czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 36

  Biegłem przed siebie, co chwilę, odwracając się do tyłu. Nagle podhaczyłem się o pień i tracąc równowagę, upadłem na ziemię. Podniosłem głowę do góry i ujrzałem dwie osoby, które patrzyły się na mnie szyderczo z góry.
-I po co uciekałeś ? Nie uchronisz się przed tym co nieuniknione. - oznajmiła Virginia.
-Dlaczego mu pomagasz ? - zapytałem nie rozumiejąc nic już z tego.
-Zostawiłeś mnie ...
-Napisałem list.
-Nie biorąc pod uwagę tego jak ja będę się czuć, ani tego, że mi też może coś grozić.
-To nie ciebie on szukał, tylko mnie.
-Zawarłam z nim układ...
Otworzyłem szeroko oczy, czując jak przez całe ciało przechodzą mi dreszcze, a z czoła spływają kropelki potu. Chwyciłem szybko telefon i już wykręciłem numer do Virginii, lecz szybko przyszło opamiętanie i usuwając wszystkie dziewięć cyferek, wykręciłem numer do Scotta.
-No, siemaa ! - usłyszałem po drugiej stronie, już po pierwszym sygnale.
-Gdzie jesteś ?
-W szkole.
-To która jest godzina?
-A co ty z choinki się urwałeś ? Już przed dwunastą.
-No to sobie trochę pospałem.
-A stało się coś, że dzwonisz właśnie teraz?
-Wiesz... Miałem sen, a raczej koszmar.
-Ten co ostatnio ?
-Nie, w tym rzecz, że nie. Zupełnie inny, w ogóle nie podobny do tamtego.
-To opowiadaj.
-Nie teraz, stary.
-Spoko.
-Powiedz mi tylko czy z Virginią wszystko w porządku ?
-Myślę, że tak..
-Myślisz czy tak sobie to mówisz ?
-Myślę, że jest dobrze. Owszem była wczoraj zła i smutna, ale później się trochę rozweseliła.
-Tak?
-Wiesz... Spotkała się z Davidem.
-To dobrze.
-Dobrze ?! Czy ty siebie słyszysz ?!
-Oczywiście, że tak... Dlatego miej ją na oku. Zresztą Ninę też, bo nie chciałbym by im się coś stało.
-Jasne, to są teraz moje dziewuszki.
-Ja mówię poważnie.
-No przecież wiem.
-Z kim rozmawiasz ? - usłyszałem z dala głos Niny.
-Muszę już kończyć. Do usłyszenia.
-Do usłyszenia. - powiedziałem już sam do siebie.
Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Nie mogłem tego pojąć. Sądziłem, że więcej dla niej znaczę. Minęło tak mało czasu, a ona już się z tym wszystkim uporała. To dobrze, cieszy mnie to, ale ... Nie, wcale mi się to nie podoba, że spotyka się z  Davidem. I wcale nie jestem zazdrosny. On do niej po prostu nie pasuje, a nie chciałbym żeby przez niego cierpiała, bo wtedy nie będę patrzył się na Ninę i mu przywalę. Owszem, może spotykać się z kim chce, ale ... No właśnie. Nie ma żadnego "ale"  , bo to jej życie i to ona decyduje kto należy do jej świata. Ja już się z niego wycofałem. Jedynie zostawiłem po sobie małą, czarną kropkę na białej kartce papieru. Nic nie warte wspomnienia. Nie dla niej. Nie dla mnie. Nie dla nas
Podszedłem do walizki i wyciągając potrzebne rzeczy, usłyszałem pukanie, a zaraz po tym w drzwiach ujrzałem Pauline .
-O, już nie śpisz . - powiedziała zdziwiona.
-Dzień dobry. - przywitałem się.
-Zrobiłam śniadanie, więc jak już będziesz gotowy to zejdź proszę na dół, dobrze ?
-Dobrze, zaraz zejdę.
Usiadłem na łóżku, zakrywając twarz dłońmi. To wszystko powoli mnie przerastało. Z dnia na dzień byłem coraz mniejszy. Traciłem swoją dawną naturę i osobowość, tak jakbym stawał się innym człowiekiem. Dałem się podejść jej i tym wszystkim głupim uczuciom. Nigdy nie chciałem by tak się stało, ale ona już od samego początku wiedziała, że tak się właśnie stanie. Może teraz się jej to udało, ale to przepadnie  i to  już niedługo. Potrzebuję jedynie czasu na to by odreagować. Za kim tam wrócę, to będę jak nowy. Bo Ryan Winner nie potrzebuje zmian..
-Ryan, idziesz ? - usłyszałem. Spojrzałem na kobietę stojąca w drzwiach.
-Tak, tak - zamyśliłem się trochę. - wyjaśniłem, na co odpowiedziała jedynie swoim tajemniczym uśmiechem.
Zszedłem na dół, siadając na jednym z krzeseł znajdujących się przy wielkim dębowym stole.
-Bierz co chcesz. - spojrzałem na stół, a potem na " babcię " -No nie patrz się tak mnie, tylko bierz to na co masz ochotę. Nie krępuj się.
-Dziękuję.  - Chwyciłem kromkę chleba, posmarowałem ją masłem i następnie ułożyłem na niej szynkę, ser i kawałek pomidora. Wziąłem kubek i nalałem sobie do niego soku.
-Jedz, przyda ci się trochę tłuszczyku. - powiedziała na co się zakrztusiłem sokiem, którym właśnie popijałem kawałek kanapki.
-Powiedziałam coś złego ? - zapytała.
-Nie. Po prostu nikt nigdy się tak o mnie nie troszczył. Jestem ci Pauline za to wszystko bardzo wdzięczy. W końcu jestem dla ciebie tylko obcym człowiekiem, dziękuję.
-Nie gadaj tyle, tylko jedz. - mówiła uśmiechając się. - I nie masz za co dziękować. Robię to, bo wiem jak się możesz czuć. Myślę , że kiedyś byłam może nie w takiej samej sytuacji jak twoja, bo nie wiem jak ona wyglądała, ale jestem pewna , że stąpamy po tej samej ścieżce.
-Co masz na myśli?
-Opowiem ci moją historię, jak będę na to gotowa, a teraz jedz.
Dziękując za śniadanie ruszyłem do swojego pokoju. Gdy się już w nim znalazłem, zacząłem rozpakowywać swoje rzeczy z walizki.Nie wiem ile czasu zajęło mi rozpakowywanie, ale gdy już skończyłem i spojrzałem na zegarek wiszący nad drzwiami to było już grubo po czternastej. Wziąłem swój czarny notatnik i wyrwałem z niego jedną z kartek, po której już po chwili zacząłem pisać.
Droga Virginio !

Nie wiem od czego zacząć mam pisać.. Pewnie sobie teraz myślisz : " po co dupku do mnie piszesz ? " .  Gdybym tam był to odpowiedziałbym Ci, że lubię gdy na mnie się złościsz, bo marszczysz wtedy tak śmiesznie nosek.. Ale nie , nie po to piszę. Właściwie to nie mam żadnego powodu.. Chciałbym jedynie Ci napisać, że cieszę się, że nie jesteś już smutna ani zła. Chociaż po tym liście może się to zmienić. Przepraszam, że to robię, ale to tak samo z siebie wychodzi.. Jednak nie martw się, niedługo się to zmieni, bo wiem , że nie chcesz bym do Ciebie pisał. Inaczej byś odpisała ? Chociaż to jest dopiero mój drugi list, który do Ciebie piszę, ale zaliczam go jako pierwszy, tamten się nie liczy.. Wiesz ? Nie lubię takich staroświeckich metod, ale jak mus to mus , mówi się trudno... Już wiem po co piszę ten list.. Chciałem Ci oznajmić, że ...  A nie.. Zresztą to już nie ważne... Życzę Ci szczęścia. Mam nadzieję, że David wie jaki Skarb do Niego należy...

Ryan.
Okropne.
Zgiąłem kartkę na pół i położyłem na szafce koło łóżka. Uśmiechnąłem się do siebie. Jestem głupi, że to robię i z taką myślą zszedłem na dół, gdzie Pauline czekała na mnie już z obiadem.
Już miałem odchodzić od stołu, gdy staruszka poprosiła mnie gestem ręki bym został i poczekał, aż ona skończy jeść. Westchnąłem.
-Chciałabym porozmawiać. - oznajmiła, po czym wstała zebrała brudne talerze i włożyła do zmywarki.
-Tak ? Ale o czym ? - zapytałem.
-Długo zostaniesz ?
-Jak zdecydowałaś się mnie wyrzucić, to pójdę do hotelu ..
-Nie, nie o to mi chodzi.
-A o co ?
-Uczysz się , prawda ?
-No tak. Znaczy.. teraz nie.
-No właśnie, musisz pójść do tutejszej szkoły.
-Ale..
-I do innych mów, że jestem twoją daleką ciocią
-Dlaczego ?
-Chyba nie chcesz by ludzie gadali?
-Zwisa mi to czy będą.
-A mi właśnie zależy na tym by tak się nie stało.
-Dlaczego ?
-To już nie twoja sprawa, młodzieńcze.
-Nie rozumiem.
-Mogę ci załatwić szkolę, papiery, że już skończyłeś naukę czy też pracę , co tylko chcesz, ale jak mówię nie twoja sprawa, to się w to nie mieszaj, dobrze ?
-Ymm.. Dobrze ? - odpowiedziałem zszokowany i czym prędzej wyszedłem z kuchni.
Nie rozumiałem tej kobiety. Coraz bardziej zastanawiało mnie to , kim ona jest. Nic o niej nie wiem. Zachowuje się bardzo podejrzanie.. Tak jakby znała całe moje życie, jakby znała mnie.  Serce ogarnął strach. To był głupi pomysł by się zgadzać mieszkać u jakiejś obcej staruszki. Ale stało się. Najwyżej nigdy więcej się już nie obudzę. Nikt nie będzie tęsknił. A ja .. Spotkałbym swoją rodzicielkę..
Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny dźwięk, wydobywający się z mojego telefonu, powodujący, że moje serce zabiło szybciej. Szybko chwyciłem go do ręki i naciskając zieloną słuchawkę , przyłożyłem telefon do ucha.
-Słucham ?
-Cześć kochanie. - usłyszałem po drugiej stronie głos Sam.
-Dobrze, że dzwonisz. Tęsknię za tobą, wiesz ?
-Ja za tobą też.
-No ja myślę. - powiedziałem , powodując tym sposobem śmiech mojej rozmówczyni.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jaką mam ochotę cię przytulić.
-Uwierz mi, że potrafię sobie to wyobrazić.
-To dobrze.
-A co tam u ciebie, kochanie ?
-W porządku. Przepraszam cię, ale muszę już kończyć. Całuje, pa.
-Pa.
Krótka rozmowa, a tak wiele może zmienić. Uśmiechnąłem się na samą myśl, że już niedługo spotkam się z moją Sam. Brakowało mi jej i to bardzo, dopiero teraz sobie to uświadomiłem. Szkoda tylko, że musimy teraz trwać tak bez siebie. Spojrzałem na wyświetlacz na którym znajdowało się moje i mojej dziewczyny zdjęcie. Nie mam pojęcia kiedy zostało zrobione ani przez kogo i jak się znalazło na mojej tapecie, nie wiem, ale jestem wdzięczny, że ktoś je zrobił. Nagle cały wyświetlacz zrobił się biały, a ja już wiedziałem, że ktoś do mnie dzwoni. Po chwili ukazało się, że dzwoni numer zastrzeżony. Zaciągnąłem dużo powietrza, po czym odebrałem połączenie.
-Kto mówi ?
-Dobry wieczór, z tej strony komisarz Jan Pędlowski, dzwonię w sprawie pana ojca.
-Złapaliście go ?
-Nie, ale jesteśmy na dobrym tropie.
-Co to oznacza ? - zapytałem, czując jak robi mi się sucho w gardle.
-Pański ojciec próbował podpalić pana dawny dom, ale pańska sąsiadka go nastraszyła , że zadzwoni po policję i uciekł.
-I ?
-Może próbować wszystkiego, byleby pana tylko dorwać. Potrzebuje pan ochrony.
-Nie, nie ..
-Musimy, taki jest nasz obowiązek przyznać panu ochronę, tym bardziej, że to człowiek psychiczny.
-Nie ma takiej opcji, bo i tak mnie tam nie ma. Nie wie gdzie jestem, nie znajdzie mnie.
-Dobrze, ale jak coś to jesteśmy w kontakcie. Do widzenia.
Złapałem się za głowę. Tak nie może być. Ja tego nie wytrzymam. Wykręciłem numer do Scotta.
-Noo ?
-Miej się na baczności , stary.
-Co jest ?
-Pilnuj dziewczyny.
-O co chodzi, powiesz mi co się dzieje ?
-Mam dla ciebie list dla Virginii.
-Powiesz mi o co chodzi?
-Wytłumaczę ci, jak tu przyjedziesz, bo to nie jest rozmowa na telefon. Muszę kończyć , pamiętaj pilnuj je. Nie pozwól im by same nocą chodziły. Trzymaj je przy sobie. Na razie.
Usłyszałem pukanie do drzwi, by po chwili bez mojego pozwolenia mogła do pokoju wejść Pauline.
-Chodź na kolację.
-Nie jestem głodny. Idę spać, dobranoc.- powiedziałem, odwracając się w drugą stronę, dając jej tym wyraźnie do zrozumienia by sobie poszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz