czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 38

            Usiadłem przed telewizorem. Westchnąłem. Minęło już kilka dni odkąd tu jestem. I nic. Ślepa uliczka. Nie mam pojęcia co robić. Pracy znaleźć nigdzie nie mogę, bo mają zbyt duże wymagania, w sumie mógłbym prosić o pomoc Pauline, ale nie. Nie dam tak się. Sam coś znajdę. Jakoś dam radę.
             Przetarłem twarz ręką. Jakoś ostatnio nie mogę po nocach spać. Nie wiem dlaczego. Może to przez te problemy? Westchnąłem po raz kolejny. Nie chciałem tak żyć, chciałem ułożyć sobie życie, a tymczasem zachowuję się jak szczeniak. Tak. Pierdolona rzeczywistość.
             Wstałem. Dzisiaj Scott miał przyjechać, a ja miałem dla niego jeden list, plus jeszcze jeden, który zaraz napiszę. Po co ? Tak o. By się czymś zająć. Pomyśleć o czymś innym. Może się uda ? Wziąłem swój notes, który leżał na stoliku i wyrwałem jedną z kartek.
'Droga Virginio !
Nie uważasz , że to bardzo stare i nudne? Bo ja tak. Kolejny bezsensowny list, tak pewnie sobie pomyślisz. Wiesz.. Słyszałem od Scotta, że przechodzisz metamorfozę. To dobrze, będziesz miała w czym wybierać. Bo Ty wybierając Ninę na swoją przyjaciółkę naraziłaś się na to niebezpieczeństwo, jakim jest modowe przegięcie. Jednak ma to swoje plusy, chociażby to, że ze zwykłej dziewczyny potrafi zmienić w pociągającą kobietę. David pewnie teraz chodzi dumny jak paw i trochę zły, że ma coraz większą konkurencję. Wybrał sobie dziewczynę która z brzydkiego kaczątka zmienia się w łabędzia , co nie oznacza, że Ty jesteś brzydka. Uważam , że z pewnością nie był na takie coś gotowy. Ja wiedziałem, że tak się stanie. To było pewne. Szczęściarz z Niego, co nie oznacza, że nagle Go zacząłem lubić, co to to nie. Dobrze jest mieć przy sobie ukochaną osobę. Tęsknie za Sam, dziwne nie ? Chociaż jak się kogoś kocha, to się za tym kimś tęskni, prawda ? Jak mój przyjaciel da Ci te moje dwa listy i przeczytasz ten, to daj jakiś znak, chociaż napisz krótkie :spierdalaj, to się odczepię.

Mimo wszystko,
Ryan. '
               Zgiąłem kartkę na pół i włożyłem do koperty, która nosiła nazwę ' list numer dwa : żałosny jestem, prawda ? ' . Uśmiechnąłem się do siebie, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Położyłem kopertę już z listem w środku na stolik i poszedłem otworzyć drzwi.
-Yo ! - usłyszałem na powitaniu.
-Dobrze cię widzieć, przyjacielu. - powiedziałem, klepiąc go w plecy. - Wejdź.
-Dzięki, myślałem, że nigdy już tego nie powiesz.
-Rozbierz się i dawaj do salonu.
                Poszedłem do kuchni po dwa piwa, a gdy wszedłem do salonu, chłopak siedział rozłożony na kanapie jak u siebie w domu. Uśmiechnąłem się na ten widok, jak za dobrych, starych czasów.

-Mam nadzieję, że nikt cię nie śledził. - powiedziałem, siadając na fotelu znajdującego się na przeciwko kanapy, na której rozłożony był mój kumpel.
-Nie, byłem bardzo ostrożny.
-To dobrze. - rzekłem, już spokojniejszy.
-To opowiadaj jak ci się tu żyje.
-Jakoś powoli leci, nie jest źle, aczkolwiek wolałbym już wrócić.
-Przecież wiesz, że możesz i to w każdej chwili.
-Wiem, ale nie mogę. Wolę trzymać się z daleka.
-Jak tam sobie chcesz.
-Mam dla ciebie dwa listy.
-Listy?
-Tak, do Virginii.
-Co ty kombinujesz ?
-Nic, po prostu jej to dasz - podałem mu listy, które wcześniej zgarnąłem ze stołu. - I jak będzie chciała, to odpisze..
-Ale jak ci go dostarczy ? Chyba nie podałeś adresu ?!
-Nie, skądże. Nie jestem taki głupi. Tobie go ma przekazać, jeżeli napisze.
-Będę robić za listonosza ?
-Zgadza się.
-Zawsze chciałem być takim gołębiem. - oznajmił, na co się zaśmiałem. - A nie mógłbyś kupić sobie kartę i napisać z tamtego numeru ?
-Porąbało cię. Mogłaby mnie namierzyć.
-Virginia ? Nie sądzę.
-A ja tak i wolę, aż tak nie ryzykować.
-Powiedz mi jedno, po co ty do niej piszesz? Przecież chciałeś by ułożyła sobie życie.
- I dalej tego chcę.
-To dlaczego to robisz ? - otworzyłem puszkę.
-Bo chcę dalej się z nią przyjaźnić.
-Ranisz ją. - wziąłem większego łyka piwa.
-Wiem.
-Siebie zresztą też.
-Wydaje ci się.
-Nie, to ty tego nie widzisz. Oboje tego nie widzicie.
-Brałeś coś dzisiaj ? - kolejny łyk.
-Nie. Jednak powiem ci jedno, jak przyjaciel przyjacielowi : kurwa walcz , nie poddawaj się, rób swoje, ale nie zapomnij o jednym: ona nie będzie wiecznie czekać.
-O czym ty pierdolisz ? - już do końca.
-O tym żebyś zrobił coś, za nim może być za późno. -zgiąłem puszkę.
-Stary, ja mam Sam, a ona Davida.
-Tylko, że wy ...
-Nie mów o mnie i Virginii , jak o jakiejś parze, bo nią nie jesteśmy. Ona ma Davida, a ja Samanthe.
-To po co do niej piszesz ?!
-Bo nie chcę jej stracić.
-Bo ci kurwa na niej zależy, idioto ! - krzyknął.
-Jak na przyjaciółce, nic więcej , Scott. Zrozum to. Mnie i Virginię nic nie łączy.
-A tamten pocałunek ?
-To był impuls. Zresztą znasz mnie..
-Znam i coraz bardziej się zastanawiam, ile jeszcze będę musiał czekać, jak przyznacie się do tego co do siebie czujecie.
-Przyjaźń.
-Ryan !
-Też jesteś dla mnie ważny, przyjacielu. - wyznałem, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
                Siedzieliśmy w salonie już z kilka ładnych godzin , rozmawiając i  popijając jednocześnie któreś z kolei piwo, gdy zadzwonił Scotta telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a potem z lekkim grymasem i błyskiem w oku, odebrał połączenie.

-Cześć kochanie . - i wszystko jasne. - W porządku.. Nie, nie ma mnie w domu.. Będę dopiero jutro.. Nie złość się , piękna.. No, może troszeczkę.. Pogadamy jak wrócę.. Kocham cię.. No pa.
-Czyżby twoja kobieta dzwoniła.
-Zgadza się.
-Jak wam się układa ?
-Jest dobrze. Ona kocha mnie, ja ją. Czego chcieć więcej ?
-Jesteś z nią szczęśliwy ?
-Nawet nie wiesz jak bardzo. To najlepsza , najładniejsza, najukochańsza, najwspanialsza i najważniejsze osoba jaką spotkałem w swoim życiu.
-Cieszy mnie twoje szczęście.
-Tylko wiesz.. Mi się zdaje, że ona mnie podejrzewa o zdradę.
-Pewnie ci się wydaje. Przecież wie, że jest całym twoim światem. Prędzej to ty masz być o co zazdrosna, a nie Nina.
-Może faktycznie masz rację.
-Z pewnością mam.
-Ryan. - zaczął po chwili ciszy.

-Hmm ?
-Powiedz mi jedno..
-No co ?
-Skoro Nina też jest twoją przyjaciółką, to dlaczego do niej nie napisałeś listu ? - zapytał, , a mnie dosłownie wmurowało. Miał racje, dlaczego do niej nie napisałem ?
-Nie wiem, Scott. Może sądziłem, że wystarczy tobie to mówić i że jak coś będzie trzeba, to jej powiesz ? - wymyśliłem na poczekaniu.
-I tu jest kolejny powód, że miałem rację.
-Znowu wracamy do tego punktu ? Proszę cię, zapomniałem,zaraz do niej napiszę..
-Jak ?
-Po prostu zapomniałem. - szepnąłem do siebie. - Daj mi chwilkę, okej ? Idę na górę, a ty tu czekaj. - powiedziałem już głośniej.
-No, dobra.
            Wziąłem swój notes i poszedłem na górę do swojego pokoju. Wyrwałem kartkę. Wziąłem długopis i podgryzając go co jakiś czas , zacząłem pisać.
'Droga Nino !
Pamiętasz ten dzień, kiedy mimo wszystko staliśmy się przyjaciółmi ? To jest właśnie powód dla którego piszę. Nie chcę Ciebie ani Virginii stracić. Chociaż może już się to stało ? Nie wiem, ale mam nadzieję, że chociaż trochę mnie rozumiesz dlaczego wyjechałem i dlaczego kazałem Scottowi nic Wam nie mówić. Jakby wypaplał, to by się nie udało. A tak, chociaż wiem, że jesteście bezpieczne beze mnie.  Cieszę się, że jesteś szczęśliwa z moim przyjacielem. Pasujecie do siebie. On cię kocha, pamiętaj o tym. I proszę Cię, nie miej do niego o to żalu, że ukrywa gdzie jestem, robi to, bo go o to poprosiłem, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dla niego najważniejsza. I przepraszam, że wyjechałem tak bez pożegnania, to dla Waszego dobra.

Pozdrawiam,
Ryan. '
               Zgiąłem kartkę i wyciągnąłem z szuflady kopertę, którą po chwili podpisałem : ' Pierwszy. Pamiętaj . '
               Zszedłem na dół. Wyciągnąłem kolejne piwo z lodówki i usiadłem na kanapie obok Mansona.
-Trzymaj. - wręczyłem mu kopertę.
-Co to?
-List dla Niny.
-Wiesz.. - zaczął, jednak usłyszeliśmy głośny trzask drzwi. - Co jest ? - zapytał. Spojrzałem na niego, jak na idiotę i już miałem wstawać i zobaczyć kto przyszedł, gdy do pomieszczenia weszła 'babcia' .
-O, nie wiedziałam, że będziemy mieli gości. - powiedziała na powitaniu.
-Przepraszam, zapomniałem ciebie powiadomić, że ..
-Nic nie szkodzi, widzę, że sobie poradziliście. - powiedziała, gdy ogarnęła wzrokiem salon, gdzie walało się już dosyć dużo butelek po piwie. Tak, na ten dzień się przyszykowałem.
-A więc , Pauline, poznaj mojego przyjaciela. Scott, to Pauline, kobieta która uratowała mi dupę. - przedstawiłem ich sobie.
-Miło mi panią poznać.
-Mnie również i mów mi Pauline. - poprosiła. -To wy sobie tu siedźcie, a ja pójdę przyszykować coś do jedzenia, bo pewnie już zgłodnieliście.
-Dzięki Pauline, jesteś wielka.
-Kolacja ! - usłyszeliśmy po jakimś czasie.

-Scott, wstawaj. - szturchnąłem go lekko.
-Zostaw mnie mamo. - wymamrotał .
-Chodź. - szarpnąłem drugi raz , a potem trzeci i czwarty , aż w końcu się obudził.
-Która godzina ?
-Nie wiem, ale z pewnością jest późno. Nieźle się nachlałeś.
-Oj tam, przesadzasz. - powiedział, po czym wstał i ruszyliśmy do kuchni, by po chwili zająć się jedzeniem.
-Jakby Nina cię teraz zobaczyła, to byś miał przejebane.
-Ekhem. - usłyszałem chrząknięcie przypominające, że nie jesteśmy tu sami. Jednak zignorowałem to.
-Ale jej tu nie ma i się nie dowie.
-Jesteś tego pewien ?
-Ej ! Nie powiesz jej chyba tego ?
-Nie powiem, ale pewnie sam się przyznasz.
-Uwierz mi, że nie.
-Zobaczymy.
-Zobaczymy.
-Jedzcie , bo wystygnie. - wtrąciła się staruszka.
                 Położyłem głowę na poduszce, a następnie przykryłem kołdrą. Scott spał już w pokoju gościnnym, a ja jak zwykle nie mogłem zasnąć. Wpatrzony w sufit , zastanawiałem się nad tym co powiedział dzisiaj Manson. Mylił się. Nie kocham Virginii , tylko Sam, ale gadaj tu do takiego. Usłyszy to co chce usłyszeć. Westchnąłem, zamknąłem oczy i już po chwili odpłynąłem.
                Obudziłem się z bólem głowy, chociaż wczoraj nie wypiłem tak dużo. Spojrzałem na zegarek, było już po trzynastej. Wstałem. Zbyt gwałtownie. Trzymając się za głowę, zszedłem na dół.

-Wody. - szepnąłem. - Dajcie mi wody.
-Widzę, że ktoś tu ma kaca.
-Pauline, nie teraz. - powiedziałem i chwyciłem butelkę, a następnie wziąłem dużego łyka. - Od razu lepiej. Scott jeszcze śpi ?
-Chyba tak.
-Już nie. - usłyszałem za sobą. - Oddaj to. - zabrał mi butelkę .
-Jak dzieci. - rzekła babcia. - Ale podoba mi się to. Wpadaj do nas często , młodzieńcze.
-Postaram się. - uśmiechnął się.
-Było miło. - powiedział Scott, kilka godzin później.

-Dobrze chociaż raz na jakiś czas się oderwać.
-Masz rację. Wpadnę tu za niedługo.
-Wpadaj kiedy tylko chcesz, no i nie zapomnij, że robisz jako listonosz.
-Haha, jasne. No to do zobaczenia , stary.
-Do następnego razu, mam nadzieję, że już na jakiejś tutejszej imprezie.
-Wraca mój stary kumpel ! - krzyknął, a po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Jedź ostrożnie. - poprosiłem.
-Brzmisz jak moja matka albo Nina , czy też Virginia.
-Bo jest ślisko, uważaj na siebie.
-Ty też.
-No to naraziątko.
-No, cześć. - zamknąłem drzwi od samochodu i jak jakaś dziewczyna, pomachałem przyjacielowi, jak ten odjeżdżał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz