mimo
wszystko wyglądał nieziemsko.
- Tak?
- Mam do Ciebie pytanie. - odparł, rzucając piłkę w kąt. - Widzisz, mój kumpel urządza w weekend urodziny, więc chciałem zapytać czy nie poszłabyś ze mną?
- Ja? - zdziwiłam się.
- A niby kto inny? - zaśmiał sie.
- J-ja.. ja nie wiem.. - odparłam zmieszana i zawstydzona zarazem. A co ludzie pomyślą? A jeśli wezmą mnie za jego dziewczynę? Nie chcę robić sobie zbędnych nadziei.. nie chcę żeby moje szczęście prysnęło niczym bańka mydlana. Dobrze mi tak jak jest..
- Muszę zaraz odpowiedzieć kumplowi, bo nie wie ile zaproszeń zamówić. Sprawa na ostatnia chwilę, chyba rozumiesz?
- Jasne. - mruknęłam i zastanowiłam się chwilę. Nie lubię imprez, ale uwielbiam jego. - Jesteś pewien, że chcesz mnie tam ze sobą zabrać?
- Tak, w stu procentach. - odpowiedział. - Kiedyś musisz poznać moich kumpli. - puścił mi oczko, a ja zarumieniłam się. Wygięłam usta w lekkim uśmiechu i spojrzałam w jego błyszczące oczy.
- Dobrze, skoro tak, to pójdę. - odparłam.
- Super, zaraz do niego zadzwonię. - cmoknął mój policzek i już wybierał numer w telefonie, uśmiechając się przy tym. - Nick? No siema, to ja. Dla mnie dwa zaproszenia, dobra? - spytał kolegi. Przyglądałam mu się uważnie i nie mogłam uwierzyć, że chcę kogoś takiego jak ja. Był cudowny, przystojny, zabawny.. zapewne każda dziewczyna w naszej szkole by go pragnęła, a on chce mnie! Dobre sobie.. - Tak, tak. Yhym. A, zabieram taką jedną ślicznotkę. - odparł, zerkając na mnie z łobuzerskim uśmiechem. - Tak.. się zobaczy. To do zobaczenia w weekend. - pożegnał się.
- I jak? - spytałam.
- Podjadę po ciebie w piątek o dwudziestej. - odparł z wielkim uśmiechem i do mnie podszedł. Ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował. - A teraz wybacz, ale śmierdzę. - zaśmiał się.
- Tak?
- Mam do Ciebie pytanie. - odparł, rzucając piłkę w kąt. - Widzisz, mój kumpel urządza w weekend urodziny, więc chciałem zapytać czy nie poszłabyś ze mną?
- Ja? - zdziwiłam się.
- A niby kto inny? - zaśmiał sie.
- J-ja.. ja nie wiem.. - odparłam zmieszana i zawstydzona zarazem. A co ludzie pomyślą? A jeśli wezmą mnie za jego dziewczynę? Nie chcę robić sobie zbędnych nadziei.. nie chcę żeby moje szczęście prysnęło niczym bańka mydlana. Dobrze mi tak jak jest..
- Muszę zaraz odpowiedzieć kumplowi, bo nie wie ile zaproszeń zamówić. Sprawa na ostatnia chwilę, chyba rozumiesz?
- Jasne. - mruknęłam i zastanowiłam się chwilę. Nie lubię imprez, ale uwielbiam jego. - Jesteś pewien, że chcesz mnie tam ze sobą zabrać?
- Tak, w stu procentach. - odpowiedział. - Kiedyś musisz poznać moich kumpli. - puścił mi oczko, a ja zarumieniłam się. Wygięłam usta w lekkim uśmiechu i spojrzałam w jego błyszczące oczy.
- Dobrze, skoro tak, to pójdę. - odparłam.
- Super, zaraz do niego zadzwonię. - cmoknął mój policzek i już wybierał numer w telefonie, uśmiechając się przy tym. - Nick? No siema, to ja. Dla mnie dwa zaproszenia, dobra? - spytał kolegi. Przyglądałam mu się uważnie i nie mogłam uwierzyć, że chcę kogoś takiego jak ja. Był cudowny, przystojny, zabawny.. zapewne każda dziewczyna w naszej szkole by go pragnęła, a on chce mnie! Dobre sobie.. - Tak, tak. Yhym. A, zabieram taką jedną ślicznotkę. - odparł, zerkając na mnie z łobuzerskim uśmiechem. - Tak.. się zobaczy. To do zobaczenia w weekend. - pożegnał się.
- I jak? - spytałam.
- Podjadę po ciebie w piątek o dwudziestej. - odparł z wielkim uśmiechem i do mnie podszedł. Ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował. - A teraz wybacz, ale śmierdzę. - zaśmiał się.
Razem z Niną siedziałyśmy na kanapie w
moim salonie. Tato zaproponował, żebym zaprosiła przyjaciół na kolację,
bo Ryan czuję się trochę nieswojo sam z naszą dwójką i będzie mu
swobodniej w znanym towarzystwie. Moi przyjaciele chętnie się na to
zgodzili, więc teraz czekaliśmy na jedzenie. Zastanawiałam się o czym
chłopacy mogą tak rozmawiać na górze. Przecież Scott miał tylko
powiedzieć Ryanowi, że zaraz podajemy kolację. Wolałam jednak nie pytać,
dopóki nie zobaczyłam na schodach Winnera z zapakowaną już torbą.
Myślałam, że oczy mi z orbit wylecą.
- Co się dzieje? - spytałam zlękniona.
- Przeniosę się dziś do Scotta, nie chcę siedzieć tobie i twojemu tacie na głowie.
- Nie siedzisz nam na głowie. - odparłam.
- Dziękuje ci za wszystko, ale jednak będę się czuł u niego jak w .. domu. - mruknął. - Będzie mi po prostu swobodniej, rozumiesz? - spytał. Skinęłam lekko głową.
- Ale zostajesz na kolacji? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- A chcesz bym został?
- Chcę. - odpowiedziałam bez wahania.
- Dobrze, więc zostanę. - powiedział i zaniósł swoje rzeczy na przedpokój. Miałam mętlik w głowię. Nie wiedziałam jak mogę go pilnować, gdy nie będzie go już u mnie. Taka sytuacja utrudniała mi trochę kontrolę nad nim, jeśli jakąkolwiek miałam. Nie będą mogła na niego już wpływać, jak to próbowałam robić wcześniej. Pokręciłam lekko głową. Powinnam się cieszyć, że idzie do Scotta, a nie wyjeżdża. Kto wie co by mu jeszcze odbiło, gdzie by pojechał? Jeszcze wpadłby w jakieś kłopoty i co wtedy? Westchnęłam, akurat kiedy tata krzyknął, że kolacja na stole. Udaliśmy się do jadalni i usiedliśmy przy stole. Z początku było dość spokojnie i tylko tata rozmawiał z Niną, lub też czasem ze Scottem, którego o dziwo nawet polubił. Dłubałam widelcem w jedzeniu i patrzyłam to na nie, to na Winnera. On sam nie był o wiele lepszy. Patrzył się na mnie, co jakiś czas tylko skubiąc coś w kolacji. Czułam się dziwnie.. sama z resztą nie wiem co czułam. Było to coś na kształt smutku, zawodu.. nie miałam pojęcia. Byłam jednak pewna jednego, nie chciałam by się wynosił, by zrobił jakąś głupotę. Pogrzeb jego matki zbliżał się niebłagalnie, a my musieliśmy być tam dla niego. Chcieliśmy tam dla niego być. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić jego bólu. Gdyby sama musiała załatwić wszystkie sprawy dotyczące pogrzebu mojej mamy.. nie potrafiłabym, nie dałabym rady. A jednak on dał i pokazał tym nie tylko mi, ale i wszystkim innym jaki jest silny. Musiał być, nie było innej możliwości..
- Co się dzieje? - spytałam zlękniona.
- Przeniosę się dziś do Scotta, nie chcę siedzieć tobie i twojemu tacie na głowie.
- Nie siedzisz nam na głowie. - odparłam.
- Dziękuje ci za wszystko, ale jednak będę się czuł u niego jak w .. domu. - mruknął. - Będzie mi po prostu swobodniej, rozumiesz? - spytał. Skinęłam lekko głową.
- Ale zostajesz na kolacji? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- A chcesz bym został?
- Chcę. - odpowiedziałam bez wahania.
- Dobrze, więc zostanę. - powiedział i zaniósł swoje rzeczy na przedpokój. Miałam mętlik w głowię. Nie wiedziałam jak mogę go pilnować, gdy nie będzie go już u mnie. Taka sytuacja utrudniała mi trochę kontrolę nad nim, jeśli jakąkolwiek miałam. Nie będą mogła na niego już wpływać, jak to próbowałam robić wcześniej. Pokręciłam lekko głową. Powinnam się cieszyć, że idzie do Scotta, a nie wyjeżdża. Kto wie co by mu jeszcze odbiło, gdzie by pojechał? Jeszcze wpadłby w jakieś kłopoty i co wtedy? Westchnęłam, akurat kiedy tata krzyknął, że kolacja na stole. Udaliśmy się do jadalni i usiedliśmy przy stole. Z początku było dość spokojnie i tylko tata rozmawiał z Niną, lub też czasem ze Scottem, którego o dziwo nawet polubił. Dłubałam widelcem w jedzeniu i patrzyłam to na nie, to na Winnera. On sam nie był o wiele lepszy. Patrzył się na mnie, co jakiś czas tylko skubiąc coś w kolacji. Czułam się dziwnie.. sama z resztą nie wiem co czułam. Było to coś na kształt smutku, zawodu.. nie miałam pojęcia. Byłam jednak pewna jednego, nie chciałam by się wynosił, by zrobił jakąś głupotę. Pogrzeb jego matki zbliżał się niebłagalnie, a my musieliśmy być tam dla niego. Chcieliśmy tam dla niego być. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić jego bólu. Gdyby sama musiała załatwić wszystkie sprawy dotyczące pogrzebu mojej mamy.. nie potrafiłabym, nie dałabym rady. A jednak on dał i pokazał tym nie tylko mi, ale i wszystkim innym jaki jest silny. Musiał być, nie było innej możliwości..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz