środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 34

    Stanąłem przed hotelem, który wyglądał na dość drogi. Właściwie to nie wiem dlaczego akurat tutaj. Tylko niepotrzebnie stracę pieniądze, ale to tylko góra dwie noce. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo nie chciałbym na darmo stracić wszystkich swoich oszczędności. Właściwie to muszę jeszcze wiele załatwić. Targając za sobą walizkę, wszedłem do środka hotelu. Z wrażenia, aż dech w piersiach mi zabrało. Ładnie, bardzo ładnie, a o cenach wolę nawet nie myśleć.
     Podszedłem do recepcji, gdzie za ladą stała piękna blondynka. Cóż, może nie będzie tutaj tak źle?
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała na przywitanie.
- Witam, chciałbym dostać jakiś pokój jednoosobowy.
- A dokonał pan wcześniej rezerwacji?
- Nie..
- To przykro mi, ale z wynajęcia pokoju nic nie będzie.
- Ale jak? Bo nie rozumiem.
- Jesteś przystojny, ale inteligencją to chyba nie grzeszysz.
- Po pierwsze wypraszam sobie, a po drugie proszę się do mnie nie zwracać na ty. - upomniałem, chociaż jakby to cofnąć to mogłoby być całkiem miło.
- Przepraszam.
- A teraz do niezobaczenia. Żegnam panią.
     Szedłem po mieście, nie wiedząc gdzie się udać. To był chyba jednak zły pomysł by udać się tak do nieznanego. Mogłem pojechać tam gdzie już kiedyś byłem, gdzie już trochę obeznałem, a nie ...
     Usiadłem na ławce przed jakimś sklepem, kładąc walizkę koło nóg. Ręce bezradnie mi opadły. Byłem w tej chwili zupełnie bezsilny. Owszem, mogłem kogoś zapytać czy jest tu gdzieś w pobliżu jakiś tani hotel albo chociaż motel, ale..
     



     Siedziałem tu już z jakąś godzinę, nie zmieniając praktycznie pozycji. Poruszyłem się lekko. Nagle znikąd przede mną wyrosła jakaś starsza baba, właściwie to już chyba babcia.
- Dzień dobry młodzieńcze.
- Nie wiem czy taki dobry. - usiadła obok mnie.
- Przepraszam, że tak bez pytania się dosiadłam, ale obserwuję cię już od kilkunastu minut i widzę, że coś cię gryzie i do tego jeszcze ta walizka. Nie masz się gdzie podziać? - spojrzałem w jej stronę.
- Nie rozumiem?
- Szukasz miejsca w którym mógłbyś przenocować?
- Tak. Jest tutaj gdzieś w pobliżu jakiś hotel? Czy tylko ten ' Glatic ' ?
- Jest.
- Zaprowadziłaby mnie tam, pani?
- Ja mam lepszy pomysł, chłopcze. - uśmiechnęła się tajemniczo.
- O co chodzi?
- Możesz u mnie przenocować.
- Jak to?
- Tak się składa, że mój jedyny syn wyjechał dzisiaj na studia i jestem sama w domu.
- A pani mąż nie będzie miał nic przeciwko?
- Mój mąż nie żyje.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. - uśmiechnęła się smutno. - To jak? Przyjmiesz moją propozycję, czy może mam zaprowadzić cię do hotelu?
- A nie boi się pani, że coś pani zrobię, albo coś ukradnę?
- Gdyby tak miało być, to nie siedziałbyś tutaj na ławce.
- Cóż, chyba ma pani rację.
- I proszę cię, mów mi Pauline.
- Dobrze.
- A jak ty masz na imię, bo..
- Przepraszam, zapomniałem się przedstawić. Jestem Ryan.. Ryan Winner.      Po piętnastu minutach zatrzymaliśmy się przed małym, niebieskim domkiem, który jak się okazało należy do Pauline.
- No to jesteśmy na miejscu. Wejdź, kochanie. - zaprosiła mnie do środka. - Czuj się tu jak u siebie w domu. - dodała.
- Dziękuje. - szkoda tylko, że w moim domu, a tutaj jest całkowicie inaczej.
- Zostaw walizkę na razie tutaj, a za chwilkę zaprowadzę cię do pokoju, który będzie należał od tej chwili do ciebie.
- Nawet nie wiesz jak jestem tobie wdzięczny za to, że mnie przygarnęłaś pod swój dach.
- Uwierz mi, że wiem. - i znowu ten tajemniczy uśmiech. - A teraz siadaj do stołu, zrobię ci coś do jedzenia, bo z pewnością jesteś głodny.
- Nie trzeba..
- Ależ trzeba! I nie kłóć się ze mną, jesteś młody, jeszcze sie rozwijasz, więc musisz dużo jeść by w przyszłości zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie.
- W takim razie dziękuje.
- Nie dziękuj, tylko jedz. - powiedziała i postawiła pod mój nos kanapki i sok.
   Leżałem już z jakąś godzinę w 'swoim' pokoju. Pauline wygoniła mnie na górę, bym poszedł odpocząć, bo za pewne miałem ciężki dzień. Miała rację, byłem zmęczony. Wyciągnąłem telefon. Pięć SMSów od Sam, w których pytała czy wszystko w porządku, czy dotarłem na miejsce i mam gdzie mieszkać oraz, że mnie kocha. Odpisałem jej szybko, że też ją kocham, że tęsknie i mam gdzie mieszkać i żeby się nie martwiła. Po chwili zauważyłem jeszcze jednego SMSa, który był od Scotta, a pisało w nim żebym zadzwonił jak już dojadę, więc wykręciłem do niego numer. Po dwóch sygnałach już odebrał.
- No w końcu ! Ile ja mam czekać ? Dopiero dojechałeś na miejsce? - zapytał na powitaniu.
- Sorry, że tak długo, ale nie miałem głowy, by sprawdzać czy dostałem jakieś wiadomości.
- Stało się coś?
- W sumie to nie, jest w porządku.
- A gdzie jesteś teraz?
- W domu jakiejś staruszki.
- O, no to nieźle. Szybko załatwiłeś sobie mieszkanko.
- Nie załatwiłem, samo przyszło.
- Bardzo śmieszne.
- A jak tam u ciebie sprawy?
- Czemu mnie nie ostrzegłeś, że napisałeś do Virginii list?
- Nie wiem, jakoś tak wyszło.
- Tak to bym chociaż nie kłamał.
- Sorry.
- Ona jest na ciebie wściekła, z resztą na mnie też. Właściwie to razem z Niną.
- No wybacz, stary.
- Spoko. Tylko wiesz, one z pewnością będą chciały cię szukać..
- Wiem, ale szybko raczej tego nie zrobią, tym bardziej, że są na mnie cięte.
- No chyba tak, no, ale poznałeś już na tyle Virginię, wiec wiesz na co ją stać.
- Tak, jest strasznie uparta.
- Tak jak i ty.
- Gadasz głupoty.
- Gdyby tak nie było to chociaż byś nie wyjeżdżał.
- Przecież wiesz, że musiałem.
- Niby tak.
- Muszę kończyć. Mam nadzieję, że sobie z dziewczynami wszystko wyjaśnisz, bo nie chciałbym żeby przeze mnie wasze relacje się popsuły.
- O to się stary nie martw.
- Dzięki, no to jesteśmy w kontakcie. Narka.
- Strzała.
  



     Ułożyłem głowę wygodnie na poduszce i podciągając wyżej kołdrę, zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz