czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 42

             Patrzyłem się w ekran laptopa i nie mogłem się nadziwić. To było takie proste, jeszcze lepsze. Uśmiechnąłem się do siebie. Już wiedziałem co napiszę.

Od: 1badboy2@yeahoo.com
Do: 
justashygirl@yeahoo.com

 

           Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się teraz cieszę. Uwielbiam człowieka, który wymyślił takie coś jak e-mail . Masz rację nasze loginy nas odzwierciedlają. Dobrze spróbuje, ale nie mogę Ci obiecać, że to coś da. Do szkoły właśnie się wybrałaś ? Ucz się , ucz. Przyjadę na zakończenie roku i jak będziesz miała złe oceny, to będzie z Tobą źle. Chociaż po co na zakończenie roku, skoro można i na semestr ? Może wtedy się po raz pierwszy spotkamy, po tak długiej przerwie ? Byłoby miło się z Tobą zobaczyć. W końcu to już za niedługo. A wkrótce będą święta.. Cóż, nie wiem, zobaczymy.. Muszę kończyć, bo jeszcze nie jestem gotowy, a zaraz mam być w pracy. Czekam na odpowiedź.
Ryan.

Spojrzałem na treść . Brakowało mi tam czegoś. Już wiem ! 

PS. Zadzwonię, to mogę Ci obiecać.

            Kliknąłem ' wyślij ' , po czym szybko wylogowałem się i zamknąłem laptopa. Podszedłem do szafy, wyciągnąłem czarny T-shirt , zwykle dżinsy i wkładając  szybko na siebie, zbiegłem na dół. W pośpiechu złapałem za kanapki, które Pauline mi przed wyjściem do pracy zrobiła i zarzucając na siebie kurtkę oraz zakładając buty, wybiegłem z domu.
            Wparowałem zmachany do sklepu. Zgiąłem się, opierając ręce o kolana. Nie ma co, kondycja z każdym dniem maleje. Muszę to zmienić i to jak najszybciej, dopóki jeszcze nie jest tak źle.
-No, już myślałam, że się spóźnisz. - usłyszałem nad sobą Nicole.
-Która jest ?
-Równo ósma, no i jesteś na czas. - uśmiechnęła się. Wziąłem głęboki oddech, po czym się wyprostowałem. Stanąłem za ladą, by po chwili opaść ze zmęczenia na krzesło.
-Zaspałeś ? - zapytała ciekawa.
-Nie. Po prostu musiałem komuś odpisać na wiadomość.
-Komuś ? Czyli dziewczynie.
-Zgadza się.
-Musi ci na niej bardzo zależeć, skoro przez nią się praktycznie spóźniłeś do pracy.
-Jesteśmy przyjaciółmi, a po za tym ja mam dziewczynę, a ona chłopaka.
-Widocznie jesteście w związku z niewłaściwymi osobami.
-Wszyscy chyba oszaleli.
-Zabawny jesteś, Ryan. Dobrze, ja muszę iść, a ty nie bujaj w obłokach, tylko pracuj. - powiedziała rozbawiona.
-Haha, bardzo śmieszne. - powiedziałem , siląc się na to, by mój głos brzmiał poważnie.
-Do później.
               Stałem, co rusz kogoś obsługując. Duży ruch dzisiaj był. Cóż, był poniedziałek, a w dodatku był dzisiaj dzień wypłat większość mieszkańców tego miasteczka. Nagle mój telefon zaczął dzwonić, spojrzałem przepraszająco na kobietę czekającą bym ją obsłużył, musiałem odebrać, komisarz dzwonił.
-Przepraszam, to zajmie mi tylko chwilkę. - zwróciłem się do kobiety, która pokiwała głową na to,że się zgadza.
-Dzień dobry, z tej strony komisarz Jan Pędlowski. - usłyszałem po drugiej stronie.
-Dzień dobry. O co chodzi  ? - zapytałem na wstępie.
-Musi pan przyjechać do Casa Grande.
-Stało się coś ?
-Tak. Złapaliśmy pana ojca.
-Naprawdę ?! To wspaniale!
-Tak, na razie.
-Jak to na razie ?
-Proszę przyjechać jam najszybciej, wtedy wszystko panu wyjaśnimy. Do widzenia.
-Przepraszam panią, to był bardzo ważny telefon.
-Nic się nie stało. - powiedziała, uśmiechając się. Szybko zacząłem kasować produkty spożywcze.
-20.67 $. - podała mi pieniądze. Przeliczyłem. Zgadzało się.
-Dziękuję i zapraszam ponownie. - wymówiłem regułkę, którą powtarzałem każdemu, kto tu coś kupił.
                 Czekałem na Nicole, stukając palcem w blat. Śpieszyło mi się. Bardzo. Musiałem się spakować i pojechać do Casa Grande. Nie miałem czasu. Chciałem jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Mam nadzieję, że Nicole da mi wolne na kilka dni albo chociaż na dzisiaj i jutro. Zależało mi na tym.
-Jesteś ! No nareszcie ! - krzyknąłem. Wstałem z krzesła i podbiegłem do niej.
-Co jest ? - zapytała , nie bardzo wiedząc co się dzieje.
-Słuchaj. Mogłabyś mi dać kilka dni wolnego albo chociaż dzisiaj ? Muszę coś ważnego załatwić. To jest sprawa, która nie może czekać.
-Myślę, że chyba mogłabym. Masz trzy dni, nie licząc dzisiejszego.
-Dzięki. - uścisnąłem ją. - Muszę lecieć się spakować. Do zobaczenia. - rzuciłem, zakładając kurtkę i wybiegając ze sklepu.
           Wbiegłem do domu.
-Pauline! Pauline! Jesteś ?! - krzyczałem.
-W salonie !
-Słuchaj , mam sprawę. - zacząłem.
-No o co chodzi? I czemu nie jesteś w pracy ?
-Musiałem wziąć wolne. Pożyczyłabyś mu samochód na trzy dni ?
-No dobrze, o ile powiesz mi o co chodzi.
-Muszę pojechać do Casa Grande.
-Niech ci będzie.
-Nawet nie wiesz jak to dobrze, że jesteś ! - krzyknąłem, przytulając ją i wbiegając na górę. Szybko zacząłem pakować rzeczy, te najpotrzebniejsze. Gdy już to zrobiłem, chwyciłem torbę, do której wszystko spakowałem i zbiegłem na dół.
-Trzymaj. - podała mi kluczyki i dokumenty . - Tylko jedź ostrożnie.
-Jasne. Jeszcze raz dzięki. Do zobaczenia.
                 Jechałem , nie powiem, że spokojnie ani ostrożnie. Przekraczałem dozwolone prędkości. Musiałem znaleźć się tam jak najszybciej. Była dopiero dwunasta, a ja chciałem jeszcze wszystkich zaskoczyć i znaleźć się w szkole. Zaskoczę ich. Będą mieli niespodziankę.
                 Zostawiłem samochód i wbiegłem do komisariatu.  Zaczepiłem jednego z policjantów.
-Przepraszam, gdzie mogę znaleźć komisarza Jana Pędlowskiego ? - zapytałem
-Proszę za mną. - powiedział.
                  Po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami, zapukał, po czym je otworzył. Wszedłem za nim.
-Ten pan chciał się z tobą widzieć.
-Ryan Winner ?
-Zgadza się. Miałem jak najszybciej przyjechać. O co chodzi ?
-Proszę usiąść. - usiadłem na wskazane miejsce, a policjant , który mnie tu przyprowadził wyszedł.
-Złapaliśmy dzisiaj pańskiego ojca, jak po raz drugi chciał podpalić pański dom. Byliśmy przyszykowani i czekaliśmy tam na niego. Muszę jednak pana zmartwić. Nie wiem skąd pański ojciec ma tyle pieniędzy i znajomości, ale załatwił sobie najlepszego prawnika w mieście.
-I co z tego ?
-To, że możemy przegrać tą sprawę.
-Jak to przegrać ?
-Mamy dowody, jednak ten prawnik potrafi tak przycisnąć i zrobić , że każdego wypuszczają na wolność.
-Cholera.
-Zgadza się. Jednak możemy panu zapewnić,, że do końca sprawy pański ojciec będzie siedział.
-Dziękuję za informacje. W razie czego, proszę do mnie dzwonić. Do widzenia.
              Wszedłem do samochodu. Szlag by to trafił ! A już było dobrze. Jak zwykle coś musi się zepsuć. Głęboki wdech i wydech, jedziesz teraz odwiedzić przyjaciół w szkole. Spokojnie. Uda się.
               Zaparkowałem na szkolnym parkingu. Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki , zamknąłem samochód i żwawym krokiem , wszedłem do mojej dawnej szkoły. Była przerwa. Uczniowie patrzyli się na mnie, jakby zobaczyli ducha. Uśmiechnąłem się drwiąco. Przedstawienie czas zacząć.
-Stary ! Jak ja cię dawno nie widziałem ! - usłyszałem za plecami, a już po chwili obok mnie pojawił się Alan.
-Ciebie też miło widzieć. - przybiłem mu żółwika.
-Co tam u ciebie słychać ?
-W porządku, a u ciebie ?
-Też. Może wpadniesz w sobotę ? Zorganizuję na twoją cześć imprezę.
-A wiesz ? Wpadnę. Możesz zrobić. Wybacz, ale muszę już lecieć.
-Jasne. Do zobaczenia.

             Idąc tak korytarzem, co rusz, to nowe osoby się ze mną witały, mówiąc, że dobrze mnie widzieć i że pusto tu beze mnie. Co się dziwić ? Królowałem tu razem ze Scottem. Już z daleka zauważyłem Virginię, która rozmawiała z jakimś kolesiem. Uśmiechnąłem się drwiąco. Na szczęście stała do mnie tyłem. Całkiem ładnym tyłem. Podszedłem do niej i pokazując chłopakowi by był cicho, zasłoniłem jej rękoma oczy.
-Scott ? Przestań się wygłupiać. - powiedziała, na co  ja zbliżyłem swoje usta do jej ucha, po czym wyszeptałem : nie zgadłaś, pani nieśmiała..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz