środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 35

   Nie mam pojęcia ile dokładnie minęło od zniknięcia Ryana. Dzień może dwa.. naprawdę nie wiem. Wiem jednak, że przez cały ten czas nic nie robię, tylko przesiaduje w domu. Najczęściej na balkonie, skulona na ulubionym fotelu, wpatrując się w nasze osiedle. Pamiętam jak mieszkał u nas przez bardzo krótki okres i siadaliśmy tutaj. Głownie wieczorami. Nie powinnam się tak zadręczać tym wszystkim. To była tylko i wyłącznie jego decyzje. On dokonał takiego, a nie innego wyboru, nawet nie prosząc o opinie przyjaciół, a tym bardziej nie moją. Tak, aktualnie nie czułam się wcale jego przyjaciółką. Czułam się raczej odepchnięta, wyrzucona z jego życia. Niepotrzebna, pominięta, zużyta.. Miałam ostatnimi czasy jeszcze wiele podobnych przymiotników opisujących moją osobę. Nina kazała mi wziąć się w garść, a Scott dzwoni niemal co wieczór i wysyła wiadomości z pytaniem czy wszystko ze mną w porządku. Nie, nic nie jest ze mną w porządku. Przez Winnera czuję się taka pominięta. Nienawidzę tego, nienawidzę być bezradna i niepotrzebna. Nienawidzę jego. Jeśli chodzi o Scotta, to oczywiście mu to wybaczyłam, choć nadal mam do niego żal, że nie chce mi wyjawić miejsca pobytu tego idioty. Już nie po to, żeby go tu sprowadzić, a porządnie mu przywalić i wygarnąć mu wszystko.
   Telefon zadzwonił. Zerknęłam na jego wyświetlacz. Scott. Westchnęłam, ale postanowiłam tym razem odebrać. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
- Tak?
- Virginia?! - niemalże krzyknął, jakby oszołomiony.
- A kto inny? Dzwonisz w końcu na mój numer. - zironizowałam. Ostatnim czasy mam tendencje do ironizowania wszystkiego.
- No tak, sorry. - bąknął. - Po prostu dziwię się, że ze mną rozmawiasz. Że chcesz ze mną porozmawiać.
- Scott, dobrze wiesz, że już Ci wybaczyłam. - odparłam. - Po prostu, nie czuję się na siłach, żeby godzinami wisieć na telefonie.
- Nie gniewasz? - zdziwił się. - Czemu wcześniej mi tego nie powiedziałaś?
- Bo nie miałam ochoty.. po prostu, pomyślałam, że powinieneś trochę pocierpieć za to co zrobiłeś. W końcu, jakoś przeżyłeś, nie?
- Rozumiem. Należało mi się. - przyznał. - Ale już jest dobrze? Między nami?
- Tak, Scott. Wszystko dobrze. - mruknęłam do słuchawki, patrząc na zachodzące słońce. - Tylko nie rób tego więcej. Tym bardziej nie Ninie.
- O Ninę się nie martw, już jej to obiecałem. A wiesz jak to jest składać jej jakąś obietnice. - odpowiedział. Uśmiechnęłam się. Tak, obiecywać coś Ninie to straszna rzecz. Nie dotrzymasz słowa, a ona śmiertelnie się obrazi i nie odezwie przez długi czas. Nie wolno też zapominać o tych "żałosnych" spojrzeniach, przez które czujesz się cholernie winny. Cała Nina. - Ale przysięgam, że już nigdy Cię nie okłamie. Ale nie karz mi zdradzać miejsca jego pobytu.. nie mogę, po prostu nie mogę Ci powiedzieć.
- Rozumiem. - odparłam. Faktycznie, w końcu zrozumiałam. - To twój przyjaciel, a ty mu to obiecałeś. W końcu kim ja jestem, żeby mi wyjawiać wasz sekret, prawda? - spytałam z goryczą w głosie. Chciałabym wiedzieć.. Tak okropnie bym chciała.
- Nie mów tak, proszę. - niemalże jęknął. - Jesteś jedyną przyjaciółką jaka mi została. Nie rób mi tego.. proszę.
- Jedyną? - spytałam zaskoczona. - A Nina to co?
- Nina? Poważnie? Oczywiście jest między nami i przyjaźń i miłość, ale nie może być moją przyjaciółką jak ty. Przecież nie będę się jej radził w jej sprawię, prawda? - uśmiechnęłam się. No tak, to miałoby sens.
- Racja. - mruknęłam. Nagle zapadła cisza. Ciekawe, po co w ogóle dzwonił. - Jeśli mogę wiedzieć, jaki był powód twojego telefonu? I całej reszty innych i wiadomości i..
- Przeprosiny. - odpowiedział szybko. - Dzwoniłem, żeby cię przeprosić. I nadal chcę to zrobić.
- Nie musisz, przecież..
- Muszę. - przerwał mi. - Bo mi przykro, że cię okłamałem. Nie chciałem tego robić, ale nie byłem świadomy, że Ryan..
- Nie.. - szepnęłam, a w moich oczach stanęły łzy. Znowu.. - Nie wymawiaj jego imienia. Muszę o nim zapomnieć, wszyscy musimy.
- Dobrze. - mruknął. Słychać było, że nie jest zadowolony. - W każdym razie nie wiedziałem, że zostawi ci list. Tak to bym powiedział prawdę. Przepraszam.
- Nie szkodzi. Nie ty jesteś tym, który powinien przepraszać. - odparłam.
- Virginia, proszę Cię.. on wróci i wszystko się ułoży. Zobaczysz. - zapewnił. Jasne, wróci. Niby kiedy? Jak znam życie znajdzie sobie tam nowych przyjaciół, może dziewczynę, a jak nie to wróci do starych nawyków. Panienek na jedną noc, ciągłych imprez.. Znowu stanie się oschły, zimny, bezuczuciowy.. Taki już jest i tego nikt nie zmieni.
- Nie łudźmy się Scott. On nie wróci, znasz go. To tchórz. Pieprzony tchórz! - zdenerwowałam się. Nie chciałam, żeby go bronił, czy usprawiedliwiał. Chciałam o nim zapomnieć. - Zacznie robić co to zawsze. Pić, palić, imprezować i .. pieprzyć co popadnie. Taki już jest, nie zmienisz tego i dobrze o tym wiesz.
- Przecież on się zmie.. - nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Nie. Nie zmienił się. Trochę pocierpiał, ale z pewnością się nie zmienił. Nie umie. Żeby się zmienić trzeba tego chcieć, a on nawet nie chce! On ma to w nosie czy rani innych czy nie. Taki już jest. Przecież go znasz. - powiedziałam. Byłam stanowcza, bo wiedziałam, ze mam racje. Czułam jak pewność Scotta spada z każdą minutą. Poddawał się. Już chyba nawet nie miał siły przekonywać mnie, że będzie inaczej. Westchnęłam. - Ale nie mówmy o nim. Po co? Przecież postanowił zniknąć z naszego życia.
- To nie tak. - bronił go dalej.
- Owszem, tak. Skończmy ten temat, dobrze? - poprosiłam. W odpowiedzi dostałam ciche mruknięcie. - Przyjedziecie po mnie do szkoły?
- Tak, oczywiście.
- W takim razie, do zobaczenia jutro. - uśmiechnęłam się słabo. - Dobranoc, Scott.
- Dobranoc, Virgy. - pożegnał się i zaraz rozłączył. Podkuliłam nogi pod brodę i przyglądałam się niebu. Doskonale wiedziałam, że nie zmrożę w nocy oka, więc nawet nie kłopotałam się z pójściem do łóżka.
   Jasne promienie porannego słońca ostro świeciły mi w oczy. Cholerne żaluzje! Jak mogłam ich nie zasunąć przed snem? Już miałam się podnieść i doczłapać się do okna, jednak poczułam silny ból w plecach. Otworzyłam jedno oko, ale szybko je zamknęłam. Cholerne słońce! Zakryłam twarz dłonią i powoli podniosłam powieki. No tak, zasnęłam na balkonie siedząc tu do późna. Weszłam do środka, nogi się pode mną uginały, a plecy bolały mnie niemiłosiernie. Spojrzałam na zegarek i z przerażeniem zauważyłam, że mam tylko pół godziny do wyjścia. Podeszłam możliwie jak najszybciej do szafy i wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze rzeczy, po czym udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Na szczęście nie było tak źle. Ciemne dżinsy i czerwona bluzka z rękawami 3/4 wyglądała bardzo ładnie. Uśmiechnęłam się do siebie blado. Przynajmniej to w życiu mi wychodzi, ubieranie się w pośpiechu. Pomalowałam tylko rzęsy, a grzywkę zaczesałam do tyłu i spięłam spinką. Tak, było dość znośnie. Weszłam do pokoju. Miałam jeszcze dziesięć minut. Spakowałam się w miarę szybko i zeszłam na dół. Nie miałam czasu na śniadanie, więc złapałam w rękę jabłko i postanowiłam zjeść dopiero w szkole. Akurat gdy wychodziłam Scott zatrzymał swój samochód na ulicy. Wsiadłam do środka i przywitałam się z nimi krótkim część. Całą drogę nic nie mówiłam. Nie miałam ochotę na rozmowy, ale nie przeszkadzało mi to, że Scott i Nina gadają. Wolałam się nie wcinać w ich konwersacje, ani nawet jej nie słuchałam. Skrzywiłam się na widok szkoły. Ostatnio nie miałam w ogóle ochoty do niej chodzić, a tym bardziej nie miałam ochoty na naukę. Nigdy bym nie pomyślała, że jeden idiota tak zmieni moje zachowanie głupim wyjazdem.
- Dzięki za podwózkę. - powiedziałam w stronę przyjaciół i blado się do nich uśmiechnęłam, po czym wysiadłam z auta. Słyszałam jeszcze jak Nina głośno mówi coś do Scotta, możliwe, że krzyczała. Nie wiem, nie przejęłam się tym za bardzo. Weszłam do szkoły i nie odwracając się za siebie, czy też nie czekając na nich, powędrowałam pod salę. Z daleka dostrzegłam Samanthę stojącą przy swojej szafce z gromadką koleżanek. Paplały jak najęte, jednak po chwili blondynka zamknęła buzię i wyciągnęła z kieszeni spodni telefon, w który wpatrywała się chwilę, a potem uśmiechnęła. Miałam dziwne przeczucie, że to Ryan. Byłam pewna, że z nią się kontaktuje. Przez chwilę miałam nawet ochotę do niej podejść wyjąć jej komórkę z ręki, przeczytać wiadomość od tego kretyna, a potem zadzwonić i powiedzieć co o nim myślę. Tak.. to byłoby bez wątpienia dziwne. Dlatego też powstrzymałam się i przeszłam spokojnie obok grupki dziewcząt. Po dzwonku weszłam spokojnie do klasy i usiadłam na swoim miejscu. Nauczycielka historii weszła lekko spóźniona, ale nikt raczej nie zwrócił na to uwagi. Zaraz za nią do sali weszła Nina. Właśnie kończyła rozmawiać z kimś przez telefon. Rzuciła mi bardzo dziwne spojrzenie i usiadła na swoim miejscu. Westchnęłam. Nie mam pojęcia co ona znowu kombinuje, ale jak widać dotyczy to również mnie.
   Lunch zapowiadał się dość spokojnie. Wzięłam dla siebie jakiegoś hamburgera, frytki i colę, po czym usiadłam przy naszym stoliku. Niedługo potem przy mnie zjawiła się Levington i Manson. Nina spojrzała na moją tackę pełną niezdrowego, bardzo tuczącego jedzenia i skrzywiła się zniesmaczona. Jednak ja się tym nie przejęłam i powoli pałaszowałam frytki, które co chwile podjadał mi mój przyjaciel.
- Mogłeś powiedzieć, że jesteś głodny. - powiedziałam nagle, gdy podkradł mi kolejną frytkę. Scott zatrzymał rękę w połowie drogi i zaczął sie zastanawiać, czy może ją zjeść, czy ma raczej odłożyć na talerzyk. Ostatecznie wzruszył tylko ramionami i pochłonął ja w całości, przez co straszliwie mnie rozśmieszył. Wybuchłam wesołym, dźwięcznym śmiechem. Przyjaciel patrzyli się na mnie z początku trochę zaskoczeni, ale potem na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że od kilku dobrych dni się nie śmiałam. Bardzo za tym tęskniłam, jak i za tym błogim uczuciem, które przy tym towarzyszyło.
- Widzę, że jednak humorek dopisuje. - Scott szturchnął mnie znacząco w bok, choć nie miałam pojęcia o co może mu chodzić.
- Nie, po prostu jesteś naprawdę zabawny. - odparłam, uśmiechając się delikatnie.
- Ach tak? - spytał, a ja pokiwałam wesoło głową. - Skoro tak mówisz.
- Virgy, nie chcę ci psuć humoru, ale.. - zaczęła czarnulka, patrząc mi w oczy. Zmarszczyłam czoło. O co takiego mogło chodzić? - Masz zamiar zadzwonić do Davida, albo się z nim spotkać? Wiem, że się trochę z was śmiałam, ale on naprawdę się stęsknił za tobą.
- David. - szepnęłam sama do siebie. Zupełnie o nim zapomniałam i przy tym okropnie go zaniedbałam. Dopiero teraz doszło do mnie jak bardzo mi go brakuje. Jego wsparcia, ciepłego głosu, jego szeptu, uśmiechu, twarzy. Jak bardzo brakuje mi jego ciała i pocałunków, którymi mnie obdarowywał. - J-ja.. Ja.. - za jąkałam się. Co ja? Zachowałam się po szczeniacku zamykając się w sobie przez jednego kretyna. Teraz powinnam to jakoś odkręcić. - Ja chcę się z nim spotykać, tylko, że .. nie wiem co we mnie wstąpiło.
- To dobrze. - rzuciła czarnulka, uśmiechając się, a Manson spochmurniał. Tak, tak.. on i ta jego teoria o tym, że ja i .. Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać pasujemy do siebie i coś jest między nami, a każdy doskonale to widzi, więc po co bawimy się w te głupie gierki i zwodzimy innych, bo przecież to oczywiste, że ich zranimy. Głupie gadanie.. - Więc.. tylko się nie złość! Poprosiłam go, żeby dzisiaj przyjechał po ciebie po szkole. Chciałam, żebyście pogadali i wszystko sobie wyjaśnili. - odparła. Jak mogłabym się na nią o to gniewać.
- Nie gniewam się! Bardzo ci dziękuje. - uśmiechnęłam się do niej. Tak, to najlepsze wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Rozmowa. - Muszę z nim pogadać, tak będzie najlepiej dla mnie i dla niego.
- Dla was. - rzuciła, mrugając do mnie znacząco. Zauważyłam jeszcze jak Masnon wywraca teatralnie oczami, a potem przestałam zwracać uwagę na cokolwiek. Moją głowę zaprzątał David i to co mu powiem gdy staniemy ze sobą twarzą w twarz.
 
   Gdy tylko wyszłam ze szkoły, rozejrzałam się dookoła. Wzrokiem szukałam brązowej czupryny Davida. Niestety nie udało mi się go odnaleźć. Westchnęłam. Może zapomniał? Albo coś mu nagle wypadło? Zeszłam powoli po schodkach i ruszyłam przed siebie. Kiedy już skręcałam obok wysokiego murku dzielącego szkołę od ulicy, niemalże wpadłam na tak dobrze mi znany samochód. Spojrzałam niepewnie na, opierającego się o drzwi pasażera, Davida. Wyglądał cudownie jak zawsze. Przegryzłam wargę, wpatrując się w jego oczy. Po chwili uśmiechnął się i podszedł do mnie. Zadarłam do góry głowę, by ponownie zajrzeć w jego oczy.
- David, chciałam ci wszystko wytłumaczyć. - zaczęłam. - Ja.. - nie dane mi jednak było dokończyć, bo Levington złapał mnie pewnie i mocno przyciągnął do siebie, wpijając się w moje usta. Z początku byłam strasznie zaskoczona i skołowana. Zupełnie się zagubiłam w tym wszystkim. Tak bardzo tym gestem przypominał mi Jego. Ale po chwili oddałam pocałunek. Po krótkiej chwili, która dla mnie trwała całą wieczność, oderwaliśmy się od siebie, ale mimo to David nie wypuścił mnie ze swoich ramion. Pogłaskałam delikatnie jego policzek. Był ogolony, jak zawsze.
- Przepraszam. - szepnęłam. - To po prostu wszystko mnie przytłoczyło. Jego ucieczka.. napisał do mnie list. Scott go krył, ale nie wiedział, że sam mi się przyznał, że Manson wszystko wie. Zdenerwowałam się na obu.. musiałam odsapnąć, poukładać myśli. - mówiłam jak najęta, nie spuszczając wzroku od jego przyciągający tęczówek.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. - odpowiedział, odgarniając moje włosy na bok. - Po prostu potwornie się o ciebie martwiłem. To wszystko. - uśmiechnęłam się na te słowa.
- A jednak wolę, żebyś wiedział. Chcę, żebyś wiedział.
- Bardzo mnie to cieszy. - szepnął. - Powiedz mi tylko jedno. Dlaczego aż tak bardzo cię to boli, przecież domyślałaś się, że to nastąpi.
- Niby tak, ale to wszystko przez naszą przyjaźń, moją i Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Jednostronną niestety.. - odparłam smutnie.
- O kim mówisz? Voldemorcie? - spytał z wesołym uśmieszkiem. Uderzyłam go delikatnie w ramię.
- Wiesz doskonale o kim mówię. - odpowiedziałam, uśmiechając sie szeroko.
- Zapomnijmy o tym. Przynajmniej dzisiaj. Mamy jeszcze wiele czasu by się o niego martwić. - powiedział. - Teraz chcę się tobą nacieszyć i mieć tylko dla siebie. Nie proszę przecież o wiele.
- A ja chcę nacieszyć się tobą. - powiedziałam cicho, ale byłam pewna, że usłyszał. Niewielkie rumieńce wstąpiły na moją twarz i jedynie się pogłębiły przez kolejny pocałunek Davida. Już zapomniałam jak dobrze całuje i jak bardzo uwielbiam gdy to robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz