czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 43

     Szłam korytarzem, spiesząc się do mojej szafki. Była przerwała na lunch, ale wolałam wcześniej wziąć ze sobą potrzebne rzeczy, bo sala w której miałam lekcje była po drugiej stronie szkoły. Otworzyłam blaszaną szafkę i zaczęłam w niej szperać.
- No witam. - usłyszałam z boku i pisnęłam zlękniona. Po chwili dotarł do mnie wesoły śmiech chłopaka. Spojrzałam na Ethana z wyrzutem.
- Nie strasz mnie. - mruknęłam.
- Oj wybacz. - zaśmiał się.
- Co cię do mnie sprowadza? - zagadnęłam, wyciągając książkę od chemii.
- A nic. Zobaczyłem cię i pomyślałem, że podejdę. - wzruszył ramionami. - Przywitam się jak cywilizowany człowiek, a może nawet porozmawiam.
- To bardzo miło z twojej strony. - odparłam, zatrzaskując drzwiczki i odwracając się w jego stronę. - A co tam nowego u ciebie?
- No cóż, chyba nic. Od dnia kiedy dałaś mi kosza jestem pośmiewiskiem w oczach kumpli. Normalka. - odpowiedział.
- Przykro mi. - westchnęłam. - Ale to nie znaczy, że umówię sie z tobą. Mówiłam ci, że nie mogę.
- Wiem. - rzucił zrezygnowany. - Chciałem cię wziąć na litość. - wyszczerzył sie, a ja uderzyłam go delikatnie w ramie. - No przestań. Złość piękności szkodzi.
- Głupek. - odburknęłam, ale uśmiechnęłam się do niego. Po chwili czyjeś ręce zasłoniły mi oczy. Co za ludzie! - Scott? Przestań się wygłupiać. - powiedziałam, pewna, że to właśnie mój przyjaciel stoi za moimi plecami.
- Nie zgadłaś, Pani nieśmiała.. - wyszeptał tak dobrze mi znany głos, wprost do mojego ucha. Zesztywniałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Miałam ogromna ochotę mocno się uszczypnąć. Buzia sama otworzyła mi sie ze zdziwienia.
- Ryan? - spytałam cicho, nadal w to nie wierząc. Po chwili znowu widziałam przed sobą Ethana, który przyglądał się chłopakowi za mną. Odwróciłam się powoli i moim oczom ukazała się twarz bruneta. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze na środku korytarza. Analizowałam każdą część jego twarzy, chcąc zapamiętać ją dokładnie na przyszłość. Zajrzałam w te niesamowite, brązowe oczy. Mieniły się w nich wesołe ogniki. Usta chłopaka były wygięte w głupkowatym uśmiechu.
- Nawet mnie nie przytulisz, czy coś? - spytał nagle z udawanym wyrzutem. - Jak miło.
- Nie wygłupiaj sie. - mruknęłam i zarzucając mu ręce na szyje, mocno do niego przywarłam. Miałam ochotę trzymać go w uścisku i nigdy więcej nie wypuścić. - Tęskniłam. - wyszeptałam, chowając twarz w jego szyi. Policzki nieco mi się zwilżyły, co musiał poczuć.
- Ej no, nie płacz. Proszę cię. - powiedział cicho. Zaśmiałam się przez łzy.
- Nie umiem. - odparłam. Odsunęłam się od niego nieznacznie. Pogłaskałam go delikatnie po szorstkim policzku. Był nieogolony, ale dobrze tak wyglądał. Bardzo dobrze. - Martwiłam się.
- Wiem, wiem. - westchnął. Nagle przypomniałam sobie o obecności Ethana. Odwróciłam sie w stronę chłopaka i uśmiechnęłam delikatnie.
- Ryan to Ethan, Ethan to Ryan. - przedstawiłam ich sobie, ocierając lekko zwilżony policzek. Winner zmierzył ciemnookiego uważnym wzrokiem, a potem podał mu rękę. Chwile sie na siebie patrzyli, a zaraz potem obaj skierowali swoje spojrzenie na mnie.
- Będę się zbierał. - rzucił nagle White, zapewne skrępowany całą tą sytuacją. - Zadzwoń jak zmienisz zdanie. - dodał, uśmiechając się do mnie czarująco.
- Na pewno tak zrobię. - odparłam. - Do zobaczenia. - pożegnałam się, a zaraz potem chłopak zniknął nam z widoku. Odwróciłam sie do bruneta i uśmiechnęłam szeroko. - Wciąż nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptałam, a chłopak uśmiechnął się do mnie. Przejechałam dłonią po jego brązowej czuprynie. - Urosły trochę od kiedy się widzieliśmy po raz ostatni.
- Może troszkę. - przyznał, rozczochrawszy włosy. - Ale nie jestem tu żeby rozmawiać o fryzurach. Od tego masz Ninę. - odparł, a ja zaśmiałam się perliście. Rzeczywiście. - Dobrze cię widzieć.
- Ciebie również. - mruknęłam i znowu wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Objęłam go mocno w pasie, a on otulił mnie swoimi ramionami, opierając brodę na mojej głowie.
- Zapomniałem już jaka jesteś mała. - wyszeptał, a ja uderzyłam go lekko z pretensją. Zaśmiał się wesoło, tak jak lubiłam najbardziej. Przymknęłam oczy, napawając się zapachem jego perfum. Były takie jak zawsze. Jakby nic sie nie wydarzyło, jakby nigdzie nie wyjeżdżał. Nagle ktoś odchrząknął znacząco. Otowrzyłam oczy i odsunęłam się od bruneta, patrząc na osobę stojącą za jego plecami. Stała tam blond włosa dziewczyna z rękami skrzyżowanymi na piersi i tupiąca nogą. Jej wyraz twarzy mówił wyraźnie, że nie jest zadowolona z tego, iż jej chłopak przykleił się do jakiejś dziewczyny, która nie jest nią. Albo lepiej, że to ona sie przykleiła do jej chłopaka. Ryan odwrócił się i spojrzał na blondynkę. Byłam pewna, że zaraz porwie ją w ramiona i namiętnie pocałuje, ale nic takiego się nie stało.
- Cześć Sam. - powiedział jedynie i musnął jej policzek. Dziewczyna była równie zszokowana co ja.
- Cześć Sam? - spytała z niedowierzaniem. - Tyle masz mi do powiedzenia po tej całej nieobecności?! - zirytowała się. - Jestem twoją dziewczyną! Należy mi się trochę czułości!
- Nie rób scen. - powiedział spokojnie.
- Nie rób scen?! - zdenerwowała się.
- Porozmawiamy później. Mamy o czym. - wycedził. Na pierwszy rzut oka widać było, że się na  nią o coś gniewa, ale nie mogłam domyśleć się o co. - Teraz chcę spotkać się z przyjaciółmi.
- A proszę bardzo! - fuknęła i zarzucając włosami odeszła od nas, nie zapominając bujać biodrami na boki. Odwróciłam się w stronę Ryana i posłałam mu pytające spojrzenie. Ten tylko machnął ręką i przetarł zmęczoną twarz. Westchnęłam. Powie jak będzie chciał.
- Co cie do nas sprowadza? - zapytałam.
- Poszukamy najpierw reszty? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Pokiwałam głową na zgodę i łapiąc go pod ramię, ruszyłam w stronę stołówki. Nie przeszkadzało mi to, że wszyscy się na nas gapią i szepczą na boki. Nie dopóki Ryan był przy mnie. Chłopak żartował sobie i ciągle mnie rozśmieszał. Tęskniłam za nim. Cholernie tęskniłam.

     Weszliśmy do stołówki, a wszyscy zwrócili swoje spojrzenie na nas. Nie bardzo sie tym przejęliśmy, wiec ruszyliśmy do naszego stałego stolika, gdzie już siedziała nasza ulubiona, zakochana para. Scott uśmiechnął się szeroki i wskazał czarnulce na nas palcem. Ta odwróciła się w naszą stronę i otworzyła szeroko buzie zdziwiona. Nawet nie zauważyłam kiedy wstała i niemalże dobiegła do nas, po czym rzuciła się chłopaki na szyje. Oboje zaśmialiśmy się na jej gest.
- O Boże, wszystko w porządku? - zapytała, oglądając go z każdej strony niczym zawodowy lekarz. - Jesteś cały? Nic ci nie jest? Jak się czujesz? - zasypała go pytaniami.
- Nina, ja wyjechałem do innego miasta, a nie na wojnę. - parsknął.
- Cholera, ale my się tu martwiliśmy o ciebie tak czy inaczej. - burknęła, ale nie potrafiła się na niego gniewać. Uśmiechnęła się szeroko. - Dobrze cię widzieć.
- Wiem. Dobrze widzieć was wszystkich. - po chwili znalazł się przy nas Scott. Przywitał się z Ryanem, typowym dla nich, uściskiem dłoni. Czułam się cudownie. Byliśmy w komplecie i tak powinno być zawsze. Tak właśnie powinno zostać. Usiedliśmy przy stoliku, nie bardzo przejmując się innymi.
- Co tutaj robisz? - spytał Scott. - Myślałem, że to ja mam do ciebie przyjechać na weekend.
- Taki był plan. - przyznał. - Ale zadzwonił do mnie ten funkcjonariusz od sprawy mojego ojca i powiedział, że go złapali.
- Naprawdę? - spytałam. - To fantastyczna wiadomość! - ucieszyłam się. - Teraz będziesz mógł wrócić i..
- Nie ciesz się za szybko. - mruknął niezadowolony. Zmarszczyłam brwi. Czemu miałabym sie nie cieszyć? Przymknęli go, Ryan jest wolny. - Ten dupek ma skądś sumkę pieniędzy i wynajął najlepszego prawnika w mieście. Nie będzie łatwo wygrać z tym kolesiem.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytała Nina. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Tak bardzo było mi go szkoda. Gdy wszystko wydawało się układać, zmieniać na lepsze, to wyskoczyło takie coś. Musimy coś wymyślić. Musimy coś zrobić!
- Jak na razie zostanę na trzy dni. - odpowiedział, a moje oczy błysnęły. - Mam nadzieję, że mogę zatrzymać się u ciebie? - rzucił w stronę przyjaciela.
- Jeszcze głupio się pytasz. - odparł urażony Scott. - Pewnie, że możesz zostać u mnie. Matka się ucieszy, że w końcu cię widzi.
- To dobrze. Dopóki rozprawa się nie skończy.. on zostanie w pierdlu, więc przyjadę tu też w sobotę. - powiedział, a my posłaliśmy mu pytające spojrzenia. Dlaczego akurat w sobotę? - Spotkałem Alana, zaproponował imprezę, a ja tak bardzo się za wami stęskniłem, że nie mogłem się powstrzymać i powiedziałem, że będę. - wyjaśnił. - Mam nadzieję, że pójdziecie ze mną. - dodał po chwili, zerkając na mnie.
- Kolejne głupie pytanie. - odparł Manson, a Ryan zaśmiał się pod nosem.
- A ty? - spytał w moją stronę. - Wiem, że nie lubisz...
- Będę. - wypaliłam szybko, a on szeroko się uśmiechnął. Odwróciłam od niego zakłopotana wzrok. Od razu zauważyłam jak nasi przyjaciele na nas patrzą. To było TO spojrzenie. Patrzałam na nich z politowaniem, ale raczej nie zwrócili na to większej uwagi. Co za uparci ludzie..

     Po przerwie na lunch Ryan pojechał do domu Scotta, gdzie czekała na niego, powiadomiona już o wszystkim, Pani Manson. Cała nasza trójka umówiła się z Winnerem na kolacje w naszej ulubionej knajpce, dlatego też zaraz po szkole poprosiłam Davida, by od razu zawiózł mnie do domu. Wyjaśniłam mu wszystko, a on zawiózł mnie tak jak prosiłam, choć miałam dziwne wrażenie, że nie jest do końca zadowolony. Mimo wszystko zignorowałam moje przeczucie. Nie zawracałam sobie głowy czymś takim jak jedzenie, tylko szybko poszłam do siebie, żeby jakoś się ogarnąć przed tym spotkaniem. Wzięłam krótki prysznic i umyłam głowę. Nie spieszyłam sie, bo miałam dużo czasu. Wysuszyłam i wyczesałam włosy, a potem dokładnie je wyprostowałam. Owinięta w ręcznik, skierowałam się do szafy. Wyciągnęłam z niej białą bokserkę i dżinsowe spodenki z wysokim standem. Do tego dobrałam czarne buty na wysokim obcasie, które sprezentowała mi Nina. Założyłam na siebie przygotowane ubranie, ale czegoś mi brakowało. Czułam się dziwnie nago z odsłoniętymi ramionami. Przegryzłam dolną wargę. Nagle mnie olśniło. Wciągnęłam z szafy czarną, marynarkę z rękawami trzy czwarte i wywiniętymi na wierzch mankietami. Była idealna. Szybko ją założyłam. Faktycznie pomogła. Z zadowoleniem stwierdziłam, że wyglądam wyjątkowo ładnie. Zrobiłam sobie delikatny, prawie nie widoczny makijaż, który jedynie lekko podkreślał moje brązowe oczy. Na ramie zawiesiłam niewielką, czarna torbę na długim, złotym pasku zrobionym z łańcuszka. Wsunęłam na rękę garść bransoletek, a na szyję zawiesiłam serduszko, które dostałam kiedyś od mamy. Wszędzie je ze sobą zabierałam, nie ważne czy do szkoły, czy na spotkanie. Czułam wtedy jakby była ze mną. Nagle usłyszałam trąbienie samochodu. Zdziwiłam sie. Zdawało mi się, że umówiliśmy się na późniejszą godzinę. Spojrzałam na zegarek i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Właśnie wybiła godzina osiemnasta, co znaczy, że przez około dwie godziny siedziałam w domu i nie zrobiłam nic innego, oprócz szykowania się. Zaśmiałam się. Zamieniam się powoli w Ninę. Niedorzeczne.. Wpakowałam szybko do torby najpotrzebniejsze rzeczy jak telefon, portfel, klucze i kilka innych dupereli, po czym zbiegłam na dół. Pocałowałam w policzek tatę, który nie wiadomo kiedy wrócił z pracy. Staruszek uśmiechnął sie do mnie i rzucił tylko, że wyglądam naprawdę ładnie. Podziękowałam i szybko wybiegłam z domu. Na podjeździe stal nieznany mi samochód, który należał do przyjaciółki Ryana. Zadowolona podeszłam do auta i wsiadłam na siedzenia pasażera. Umówiliśmy się w szkole, że Winner odbierze mnie wieczorem, a Scott pojedzie po Ninę, aby nie marnować czasu na kręcenie się w dwie strony.
- Ładnie wyglądasz. - powiedział gdy tylko wsiadłam.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się i przyjrzałam mu uważnie. Miał na sobie ciemne dżinsy i białą koszulę na krótkim rękawku. Oczywiście trzy górne guziki pozostawił odpięte i musiałam przyznać, że osiągnął tym swój zamierzony cel, którym było przyciągnięcie uwagi wszystkich kobiet. - Ty też niczego sobie. - dodałam. Chłopak zaśmiał się pod nosem, a po chwili już jechaliśmy w stronę centrum.
- Jak minął dzień? - zagadnął.
- Dobrze. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. - Bardzo dobrze.
- Pewnie nie mogłaś się doczekać, żeby znowu mnie zobaczyć. - odparł, pewny siebie. Wyglądał jakby w ogóle nie żartował, choć wiem, że tak w istocie było.
- A żebyś wiedział. - rzuciłam wesoło, a on parsknął śmiechem. Brakowało mi tego dźwięcznego głosu, tego śmiechu, tych oczu.. Westchnęłam. - Dobrze, że jesteś. - powiedziałam już chyba po raz setny dzisiejszego dnia. Ryan nic nie odpowiedział. Zerknął tylko na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
- Nina ma naprawdę dobry gust. - przyznał, przerywając ciszę, która w ogóle mi nie ciążyła, jemu chyba tez nie. Lubiłam jechać z nim samochodem i wpatrywać się w jego skupienie na drodze. Wyglądał wtedy naprawdę zabawnie. Ryan Winner skupiony na jednej rzeczy. To coś nowego. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Zagryzłam wargę. No tak, nigdy nie przepadałam za strojeniem się, to też pomyślał, że to moja przyjaciółka kazała mi się tak ubrać.
- Też tak myślę. - odpowiedziała, nie przyznając się do tego, że sama sobie skompletowałam ten strój. Jeszcze zacznie mi wmawiać, że zamieniam się w moją przyjaciółkę. Tego tylko brakowało.
     Drogę do knajpki pokonaliśmy w przyjemnej ciszy. Nie potrzebne były słowa, wystarczała obecność drugiej osoby. Ryan zatrzymał się na parkingu przed Lucky Shot. Od razu rozpoznałam samochód Scotta stojący niedaleko. Wysiedliśmy z wozu i podeszliśmy do Panny Levington i jej chłopaka.
- O Boże Virgy, wyglądasz pięknie! - pisnęła widząc mnie, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wiedziałam co zaraz nastąpi. - Widać, że już mnie nie potrzebujesz! Sama bym cię tak dobrze nie wyszykowała. - odparła. - Jesteś moją najlepszą uczennicą. - dodała, a wszyscy parsknęli śmiechem.
- Chodźmy. - rzucił Scott i złapał swoją dziewczynę za rękę, prowadząc do wnętrza lokalu.
- Też tak myślisz, co? - szepnął mi na ucho, a ja odwróciłam szybko głowę w druga stronę. Cholera jasna! - Kłamczucha. - zaśmiał się i popchnął mnie delikatnie do przodu, dając tym znak, żebym szła. Czułam się głupio. Całe to kłamstewko było idiotyczne, ale przecież ja musiałam minąć się z prawdą, co nie? Chociaż jakby nie patrzeć, to on zasugerował, że to dzieło Niny, a nie moje. Westchnęłam. Beznadziejny ze mnie kłamca. Weszliśmy do środka i od razu usiedliśmy przy wybranym przez naszych przyjaciół stoliku. Ja z Ryanem po jednej stronie, a Nina i Scott po drugiej. Położyłam torebkę za siebie i splotłam dłonie na stole. Chwilę czekaliśmy aż w końcu podeszła do nas sympatyczna dziewczyna z notesikiem. Jak na moje oko była w naszym wieku.
- Dzień dobry. Co państwu podać? - spytała z uśmiechem.
- Ja wezmę sałatkę grecką i wodę mineralną. - powiedziała Nina, nawet nie zaglądając do jadłospisu.
- Na pewno, kochanie? - spytał czule Scott.
- Tak. Jadłam w domu po szkole. - odparła. Blondynka zapisała szybko wszystko i przeniosła swój wzrok na Mansona.
- A ja po proszę zwykłego burgera, frytki i dużo colę. Do frytek poproszę ketchup. - rzucił, posyłając dziewczynie uśmiech. - A dla was?
- Ja to samo. - odparł Ryan, lustrując jadłospis. Chodziliśmy tu często, ale z Winnerem byliśmy tu chyba pierwszy raz, toteż musiał sprawdzić co tu mają.
- A dla pani? - spytała mnie dziewczyna.
- Dla mnie.. - zaczęłam. Już chciałam zamówić to co Nina, gdy nagle zaburczało mi w brzuchu. Ryan ze Scottem niemal parsknęli śmiechem, a ja delikatnie się zarumieniłam. - Hamburgera, cole i frytki. Dziękuje. - odparłam zażenowana.
- Jaka Godzilla. - zażartował brunet, dotykając prawą dłonią mojego brzucha. Strzepnęłam jego rękę, obrażona. Głupek..
- Nie wstydź się swojej Godzilli, Virgy. - dorzucił Scott, a po chwili wybuchnął razem z Wnnerem śmiechem. Widziałam jak moja przyjaciółka hamuje się przed parsknięciem.
- Jacy zabawni. - burknęłam pod nosem i skrzyżowałam ręce na piersi. - No dalej kochana przyjaciółko, śmiej się ze mnie. - Nina nie wytrzymała i również zaczęła się śmiać. - Banda idiotów po prostu. Ja nie wiem co ja tu robię.
- Po prostu.. - zaczął Ryan, obejmując mnie ramieniem i przyciskając do siebie, przez co nieco mnie dusił. - Za bardzo nas kochasz.
- I to jest chyba moja wada. - mruknęłam.
     Wieczór minął nam bardzo przyjemnie. Wprawdzie Ryan nie chciał wiele opowiedzieć o nowym miejscu w którym mieszka, w każdym razie miasteczku, ale nie naciskałyśmy. Wystarczało nam, że jest tu teraz. Oczywiście nie obyło sie bez jeszcze paru dowcipów o "Godzilli", ale próbowałam sie nie obrażać. Pożegnaliśmy się ze Scottem i Niną i skierowaliśmy się w stronę jego auta. Z wielkim uśmiechem satysfakcji otworzył mi drzwi. Wspomniałam mu dzisiaj, że mógłby zachowywać się bardziej jak dżentelmen jak jego przyjaciel. Oburzył się, że przecież jest dżentelmenem, ale wszyscy tylko parsknęli śmiechem. Zaśmiałam się pod nosem z jego gestu i cicho dziękując, wsiadłam do środka. Całą drogę do mojego domu rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. Już zapomniałam jak dobrze się z nim rozmawia, kiedy nie zachowuje się jak idiota. Stanęliśmy pod tak dobrze nam znanym domem. Westchnęłam. Naprawdę nie chciałam sie z nim żegnać. Nie teraz gdy w końcu przyjechał. Ryan zgasił silnik i zerknął na budynek, w którym mieszkał kilka dni, po czym się uśmiechał.
- No to jesteśmy na miejscu. - powiedział od niechcenia.
- Może wjedziesz? - wypaliłam. Nie chciałam by ten wieczór sie kończył. Brunet spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Nie, lepiej nie.
- A to niby dlaczego? - spytałam, wpatrując się w niego.
- Bo mam zbyt wielką ochotę.. a z resztą, nie ważne. - machnął ręką.
- Ochotę na co? - zagadnęłam patrząc na niego prowokacyjnie. Chciałam wiedzieć. I choć domyślałam się o co może mu chodzić, to chciałam usłyszeć to z jego ust. - Ochotę na seks? - przekrzywiłam lekko głowę, patrząc na niego. Zaśmiał się. Wyobrażam sobie jak zabawnie to brzmiało w moich ustach. - A może ochotę na mnie? - wypaliłam, a on spojrzał mi głęboko w oczy. Nie śmiał się. Nagle moja pewność siebie gdzieś znikła.
- Jeśli musisz już wiedzieć..
- Ty chyba żartujesz. - przerwałam mu. Uśmiechnął się.
- Naprawdę w siebie nie wierzysz. - odparł, jak gdyby nigdy nic. Jakby przed chwilą nie przyznał się do mojego głupiego pomysłu, że mógłby mieć ochotę na.. Nie, to niedorzeczne.
- Nie wierzę. - powiedziałam po chwili. - Wygłupiasz się i tyle. - chłopak nie odpowiedział, jedynie westchnął ani nie potwierdzając moich słów, ani nie zaprzeczając. - Chodź. Zrobię coś do picia. Pogadamy, może coś obejrzymy..
- Nie, wolałbym nie. - powiedział stanowczo. Westchnęłam.
- No dobrze. - poddałam sie. - W takim razie, chyba czas sie pożegnać.
- Chyba tak. - szepnął i znowu spojrzał na mnie. Zajrzałam w jego ciemne oczy. Zatopiłam się w czekoladowym odcieniu jego tęczówek. Delikatny uśmiech sam wtargnął na moją twarz. Nie zauważyłam nawet kiedy, Ryan pochylił się nade mną nieznacznie. Minimetry dzielił jego twarz od mojej. Brałam głębokie wdechy. Odwróciłam się delikatnie w ostatniej chwili.
- Nie mogę.. - zaczęłam niepewnie i spojrzałam na niego. - My nie możemy. Ty.. ja.. Co z...
- Nic nie mów. - szepnął, a ja zamknęłam usta. Po chwili poczułam jego wargi na moich. Mimowolnie zamknęłam oczy, rozkoszując się tym gestem. Powoli masował moje wargi swoimi. Już zapomniałam jak to jest, gdy całuje cię Ryan Winner. Delikatnie rozchylił moje usta językiem, a ja pozwoliłam mu na to. Ułożyłam prawą rękę na jego karku i przyciągnęłam go bardziej do siebie, odwzajemniając jego pocałunek. Wplątał dłoń w moje włosy i uśmiechnął się spod moich ust. Dopiero po chwili dotarło do mnie co się w ogóle dzieje. Oderwałam się od niego, oddychając nierównomiernie. Serce biło mi jak oszalałe i miałam wrażenie, że i jego przyspieszyło, choć pewnie mi sie wydawało. Brunet oparł czoło na moim.
- N-nie.. - za jąkałam się. Chciałam mu ponownie powiedzieć jakie to niewłaściwie, ale nie miałam siły. Tak po prostu. Ryan delikatnie przejechał kciukiem po moich ustach, a potem musnął je jeszcze raz. - Dobranoc. - szepnęłam i szybko wysiadłam z auta. Przeszłam połowę drogi do domu, słysząc jak odpala silnik. Odwróciłam sie jeszcze, by zobaczyć jak uśmiecha się do mnie i odjeżdża z piskiem opon. Wpatrywałam sie w oddalający samochód. Westchnęłam. Nie tak wyobrażałam sobie zakończenie tego wieczoru. Dotknęłam dolnej wargi. Chyba przez długi czas będę czuła jego usta na swoich. Nagle usłyszałam głośny trzask, który wybudził mnie z moich rozmyśleń. Po drugiej stronie ulicy stało dobrze mi znane auto, a brunet, którego tak uwielbiałam, kierował się w moją stronę, naprawdę zdenerwowany.
- Przyjechałem, żeby cię przeprosić. - zaczął, nieźle rozjuszony. Widać było, że musi panować nad sobą by nie wybuchnąć. - Planowałem powiedzieć, że nie powinienem pokazywać fochów, bo idziesz spotkać sie z przyjacielem, ale widzę, że nie martwiłem się na darmo. Czułem, ze coś takiego może się stać i dlatego byłem niezadowolony!
- David ja.. - zaczęłam niezdarnie. Sama nie wiedziałam co chce mu powiedzieć. To wszystko działo się tak szybko. Ryan, a teraz David.
- Co ty? Nie wiedziałaś co robisz? Zmusił cię? Przecież widziałem na litość Boską! Nie wyglądało na to, że ci to przeszkadza! - zdenerwował się i teraz już swobodnie krzyczał. - Nigdy nie myślałem, że tak mnie potraktujesz. Ze wszystkich ludzi na świeci, po tobie się tego nie spodziewałem! Z nami koniec, chociaż nie wiem czy coś między nami było. - warknął. Łzy powoli zbierały mi się w oczach. Ścisnęłam mocniej torbę, wbijając w nią paznokcie. To nie tak miało wyglądać.. - Leć do niego, jesteś wolna! Kurwa wolna! - krzyknął zdenerwowany. Usłyszałam za moimi plecami jak drzwi do domu otwierają się, a na ganku zapaliło się światło. Byłam pewna, że to mój ojciec.
- Co sie tu dzieje? - spytał, zaniepokojony.
- Nic. Zupełnie nic! - krzyknął zdenerwowany chłopak. - Miłego życia. - warknął na pożegnanie i ruszył w stronę swojego samochodu. Wsiadł do środka i zatrzasnął głośno drzwi. Spojrzał na mnie po raz ostatni z nienawiścią i ogromnym bólem w oczach. Łzy już dawno zaczęły spływać po moich policzkach, a makijaż lekko się rozmazywał, tworząc długie, czarne smugi na mojej twarzy. Zielonooki odjechał z piskiem opon w zupełnie innym kierunku niż Ryan. Odjechał, prawdopodobnie na zawsze znikając z mojego życia. Rozpłakałam się już na dobre i szybko pobiegłam do domu, a potem po schodach na górę. Słyszałam jeszcze zmartwiony głos ojca, pytający ci sie stało. Nie odpowiedziałam. Wpadłam do swojego pokoju i od razu rzuciłam się na łóżku, wtulając w poduszkę. Tato przyszedł do mnie tylko na chwilę. Otworzył drzwi, jednak widząc mój stan, nie powiedział nic, tylko sie wycofał. Byłam mu dozgonnie wdzięczna za to, że nie pytał. Łkałam w poduszkę i wcale nie interesowało mnie czy porządnie ją wybrudzę, czy też nie. Moje życie legło w gruzach. Zraniłam najwspanialszego chłopaka jakiego poznałam, nawet o nim nie myśląc, gdy całowałam się z Ryanem. Jestem okropna. Nie zasługuje na nikogo. Nie jestem nikogo warta..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz