środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 33

   Szkoła wydawała się taka pusta i dziwna bez widoku Scotta z przyjacielem, jednak cóż mogliśmy zrobić? To zrozumiałe, że Ryan nie chce tutaj wracać, nie teraz, nie po tym wszystkim. Zrozumiałe, a jednak, jak chce wrócić do normalności, skoro nie robi niczego w tym kierunku? Pytanie brzmi, czy aby na pewno chce.. No właśnie. Westchnęłam. Od pogrzebu jego matki miałam okropne przeczucie, że coś się stanie, że po prostu zwieje. Nie chciałam w to wierzyć, starałam się odepchnąć od siebie tą myśl, jednak ona wracała ze zwiększoną siłą. Z każdym dniem ta obawa rosła. Czy to możliwe, że jednak ucieknie? Tka po prostu da nogę, zostawi problemy i zaszyje się w jakieś nieznanej nam miejscowości? Ponownie westchnęłam. Nie powinnam o tym myśleć, to mnie za bardzo dobija.
   Spojrzałam na zapisaną tablicę, doszukując się w tym wszystkim sensu. Wszystkie cyferki jakby rozmazywały się w mojej głowie, czułam, że nie mam pojęcia co przepisuję. To okropne, przez te wszystkie zmartwienia zawalam naukę, tak nie może być. Zmartwienia.. Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, przed oczami nagle stanęły mi obrazy z imprezy urodzinowej kolegi Davida.
   Byłam niezadowolona. Bynajmniej, impreza wydawała się być wyśmienita, jednakże w głowie wciąż miałam Ryana. Najzwyczajniej w świecie się o niego martwiłam, mimo, że Nina i Scott obiecali, że go przypilnują, aby nie robił głupstw. Uspokoiło mnie to, jednak co oni takiego mogli zrobić by go zatrzymać? Nic. Zupełnie nic. Ryan robił co chciał i bez trudu by im zwiał, miałam jednak cichą nadzieję, że tego nie zrobi. Pamiętam jego ogromne zdziwienie, gdy dowiedział się, że wychodzę, a co dopiero gdy pokazałam się mu w kusej, czarnej sukience z cekinami od Niny. Myślałam że dostanie zawału na widok mojego dekoltu, albo że owinie mnie w prześcieradło. Stwierdził, że mimo wszystko nie powinnam się tak ubierać "To starsi chłopacy, kto wie co im odbije?" - doprawdy, nie lepsi niż on sam.
   Wyrzuciłam Winnera z głowy, gdy tylko przy moim boku znowu znalazł się David z plastikowym kubkiem.
- Cola dla mojej ślicznej towarzyszki. - odparł z uśmiechem, dobrze wiedział, że nie lubię alkoholu, mimo iż już kilka razy go próbowałam.
- Dziękuje. - odpowiedziałam, odwzajemniając gest i upiłam łyk napoju. Zimna cola z lodem, to co lubię. Spojrzałam na Davida i zrobiło mi się przykro. Nie mógł wypić ani kropli alkoholu, ponieważ prowadził auto. Wiedziałam, że chłopacy lubią wypić od czasu do czasu trochę alkoholu i się pobawić, a jednak nie mógł i to tylko i wyłącznie z mojego powodu, bo uparł się, że nie będę marznąc na zimnie.
- Dobrze się bawisz? - spytał nagle. Rozejrzałam się po dużym pokoju. Niewiele różniło się to od naszych imprez, jednakże ludzie zachowywali się bardziej przyzwoicie. Nie brakło oczywiście całujących się par, ale nie robili nic innego, a jeśli to udawali się na piętro.. choć wolałabym o tym nie myśleć. Chłopacy także nie pili tyle co na domówka u Alana. Albo mieli mocniejsze głowy, albo też umieli powiedzieć sobie stanowczo nie. Czułam się tu nieco lepiej, a jednak brakowało mi Niny, Scotta, Ryana, a nawet Alana i całej tej bandy. Ale czy bawiłam się dobrze? Nie znałam nikogo prócz Davida i solenizanta, którego dziś poznałam, a samotność która mi ciążyła, nie była zbyt przyjemna, jednak uśmiech na twarzy Levingtona był tak cudowny, że wszystko odchodziło w nieznane.
- Tak. A Ty? - odparłam, spoglądając na niego. Oczy mu błyskały, a usta wygięły w uśmiechu.
- Bardzo dobrze. - przyznał. - Może trochę się poruszamy? - spytał, wskazując na parkiet. Skinęłam chętnie głową, biorąc łyk napoju, po czym odłożyłam szklankę. Złapałam wyciągnięta rękę Davida, który poprowadził mnie w środek roztańczonej młodzieży. Z początku nieswojo poruszałam się w rytm szybkiej muzyki, z każdą chwilą robiąc to pewniej. Doskonale pamiętałam wszystkie wskazówki jakie mi kiedyś udzielił, które teraz nagle wyparowały z mojej głowy. Działałam pod wpływem chwili, moje ciało samo mnie prowadziło. Nawet nie zauważyła kiedy uśmiech wkradł mi się na usta. Wtedy gdy David mnie mocno objął, czy wyszeptał, że bardzo się cieszy, że tu z nim jestem, sama nie wiem..
   Potrząsnęłam głową. Muszę się skupić na lekcjach i szkole, a potem będę myśleć o tym cudownym brunecie. Spojrzałam ukradkiem na Ninę. Podpierała głowę ręką i tępo wpatrywała się w tablice. Dobrze wiedziałam, że myślami jest daleko stąd, zapewne przy swoim chłopaku. Uśmiechnęłam sie delikatnie, jakby nie patrzeć udało mi się z Ryanem ich zeswatać. Choć może nawet zrobił to bardziej nieświadomie niż specjalnie, a jednak udało nam się. Trochę zazdrościłam przyjaciółce tego szczęścia. Miała przy sobie chłopaka który niezaprzeczalnie był w niej zakochany. Wpadł jak śliwka w kompot, to było widać na kilometr. Czasem również myślę, że byłoby wspaniale mieć ta drugą osobę, która Cię rozumie, która zawsze Ci pomoże, przytuli, pocałuje.. która kocha cię pomimo wszystko i na przekór wszystkiemu. Westchnęłam.
   Siedzieliśmy nadal w samochodzie pod moim domem. David zgasił silnik i spoglądał na mnie przez dłuższą chwilę, po czym się uśmiechnął.

- Dziękuje, że tam ze mną poszłaś. - powiedział, a kąciki moich ust mimowolnie powędrowały do góry. - Świetnie się bawiłem.

- Ja także. - przyznałam szczerze. Po naszym pierwszym tańcu rozkręciliśmy się zupełnie i świetnie bawiliśmy. Nawet poznałam kilku kolegów Davida i ich dziewczyny. Wszyscy byli dla mnie mili i wcale nie patrzeli na mnie z góry. Czułam się wspaniale, nawet przeszło mi przez myśl, że może niejeden raz się spotkamy, że to moje miejsce na ziemi, u boku Davida - przynajmniej na razie. Potem jednak się z tego otrząsnęłam. Byłabym głupia gdybym tak myślała.

- Zobaczymy się jutro? - spytał z nadzieją w głosie, a może się przesłyszałam? Tak, na pewno.

- Jeśli tylko będę mogła. - odparłam, spoglądając głęboko w jego tęczówki. Ogniki, które cały wieczór wesoło w nich błyszczą, nie przygasły ani na moment. Jego oczy wyrażały wiele, a przede wszystkim szczęście. Czy to możliwe, że to dzięki mnie? Nie, na pewno nie. To nie może być prawda.. tak nie może być. - Muszę iść. - szepnęłam. - Dobranoc.

- Czekaj. - złapał delikatnie moje ramie, gdy odwróciłam się by wysiąść. Szybko się odwróciłam, miałam wrażenie, że tylko czekałam na to słowo. Przybliżył się do mnie nie spuszczając wzroku z moich oczu i pocałował. Jednak nie był to pocałunek przypominający te poprzednie. Tkwiło w nim nieznane mi uczucie, ciepło, troska i tak wiele innych wspaniałych emocji. Oddałam pocałunek, z początku nieśmiałe, później zatracając się w nim do reszty. Zatracając się w tym jednym, magicznym chłopaku. - Dobranoc, Virgy. - szepnął.

Nie odpowiedziałam nic, uśmiechnęłam się i wysiadłam. Nogi miałam jak z waty, jednak dzielnie doszłam do drzwi i weszłam do domu. Usłyszałam odjeżdżający samochód.. to był cudowny wieczór, warty zapamiętania.
   Weszłam szybko do domu. Po szkole zadzwonił do mnie David z pytaniem, czy za godzinę możemy się spotkać. Nie miałam akurat lekcji, ponieważ mieliśmy zastępstwo na którym zrobiłam większość prac domowych i jedynie pozostało mi powtórzenie tematów na jutro, a to mogę zrobić wieczorem. Poza tym, chciałam go zobaczyć, zatęskniłam za widokiem jego pięknych oczu, które patrzyły na mnie z troską.

- Virginia, to ty? - usłyszałam z kuchni wołanie ojca.

- Tak tato! - odpowiedziałam, rozbierając się i wchodząc do środka.

- Był tu dzisiaj Ryan. - oznajmił, a ja zastygłam w bezruchu. Czemu złożył nam wizytę wiedząc, że jestem w szkole? Uciekł? Nie, to nie możliwe, wtedy by tu nie przychodził.

- Co.. co chciał? - za jąkałam się. Nagle w mojej głowie zaistniał chaos. Moja wyobraźnia płatała mi figle wymyślając coraz bardziej przerażające scenariusze. Odepchnęłam je od siebie, starałam się nie myśleć.

- Naprawił twój komputer.. a przecież tylko żartowałem. - odparł z uśmiechem, odetchnęłam z ulgą. Co za głupek! Tak mnie wystraszył. Pewnie chciał mi się odwdzięczyć.. niepotrzebnie. - Zostawił dla Ciebie list. - dodał, podając mi kopertę. Patrzałam na nią wielkimi oczami i z przestrachem odebrałam ją od ojca. Otworzyć tu czy u siebie? Postanowiłam przeczytać list w samotności. Podziękowałam tacie, oznajmiłam że nie jestem głodna i pobiegłam na górę. Usiadłam w fotelu na balkonie i drżącymi dłońmi obracałam kopertę. Co jest napisane w tym liście i czemu go w ogóle napisał? Zła na swoje zdenerwowanie rozerwałam biały papier i wyciągnęłam kartkę. Przyjrzałam się jej uważnie. Nierówne, pochyłe pismo należało bez wątpienia do Ryana. Wszędzie poznam te gryzmoły. Powoli zaczęłam czytać..

   Łzy cisnęły mi się do oczu, jednak dzielnie je wstrzymywałam. Jak mógł mi to zrobić? Tak po prostu mnie zostawić po tym wszystkim co dla niego zrobiłam? Po tym jak mu pomagałam mimo tego, że mną często pomiatał? Leciałam do niego jak głupia z pomocą, gdy się na mnie wydzierał i kazał się wynosić i co dostaję w zamian? To! Bezczelny kłamca. Nienawidzę go!

   Skuliłam się w drewnianym fotelu. Nie tak miało być, nie tak miał postąpić. Miał uczyć się powoli jak wrócić do życia, miał nadal przy nas być, a nie nas zostawiać. Ma tu dziewczynę, dlaczego ona się na to godzi? Dlaczego pozwala mu odejść? Ja nigdy bym.. Ale co kogoś to obchodzi? Co kogoś może obchodzić co ja bym zrobiła, a czego nie? Co Ryana obchodzi co myślę? Nic, zupełnie nic. Zapewne pisząc ten list nie odczuwał w ogóle wyrzutów sumienia. Nie czuł nic. To by było do niego podobne. On nie ma sumienia, nigdy nie zrozumie jak mnie rani. A Scott? Nie wierzę, że o wszystkim wie i siedzi cicho! Jak mógł nam nie powiedzieć o jego idiotycznym planie ucieczki?! Dlaczego mi to robią? Dlaczego..

   Płakałam i wściekałam się na raz. Wyciągnęłam powoli telefon. Nadal drżąc wystukałam kilka słów skierowanych do Davida. Przeprosiłam za to, że nie mogę się z nim spotkać, ale mam ważną sprawę do załatwienia. Odpisał bardzo szybko. Nie gniewał się, życzył mi powodzenia. Dlaczego Ryan nie może być do niego podobny? Dlaczego nie może liczyć się z moimi uczuciami? I dlaczego do jasnej cholery, tak bardzo mnie boli to, że wyjechał?  Czy też to, że wyznał swojej dziewczynie miłość? To chyba dobrze prawda? Dobrze, że umie coś czuć, że nie jest z nim tak źle jak myślałam, że..

A jednak wolałabyś, żeby to Ciebie kochał, prawda?

Nigdy! Jest okropnym człowiekiem, a poza tym nigdy by nie pokochał takiej szarej myszki jak ja. Nigdy nawet na mnie nie spojrzał jak na prawdziwą, wartą uwagi dziewczynę!

A jednak nie raz cie pocałował..

To nic nie znaczy! Lubi igrać z moimi uczuciami, lubi robić ze mnie wariatkę. Lubi gdy nie mogę przestać o nim myśleć, przez te idiotyczne wygłupy. Lubi wiedzieć, że ma nade mną władze, że i ja uległam jego urokowi. Po prostu lubi bawić się moim kosztem..

Wmawiasz to sobie, ale w to nie wierzysz. Czujesz, że nie jesteś mu obojętna, ale odrzucasz od siebie tę myśl, bo się boisz. Najnormalniej w świecie tchórzysz, bo nie umiałabyś sobie poradzić, bo nie wiesz jaki jest gdy mu zależy, bo boisz się, że tylko byś cierpiała, a tego przecież więcej nie zniesiesz. Boisz się z wielu powodów i jedynym wytłumaczeniem dla ciebie jest to, że się tobą bawi, ale nigdy nie popatrzałaś na to z innej strony. Nigdy nie pomyślałaś o jego spojrzeniu, o tym, że tylko na ciebie umie tak patrzeć.. Ale co ty możesz wiedzieć prawda? Przecież on jest tylko draniem, który cie rani..

   Pociągnęłam nosem. Gdybym coś dla niego znaczyła - walczyłby, nie poddałby się, nie ważne jak byłoby mu ciężko. Przecież wiedział, że będę przy nim, że będę go wspierać. Ja, Scott i Nina. Ale co go to obchodzi, prawda? Co go ja obchodzę, czy oni, prawda? Dla niego nic się nie liczy, bo nie widzi niczego oprócz czubka własnego nosa! Owszem cierpi, a jego ojciec jest niebezpieczny, ale co to ma za znaczenie, gdy ma się przyjaciół, którzy chcą mu w tym wszystkim pomóc? Kolejna fala złości uderzyła we mnie z ogromną siłą, a wraz z nią nadeszły łzy. A miałam nie płakać, nie przez niego, nie ponownie.. I co? Znowu siedzę i beczę, odwołuje spotkanie z kimś komu na mnie zależy, kto traktuje mnie jak należy i po co? Po to żeby posmucić się i pogniewać na niego? Jestem beznadziejna.. i on chyba o tym wie.
   Wieczorem, gdy Nina zadzwoniła do mnie, bym szybko przyszła do domu Scotta, zjawiłam się tam niemal od razu. Miałam dość czterech ścian mojego pokoju, potrzebowałam powietrza i mojej przyjaciółki. Gdy tylko weszłam, dowiedziałam się tego co było mi już wiadome - Ryan uciekł bez słowa. Scott oczywiście podtrzymywał, że zmył się przed jego przyjściem. Nie wytrzymałam i wybuchłam, nieoczekiwanie.

- Jak możesz tak kłamać w żywe oczy? - krzyknęłam, wściekła na przyjaciela. - Doskonale wiem, że się nie minęliście! Wiedziałeś o tym od początku, o tym, że zniknie! Wiedziałeś o jego planach, a mimo to nic nie mówiłeś! Rozumiem, że jesteś jego przyjacielem, ale na litość Boską, on ma problemy! Nie może być sam, nie da sobie z nimi rady.. - głos mi drżał, jednak nie mogłam nad nim panować. Nie mogłam zapanować na samą sobą. - Mógłbyś chociaż się przyznać, a nie udawać niewiniątko! Powiedz, od kiedy wiesz, że chciał wyjechać?

- Ja nic.. - zaczął. Nina patrzyła na niego z niedowierzaniem. Jak mógł i ja oszukać?

- Nie wykręcaj się! Napisał mi list, w którym wyjaśnił, że wyjeżdża. Powiedział, że wiesz wszystko, ale będziesz siedział cicho i nic mi nie powiesz, nawet jeśli będę próbować, ale na Boga, powiedz mi gdzie on jest! - zawołałam ponownie.

- Napisał? - spytał, a ja skinęłam głową. Westchnął i przetarł zmęczona twarz. - Na początku tylko czułem, że ucieknie, a potem mi to wyznał. Jestem moim przyjacielem, ale nie mogłem go wydać..

- Gdzie on pojechał? - syknęła nagle Nina, była zła, tego byłam pewna.

- Nie mogę, naprawdę. Przysiągłem mu, że nic nie powiem.. Przepraszam, naprawdę mi przykro, ale..

- Nie prawda! Jesteście tacy sami, macie w nosie uczucia innych, macie w nosie swoich przyjaciół. Dziękuje bardzo za taką przyjaźń.. - dodałam i wyszłam, a Nina wybiegła za mną. Zatrzymałam się dopiero w parku, który był niedaleko.

Byłaś tu z nim..

   Opadłam na tą samą ławkę co wtedy z Ryanem i załkałam. Panna Levington usiadła koło mnie.

- Kochanie, tak mi przykro.. Gdybym tylko wiedziała.. - mówiła, a ja wiedziałam, że jest równie roztrzęsiona i załamana co ja. Zbliżyła się do Ryana w ciągu ostatnich dni.

- Wiem, nie mogłaś wiedzieć. To parszywi oszuści.. wszystko zrobią byleby nie wyjść na słabszych niż się wydają. Tchórze.. - mruknęłam, wtulając się w przyjaciółkę. - Pieprzony tchórz..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz