środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 31

       Wygładziłam niewidoczne fałdy na sukience. Zaśmiałam się gorzko patrząc w lustro. Doskonale pamiętam jak kupiłam ta sukienkę, uważałam ją za piękną. Planowałam założyć na elegancką okazję, a teraz? Teraz będzie to zwykła, ponura szmatka do niczego nie potrzebna. Nie mogłabym znów jej założyć. Myślałabym tylko o Ryanie, o jego mamie, o bólu jaki on przeżywa. Nie potrafiłabym przestać myśleć o tym, że jego ojciec zrobił to z taką łatwością, że gonił swojego syna, mnie.. To było zbyt straszne. Westchnęłam. Po pokoju rozległo się pukanie, a zaraz potem drzwi lekko się uchyliły.
- Zdaję sobie sprawę, że będzie to totalnie nie na miejscu, ale ładnie wyglądasz. - powiedział cicho David, delikatnie się uśmiechając.
- Masz rację, to nie na miejscu. - odparłam smętnie, ponownie patrząc w lustro. Złapałam delikatnie grzywkę i zaczesując ją na bok, upięłam spinką z pięknym kwiatkiem. Przyjrzałam się sobie uważnie. Oczy miałam lekko podkreślone i wytuszowane; policzki muśnięte różem; usta wymalowane pomadką w kolorze skóry. Wyglądałam bardzo naturalnie i cieszyłam się z tego.
- To straszne co przeżywa ten dzieciak. - powiedział nagle brunet. Spojrzała na niego w odbiciu lustra, nic nie odpowiedziałam. - Nikomu bym czegoś takiego nie życzył, jak pomyśl..
- Możemy o tym nie rozmawiać? - spytałam, jak na mnie, ostrym tonem. David spojrzał na mnie lekko zdziwiony,  ale po chwili podszedł do mnie. - Po prostu, nie chcę..
- Przepraszam, rozumiem, że również o to przeżywasz. Nie powinienem był zaczynać tego tematu. - odparł ze skruchą i delikatnie mnie objął. Wtuliłam się w jego pierś, w duchu dziękując za to, że przy mnie jest. - Na pewno chcesz tam iść? Widać to dość dotkliwa sprawa. Jak nie chcesz to ja..
- Nie. - przerwałam mu stanowczo i popatrzałam w zielone oczy. - Muszę tam być. Musze wspierać Ryana.
- Rozumiem. - odparł i ponownie mocno mnie do siebie przytulił. - Więc będę tam z tobą.
- Dziękuje. - szepnęłam. Staliśmy chwilę objęci, gdy do pokoju weszła Nina. Odchrząknęła głośno i popatrzyła na nas z politowaniem. - Już?
- Tak, twój tata już czeka na dole. Skończyliście już? - spytała. Posłałam jej urażone spojrzenie. Doskonale wiedziała, że nie czulimy się do siebie od tak, że to wszystko przez cały ten smutek, tą przytłaczającą sytuację.
- Ale z Ciebie dzieciak. - mruknął David, patrząc na nią krzywo. - Nie pojmujesz powagi sytuacji? Chociaż raz mogłabyś się zachować. - Ninie mina zrzedła i patrzyła siet teraz na brata jakaś taka przygaszona. - A teraz przesuń się, chcemy zejść na dół. Sama mówiłaś, że tata Virginii już czeka. - po tych słowach dziewczyna wycofała się z pokoju i bez słowa podreptała na dół, a my zaraz za nią.
   Ceremonia już się zaczęła. Staliśmy wszyscy w kaplicy. Ja wraz moim tatą i Niną z przodu, a David zaraz za nami wraz ze Scottem. Czułam na sobie czyjś palący wzrok, wiec podniosłam do góry głowę i napotkałam jego brązowe tęczówki. Jego oczy wyrażały smutek i pustkę. Nie umiał już tak doskonale kryć swoich uczuć, a może to ja nauczyłam się je odczytywać? Sama nie wiem, ale widziałam ogromny ból w jego spojrzeniu i doskonale wiedziałam, że stara się go nie okazywać. Chciał pozostać obojętny, próbował być silny, ale wiedziałam, że rozsadza go od środka. Wiedziałam, że ma ochotę krzyczeć i płakać, że mimo zaprzeczeń jest mu cholernie ciężko. Uśmiechnął się smutno, tak bezradnie, a potem jakby wyłączył się na resztę ceremonii. Wyglądał jakby nie wiedział co się dokładnie dzieje, jego wzrok był jak zahipnotyzowany. Martwiłam się o niego. Chciałam do niego podejść, podnieść na duchu, jednak od razu zobaczyłam Samanthę, którą całował. Poczułam jakiś ścisk w żołądku, a następną rzeczą jaką pamiętam, była ręka Davida na moim ramieniu. Potem starałam się o niczym nie myśleć, wyrzucić ten powracający obraz z głowy. Na marne.. 

- Virginia, chodź idziemy. - powiedział cicho David, podając mi ramię. Posłałam mu nikły uśmiech, złapałam się go i oboje ruszyliśmy w stronę wyjścia. Zerknęłam w stronę mojego ojca, który spokojnie rozmawiał z moją przyjaciółką i Scottem. Dostrzegłam także rodziców Mansona tuż obok. Nigdy bym nie pomyślała, że mój ojciec i jego rodzice będą się tak doskonale dogadywać. Od razu kiedy się poznali, szybko się polubili, co ogromnie mnie cieszyło. Sam Scott doszedł do wniosku, że to dobrze, bo kiedy będzie robił imprezy nie będzie problemu z moim przyjściem. Pamiętaj jak się wtedy z niego wszyscy śmialiśmy. Westchnęłam, brakowało mi tych czasów kiedy wszyscy ciągle się śmialiśmy i wygłupialiśmy..
  Zacisnęłam mocno powieki, modląc się w duchu żeby żadna łza po nich nie spłynęła. Znałam Ryana i doskonale rozumiałam, że nie chce teraz ze mną gadać, ale musiałam spróbować. Objęłam mocno ramiona i oparłam o ścianę. Serce powoli przestawało walić mi jak szalone. Na czubku schodów nagle znalazł się Scott. W szybkim tempie ogarnął wzrokiem całą sytuację, doskonale wiedział że podjęłam próbę zatrzymania Ryana i zapewne domyślił się, że skończyła się niepomyślnie. Podszedł do mnie powoli i nic nie mówiąc, delikatnie objął. Z początku trochę się zdziwiłam. Owszem, zaczęliśmy się przyjaźnić i stał mi się bliski, witałam się z nim całusem w policzek, jednakże nigdy chłopak mojej przyjaciółki nie zrobił czego takiego. Wtuliłam się w jego pierś, cicho wzdychając.

- Wyrzucił mnie, po prostu. Nawrzeszczał i kazał sobie pójść. - odparłam cicho. - Co robię źle? Chcę mu tylko pomóc, nie chcę by robił głupstwa, a on i tak na mnie wrzeszczy i mnie wygania.. Dlaczego on tak mną pomiata?
- Nie mów tak, on tobą nie pomiata. - zapewnił, głaszcząc moje plecy. - Wiesz jaki ma trudny charakter. Nie lubi przegrywać, przyznawać się do błędu. Nie lubi gdy mu się pomaga bo wie, że okazuje słabość, a wiesz jaki jest dumny. Aż nadto. - odparł spokojnie. Pociągnęłam nosem. Nie pozwolę sobie na łzy, nie znowu, nie z jego powodu. Wszystko robiłam najlepiej jak umiałam. Pomagałam mu, chciałam z nim porozmawiać, przecież to zawsze pomaga. Chciałam by zrobiło mu się lżej na sercu, zupełnie jak wtedy gdy Scott i Nina zgarnęli go do Mansona po śmierci jego matki, jednak cóż miałam zrobić gdy budował w około siebie ogromny mur nie do przebicia? Nie byłam na tyle silna, by nie zwracać uwagi na jego wybuchy złości i takie traktowanie, byłam kruchą, łatwą do zranienia osobą, a on za każdym razem mnie umniejszał. I gdy wydawałoby się, że mogę mu pomóc, że jest z nim coraz lepiej.. bum, znowu coś się psuło. Odsunęłam się lekko od przyjaciela.
- Dziękuje, tego potrzebowałam. - wyznałam. Scott uśmiechnął się delikatnie i objął mnie rękę.
- Chodź, idziemy. - rzucił. Zeszliśmy po schodach na dół, a zaraz doskoczyła do nas Nina.
- I jak? - spytała z nadzieja w głosie.
- Jak zwykle, odpycha mnie od siebie.. - westchnęłam. - Nie wiem co można jeszcze zrobić. Chyba nikt nie przemówi mu do rozsądku. - odparłam. Nie zwykłam się poddawać, jednak przy Ryanie nie dało się niczego więcej zdziałać. Byłam uparta mimo spokojnego charakteru, jednak z upartością Ryana nie wygra nikt. 
- Oh, nie zamartwiaj się, kochanie. - rzuciła, pocierając moje ramię w celu dodania otuchy. - W końcu się otworzy, czasem każdy musi. - zapewniła.
- Mam nadzieję. 
- O czym rozmawiacie? - usłyszałam nagle nad ramieniem przyjaciółki. David wyglądał dzisiaj, mimo wszystko, bardzo przystojnie. Założył na siebie elegancki, czarny garnitur, białą koszulę i krawat. Do tego wszystkie spryskał się przepięknymi męskimi perfumami, naprawdę ciężko było mi przy nim ustać, by delikatny, choć lekko smutny, uśmiech nie wkradł się na moje usta. Byłam mu cholernie wdzięczna za to, że udał się na ten pogrzeb z nami. Pamiętam jeszcze jak mi to zaproponował..
  Siedziałam na fotelu w domu Niny, podczas gdy moja przyjaciółka zajęła kanapę. Siedziałyśmy w milczeniu. W głowie miałyśmy tylko jutrzejszy pogrzeb matki Ryana. Była to dla nas trudna sprawa. Nie wiedziałyśmy do końca jak mamy się zachować, co jeszcze możemy zrobić by mu pomóc. 

- Co się dzieje? - spytał David, wchodząc do pokoju.
- Nic o czym musiałbyś wiedzieć. - odszczeknęła mu siostra.
- Myślimy o jutrzejszym pogrzebie. - odpowiedziałam, posyłając przyjaciółce urażone spojrzenie, na które jedynie wywróciła oczami. Cała Nina.. 
- Oh, tak słyszałem. Bardzo mi przykro z powodu straty waszego kolegi. - powiedział, przysiadając się na mój fotel.
-Nienawidzę pogrzebów. - wyznałam. Od kilku dni w głowie miałam pogrzeb mojej mamy. Znowu czułam ogromna tęsknotę, smutek, żal.. tak bardzo chciałabym cofnąć czas nawet gdyby tego skutkiem było niepoznanie moich przyjaciół. Oddałabym wszystko by znowu zobaczyć mamę.
- Zapewne musi wam być ciężko? - bardziej stwierdził niż zapytał, a czarna skinęła lekko głową. David popatrzył na mnie chwilę z czułością. - Może chcesz bym poszedł z tobą, hm? - zapytał. Popatrzałam na niego nie mogąc uwierzyć, że naprawdę mi to proponuje. Następnie zwróciłam swój wzrok w stronę Niny. Oczy miała wybłuszone na wierzch i patrzała na niego jakby się zastanawiała, czy naprawdę to powiedział. Zastanowiłam się chwilę. Wiedziałam, że przy Ryanie będzie jego dziewczyna, więc nie będę mu aż tak potrzebna, a mi osobiście przydałby się ktoś do potrzymania na duchu. 
- J-ja.. tak, bardzo bym chciała. - odparłam cichutko. Brunet posłał mi lekki uśmiech i pocałował w czoło, a Nina nie mogła ponownie nie wywrócić oczami. Co za dziewczyna..
- Nie twój interes. - odparła jego siostra z przesłodzonym uśmieszkiem i pociągnęła Scotta gdzieś w głąb salonu.

- Rozmawialiśmy o Ryanie. 
- Oh. Jak z nim? - spytał.
- Nie za dobrze. - przyznałam z bólem. - Nie daje sobie pomóc, w ogóle nie chce z nikim rozmawiać. - odparłam, kierując się w stronę kuchni. - Jest strasznie dumny, nie chce okazać słabości, co mnie martwi.
- Może ja bym spróbował? Nieznajomemu chyba nie odmówi? - zaproponował. Był cudowny w takich momentach jak ten. Zawsze starał się mi pomóc, a teraz i mojemu.. przyjacielowi. Czasami zastanawiam się co jeszcze jest w stanie dla mnie zrobić.. 
- Nie, lepiej nie. Nie wiadomo co zrobi, może się strasznie zdenerwować. Taki już jest, strasznie wybuchowy. - odpowiedziałam. Ryanowi mogłoby się to nie spodobać. Nie sadze by polubił Davida, nigdy jakoś nie patrzył na niego przyjaźnie, raczej odwrotnie. Nie chciałam żeby wybuchła jakaś kłótnia, a co gorsza, bijatyka. Wolałam pozostawić go ze swoimi myślami, tak będzie teraz najlepiej.
  Wszyscy już się zebrali i jedynie my zostaliśmy w domu państwa Mansonów. Tata, Nina oraz David zapewnili, że poczekają na zewnątrz nie chcąc denerwować już Ryana, ja jednak postanowiłam się jeszcze z nim pożegnać, sprawdzając czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Zapukałam delikatnie w drzwi i po niedługiej chwili usłyszałam ciche, zmęczone 'proszę'. 
- Znowu chcesz porozmawiać? - spytał zirytowany, widząc mnie w drzwiach.
- Nie.. - odparłam cichutko. - Chciałam się pożegnać i sprawdzić czy wszystko jest okej. Zaraz wychodzimy. - odpowiedziałam, bawiąc się dłońmi. Nie potrafiłam na niego spojrzeć, sama nie wiedziałam czemu.
- Jak widać wszystko jest w porządku. - odparł jakby troszkę zdenerwowany i wstał. - Nie musiałaś się fatygować tu na górę. - dodał, a ja spojrzałam na niego.
- A-ale.. chciałam.. j-ja.. - za jąkałam się pod wpływem jego wyzywającego wzroku. - Chciałam żebyś wiedział, że już idziemy i że możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy, gdybyś potrze..
- Dość! - przerwał mi zdenerwowany. - Nie rozumiesz, że nie chcę? - spuściłam głowę. - Ile razy mam powtarzać, że nie potrzebuję twojej pomocy? Dam sobie radę sam.
- Wiem o tym. - wtrąciłam, a on spojrzał na mnie z powątpieniem. - Chciałam tylko, żebyś wiedział.. że nie jesteś sam, gdybyś potrzebował rozmowy. - chłopak potarł dłonią skroń.
- Wybacz za wcześniejszy wybuch, to nie mój dzień.. chyba rozumiesz. - powiedział cicho. Popatrzył na mnie z delikatnością w oczach, a nikły uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Nie musisz przepraszać, rozumiem. To nie twoja wina. - odparłam, podchodząc do niego. W tej chwili zapomniałam jak bardzo zabolały mnie tamte słowa. Żałował, a to było dla mnie najważniejsze.
- A jednak, nie powinienem. - rzucił, robiąc krok w moją stronę. Popatrzyłam głęboko w jego czekoladowe tęczówki. Zawsze były przeraźliwie hipnotyzujące, jednak dziś brakowało w nich tych iskierek, które sprawiały, że były jeszcze piękniejsze. Odważyłam się unieść delikatnie dłoń i pogłaskać jego policzek. Mimowolnie przymknął powieki. 
- Nie przepraszaj. - prawie szepnęłam. Skinął delikatnie głową. Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno do siebie przytuliłam. Odwzajemnił gest. Czułam jak schodzi z niego całe napięcie. Ułożył ręce na moich plecach i mocno do siebie przyciągnął, dzięki czemu mogłam napawać się zapachem jego perfum. - Dzwoń, gdy będziesz tego potrzebował. - szepnęłam, mając nadzieję, że tym razem się nie zdenerwuje. Nic podobnego się nie stało, a zamiast krzyków otrzymałam jedynie ciche "dobrze". Uśmiechnęłam się delikatnie. Dotarłam do niego, a to liczyło się dla mnie najbardziej. Odsunęłam się od bruneta, który w dalszym ciągu trzymał ręce na mojej tali. Spojrzałam w jego oczy i znów dotknęłam szorstkiego policzka. - Muszę już iść. 
- Dobrze, idź. - odparł, nachylając się nade mną i delikatnie muskając mój policzek. Zarumieniłam się pod wpływem tego gestu i posyłając mu pokrzepujący uśmiech, wyszłam z pokoju.
  Chwyciłam mocno książki i w pośpiechu szłam wrzucając je do torby. Umówiłam się na stołówce z Niną, a lekcje miałam po drugiej stronie szkoły. Usłyszałam jakieś piski i chichoty, wiec mimowolnie zatrzymałam się, stając przy ścianie. Na schodkach siedziały jakieś dziewczyny i rozmawiały.
- Co dokładnie powiedział? - pisnęła jedna z dziewczyn.
- Oh, no wiesz. - rzuciła druga, rozpoznałam w niej Samanthę, dziewczynę Ryana. - Po prostu, przytulił mnie i powiedział "Kocham Cię". Był przy tym taki słodki! - pisnęła z radości. Kto ją kocha? Kto jej.. ? Zamarłam. Ryan. A więc.. kocha ją.. ? Miałam wrażenie, że żołądek przewraca mi się d góry nogami. - Był troszkę nie swój, wiadomo, to był w końcu pogrzeb jego matki, ale powiedział to. - ciągnęła. - Oh, jaka byłam szczęśliwa, kiedy to usłyszałam. Tak bardzo go kocham! - wręcz krzyknęła. - Myślałam, że dla niego to za szybko na takie uczucia, ale nie.. kocha mnie, kocha! - cieszyła się jak dziecko. Poczułam ukłucie w sercu. Jedno, drugie.. - Był taki.. -Nie wytrzymałam i szybko ruszyłam dalej. Oddychałam bardzo szybko, stanęłam niedaleko wejścia do biblioteki. Kocha ją? Zaśmiałam się gorzko. Skoro tak bardzo ją kocha to czemu tyle już razy mnie pocałował? Czemu wczoraj był taki czuły przy pożegnaniu? Czemu patrzył na mnie z taką delikatnością w oczach? Czemu był takim dupkiem, którego nie potrafiłam rozszyfrować? Zacisnęłam powieki. Nie chciałam o nim myśleć, dlatego zaczęłam wyrzucać go z głowy, starając się skupić na urodzinach kolegi Davida i na samym brunecie. Starałam się przypomnieć nasze czułe pożegnanie. Rozjaśniałam na samą myśl o nim, o jego ustach, o tym jaki jest cudowny..
A jednak brakuje mu czegoś co ma Ryan.
Niby czego?
Chyba mi nie powiesz, że nie czujesz się przy nim wyjątkowa?
Przy Davidzie? Owszem. Przy Ryanie? Nie koniecznie.
Okłamujesz samą siebie, wiesz?
Oh, zamknij się. Nie wiesz co mówisz.
Warknęłam pod nosem. Świetnie, teraz nawet w myślach do siebie gadam. Niezła ze mnie wariatka. Zadowolona z tego, że ten uparty głos się uciszył, weszłam do stołówki, gdzie już czekali na mnie przyjaciele. O dziwo przy stoliku nie znalazłam Ryana. Dziwne.. ale może to i dobrze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz