Szłam korytarzem, spiesząc się do mojej szafki.
Była przerwała na lunch, ale wolałam wcześniej wziąć ze sobą potrzebne
rzeczy, bo sala w której miałam lekcje była po drugiej stronie szkoły.
Otworzyłam blaszaną szafkę i zaczęłam w niej szperać.
- No witam. -
usłyszałam z boku i pisnęłam zlękniona. Po chwili dotarł do mnie wesoły
śmiech chłopaka. Spojrzałam na Ethana z wyrzutem.
- Nie strasz mnie. - mruknęłam.
- Oj wybacz. - zaśmiał się.
- Co cię do mnie sprowadza? - zagadnęłam, wyciągając książkę od chemii.
-
A nic. Zobaczyłem cię i pomyślałem, że podejdę. - wzruszył ramionami. -
Przywitam się jak cywilizowany człowiek, a może nawet porozmawiam.
-
To bardzo miło z twojej strony. - odparłam, zatrzaskując drzwiczki i
odwracając się w jego stronę. - A co tam nowego u ciebie?
- No cóż, chyba nic. Od dnia kiedy dałaś mi kosza jestem pośmiewiskiem w oczach kumpli. Normalka. - odpowiedział.
- Przykro mi. - westchnęłam. - Ale to nie znaczy, że umówię sie z tobą. Mówiłam ci, że nie mogę.
-
Wiem. - rzucił zrezygnowany. - Chciałem cię wziąć na litość. -
wyszczerzył sie, a ja uderzyłam go delikatnie w ramie. - No przestań.
Złość piękności szkodzi.
- Głupek. - odburknęłam, ale uśmiechnęłam
się do niego. Po chwili czyjeś ręce zasłoniły mi oczy. Co za ludzie! -
Scott? Przestań się wygłupiać. - powiedziałam, pewna, że to właśnie mój
przyjaciel stoi za moimi plecami.
- Nie zgadłaś, Pani nieśmiała.. -
wyszeptał tak dobrze mi znany głos, wprost do mojego ucha.
Zesztywniałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Miałam ogromna ochotę mocno się
uszczypnąć. Buzia sama otworzyła mi sie ze zdziwienia.
- Ryan? -
spytałam cicho, nadal w to nie wierząc. Po chwili znowu widziałam przed
sobą Ethana, który przyglądał się chłopakowi za mną. Odwróciłam się
powoli i moim oczom ukazała się twarz bruneta. Miałam wrażenie, że zaraz
się rozpłacze na środku korytarza. Analizowałam każdą część jego
twarzy, chcąc zapamiętać ją dokładnie na przyszłość. Zajrzałam w te
niesamowite, brązowe oczy. Mieniły się w nich wesołe ogniki. Usta
chłopaka były wygięte w głupkowatym uśmiechu.
- Nawet mnie nie przytulisz, czy coś? - spytał nagle z udawanym wyrzutem. - Jak miło.
-
Nie wygłupiaj sie. - mruknęłam i zarzucając mu ręce na szyje, mocno do
niego przywarłam. Miałam ochotę trzymać go w uścisku i nigdy więcej nie
wypuścić. - Tęskniłam. - wyszeptałam, chowając twarz w jego szyi.
Policzki nieco mi się zwilżyły, co musiał poczuć.
- Ej no, nie płacz. Proszę cię. - powiedział cicho. Zaśmiałam się przez łzy.
-
Nie umiem. - odparłam. Odsunęłam się od niego nieznacznie. Pogłaskałam
go delikatnie po szorstkim policzku. Był nieogolony, ale dobrze tak
wyglądał. Bardzo dobrze. - Martwiłam się.
- Wiem, wiem. - westchnął.
Nagle przypomniałam sobie o obecności Ethana. Odwróciłam sie w stronę
chłopaka i uśmiechnęłam delikatnie.
- Ryan to Ethan, Ethan to Ryan. -
przedstawiłam ich sobie, ocierając lekko zwilżony policzek. Winner
zmierzył ciemnookiego uważnym wzrokiem, a potem podał mu rękę. Chwile
sie na siebie patrzyli, a zaraz potem obaj skierowali swoje spojrzenie
na mnie.
- Będę się zbierał. - rzucił nagle White, zapewne
skrępowany całą tą sytuacją. - Zadzwoń jak zmienisz zdanie. - dodał,
uśmiechając się do mnie czarująco.
- Na pewno tak zrobię. - odparłam.
- Do zobaczenia. - pożegnałam się, a zaraz potem chłopak zniknął nam z
widoku. Odwróciłam sie do bruneta i uśmiechnęłam szeroko. - Wciąż nie
mogę w to uwierzyć. - wyszeptałam, a chłopak uśmiechnął się do mnie.
Przejechałam dłonią po jego brązowej czuprynie. - Urosły trochę od kiedy
się widzieliśmy po raz ostatni.
- Może troszkę. - przyznał,
rozczochrawszy włosy. - Ale nie jestem tu żeby rozmawiać o fryzurach. Od
tego masz Ninę. - odparł, a ja zaśmiałam się perliście. Rzeczywiście. -
Dobrze cię widzieć.
- Ciebie również. - mruknęłam i znowu wtuliłam
się w jego klatkę piersiową. Objęłam go mocno w pasie, a on otulił mnie
swoimi ramionami, opierając brodę na mojej głowie.
- Zapomniałem już
jaka jesteś mała. - wyszeptał, a ja uderzyłam go lekko z pretensją.
Zaśmiał się wesoło, tak jak lubiłam najbardziej. Przymknęłam oczy,
napawając się zapachem jego perfum. Były takie jak zawsze. Jakby nic sie
nie wydarzyło, jakby nigdzie nie wyjeżdżał. Nagle ktoś odchrząknął
znacząco. Otowrzyłam oczy i odsunęłam się od bruneta, patrząc na osobę
stojącą za jego plecami. Stała tam blond włosa dziewczyna z rękami
skrzyżowanymi na piersi i tupiąca nogą. Jej wyraz twarzy mówił wyraźnie,
że nie jest zadowolona z tego, iż jej chłopak przykleił się do jakiejś
dziewczyny, która nie jest nią. Albo lepiej, że to ona sie przykleiła do
jej chłopaka. Ryan odwrócił się i spojrzał na blondynkę. Byłam pewna,
że zaraz porwie ją w ramiona i namiętnie pocałuje, ale nic takiego się
nie stało.
- Cześć Sam. - powiedział jedynie i musnął jej policzek. Dziewczyna była równie zszokowana co ja.
-
Cześć Sam? - spytała z niedowierzaniem. - Tyle masz mi do powiedzenia
po tej całej nieobecności?! - zirytowała się. - Jestem twoją dziewczyną!
Należy mi się trochę czułości!
- Nie rób scen. - powiedział spokojnie.
- Nie rób scen?! - zdenerwowała się.
-
Porozmawiamy później. Mamy o czym. - wycedził. Na pierwszy rzut oka
widać było, że się na nią o coś gniewa, ale nie mogłam domyśleć się o
co. - Teraz chcę spotkać się z przyjaciółmi.
- A proszę bardzo! -
fuknęła i zarzucając włosami odeszła od nas, nie zapominając bujać
biodrami na boki. Odwróciłam się w stronę Ryana i posłałam mu pytające
spojrzenie. Ten tylko machnął ręką i przetarł zmęczoną twarz.
Westchnęłam. Powie jak będzie chciał.
- Co cie do nas sprowadza? - zapytałam.
-
Poszukamy najpierw reszty? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Pokiwałam głową na zgodę i łapiąc go pod ramię, ruszyłam w stronę
stołówki. Nie przeszkadzało mi to, że wszyscy się na nas gapią i szepczą
na boki. Nie dopóki Ryan był przy mnie. Chłopak żartował sobie i ciągle
mnie rozśmieszał. Tęskniłam za nim. Cholernie tęskniłam.
Weszliśmy do stołówki, a wszyscy zwrócili swoje spojrzenie na
nas. Nie bardzo sie tym przejęliśmy, wiec ruszyliśmy do naszego stałego
stolika, gdzie już siedziała nasza ulubiona, zakochana para. Scott
uśmiechnął się szeroki i wskazał czarnulce na nas palcem. Ta odwróciła
się w naszą stronę i otworzyła szeroko buzie zdziwiona. Nawet nie
zauważyłam kiedy wstała i niemalże dobiegła do nas, po czym rzuciła się
chłopaki na szyje. Oboje zaśmialiśmy się na jej gest.
- O Boże,
wszystko w porządku? - zapytała, oglądając go z każdej strony niczym
zawodowy lekarz. - Jesteś cały? Nic ci nie jest? Jak się czujesz? -
zasypała go pytaniami.
- Nina, ja wyjechałem do innego miasta, a nie na wojnę. - parsknął.
-
Cholera, ale my się tu martwiliśmy o ciebie tak czy inaczej. -
burknęła, ale nie potrafiła się na niego gniewać. Uśmiechnęła się
szeroko. - Dobrze cię widzieć.
- Wiem. Dobrze widzieć was wszystkich.
- po chwili znalazł się przy nas Scott. Przywitał się z Ryanem, typowym
dla nich, uściskiem dłoni. Czułam się cudownie. Byliśmy w komplecie i
tak powinno być zawsze. Tak właśnie powinno zostać. Usiedliśmy przy
stoliku, nie bardzo przejmując się innymi.
- Co tutaj robisz? - spytał Scott. - Myślałem, że to ja mam do ciebie przyjechać na weekend.
- Taki był plan. - przyznał. - Ale zadzwonił do mnie ten funkcjonariusz od sprawy mojego ojca i powiedział, że go złapali.
- Naprawdę? - spytałam. - To fantastyczna wiadomość! - ucieszyłam się. - Teraz będziesz mógł wrócić i..
-
Nie ciesz się za szybko. - mruknął niezadowolony. Zmarszczyłam brwi.
Czemu miałabym sie nie cieszyć? Przymknęli go, Ryan jest wolny. - Ten
dupek ma skądś sumkę pieniędzy i wynajął najlepszego prawnika w mieście.
Nie będzie łatwo wygrać z tym kolesiem.
- Co zamierzasz zrobić? -
zapytała Nina. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Tak bardzo było mi go
szkoda. Gdy wszystko wydawało się układać, zmieniać na lepsze, to
wyskoczyło takie coś. Musimy coś wymyślić. Musimy coś zrobić!
- Jak
na razie zostanę na trzy dni. - odpowiedział, a moje oczy błysnęły. -
Mam nadzieję, że mogę zatrzymać się u ciebie? - rzucił w stronę
przyjaciela.
- Jeszcze głupio się pytasz. - odparł urażony Scott. -
Pewnie, że możesz zostać u mnie. Matka się ucieszy, że w końcu cię
widzi.
- To dobrze. Dopóki rozprawa się nie skończy.. on zostanie w
pierdlu, więc przyjadę tu też w sobotę. - powiedział, a my posłaliśmy mu
pytające spojrzenia. Dlaczego akurat w sobotę? - Spotkałem Alana,
zaproponował imprezę, a ja tak bardzo się za wami stęskniłem, że nie
mogłem się powstrzymać i powiedziałem, że będę. - wyjaśnił. - Mam
nadzieję, że pójdziecie ze mną. - dodał po chwili, zerkając na mnie.
- Kolejne głupie pytanie. - odparł Manson, a Ryan zaśmiał się pod nosem.
- A ty? - spytał w moją stronę. - Wiem, że nie lubisz...
-
Będę. - wypaliłam szybko, a on szeroko się uśmiechnął. Odwróciłam od
niego zakłopotana wzrok. Od razu zauważyłam jak nasi przyjaciele na nas
patrzą. To było TO spojrzenie. Patrzałam na nich z politowaniem, ale
raczej nie zwrócili na to większej uwagi. Co za uparci ludzie..
Po przerwie na lunch Ryan pojechał do domu Scotta, gdzie czekała
na niego, powiadomiona już o wszystkim, Pani Manson. Cała nasza trójka
umówiła się z Winnerem na kolacje w naszej ulubionej knajpce, dlatego
też zaraz po szkole poprosiłam Davida, by od razu zawiózł mnie do domu.
Wyjaśniłam mu wszystko, a on zawiózł mnie tak jak prosiłam, choć miałam
dziwne wrażenie, że nie jest do końca zadowolony. Mimo wszystko
zignorowałam moje przeczucie. Nie zawracałam sobie głowy czymś takim jak
jedzenie, tylko szybko poszłam do siebie, żeby jakoś się ogarnąć przed
tym spotkaniem. Wzięłam krótki prysznic i umyłam głowę. Nie spieszyłam
sie, bo miałam dużo czasu. Wysuszyłam i wyczesałam włosy, a potem
dokładnie je wyprostowałam. Owinięta w ręcznik, skierowałam się do
szafy. Wyciągnęłam z niej białą bokserkę i dżinsowe spodenki z wysokim
standem. Do tego dobrałam czarne buty na wysokim obcasie, które
sprezentowała mi Nina. Założyłam na siebie przygotowane ubranie, ale
czegoś mi brakowało. Czułam się dziwnie nago z odsłoniętymi ramionami.
Przegryzłam dolną wargę. Nagle mnie olśniło. Wciągnęłam z szafy czarną,
marynarkę z rękawami trzy czwarte i wywiniętymi na wierzch mankietami.
Była idealna. Szybko ją założyłam. Faktycznie pomogła. Z zadowoleniem
stwierdziłam, że wyglądam wyjątkowo ładnie. Zrobiłam sobie delikatny,
prawie nie widoczny makijaż, który jedynie lekko podkreślał moje brązowe
oczy. Na ramie zawiesiłam niewielką, czarna torbę na długim, złotym
pasku zrobionym z łańcuszka. Wsunęłam na rękę garść bransoletek, a na
szyję zawiesiłam serduszko, które dostałam kiedyś od mamy. Wszędzie je
ze sobą zabierałam, nie ważne czy do szkoły, czy na spotkanie. Czułam
wtedy jakby była ze mną. Nagle usłyszałam trąbienie samochodu. Zdziwiłam
sie. Zdawało mi się, że umówiliśmy się na późniejszą godzinę.
Spojrzałam na zegarek i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Właśnie
wybiła godzina osiemnasta, co znaczy, że przez około dwie godziny
siedziałam w domu i nie zrobiłam nic innego, oprócz szykowania się.
Zaśmiałam się. Zamieniam się powoli w Ninę. Niedorzeczne.. Wpakowałam
szybko do torby najpotrzebniejsze rzeczy jak telefon, portfel, klucze i
kilka innych dupereli, po czym zbiegłam na dół. Pocałowałam w policzek
tatę, który nie wiadomo kiedy wrócił z pracy. Staruszek uśmiechnął sie
do mnie i rzucił tylko, że wyglądam naprawdę ładnie. Podziękowałam i
szybko wybiegłam z domu. Na podjeździe stal nieznany mi samochód, który
należał do przyjaciółki Ryana. Zadowolona podeszłam do auta i wsiadłam
na siedzenia pasażera. Umówiliśmy się w szkole, że Winner odbierze mnie
wieczorem, a Scott pojedzie po Ninę, aby nie marnować czasu na kręcenie
się w dwie strony.
- Ładnie wyglądasz. - powiedział gdy tylko wsiadłam.
-
Dziękuje. - uśmiechnęłam się i przyjrzałam mu uważnie. Miał na sobie
ciemne dżinsy i białą koszulę na krótkim rękawku. Oczywiście trzy górne
guziki pozostawił odpięte i musiałam przyznać, że osiągnął tym swój
zamierzony cel, którym było przyciągnięcie uwagi wszystkich kobiet. - Ty
też niczego sobie. - dodałam. Chłopak zaśmiał się pod nosem, a po
chwili już jechaliśmy w stronę centrum.
- Jak minął dzień? - zagadnął.
- Dobrze. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. - Bardzo dobrze.
-
Pewnie nie mogłaś się doczekać, żeby znowu mnie zobaczyć. - odparł,
pewny siebie. Wyglądał jakby w ogóle nie żartował, choć wiem, że tak w
istocie było.
- A żebyś wiedział. - rzuciłam wesoło, a on parsknął
śmiechem. Brakowało mi tego dźwięcznego głosu, tego śmiechu, tych oczu..
Westchnęłam. - Dobrze, że jesteś. - powiedziałam już chyba po raz setny
dzisiejszego dnia. Ryan nic nie odpowiedział. Zerknął tylko na mnie i
uśmiechnął się delikatnie.
- Nina ma naprawdę dobry gust. -
przyznał, przerywając ciszę, która w ogóle mi nie ciążyła, jemu chyba
tez nie. Lubiłam jechać z nim samochodem i wpatrywać się w jego
skupienie na drodze. Wyglądał wtedy naprawdę zabawnie. Ryan Winner
skupiony na jednej rzeczy. To coś nowego. Dopiero po chwili dotarły do
mnie jego słowa. Zagryzłam wargę. No tak, nigdy nie przepadałam za
strojeniem się, to też pomyślał, że to moja przyjaciółka kazała mi się
tak ubrać.
- Też tak myślę. - odpowiedziała, nie przyznając się do
tego, że sama sobie skompletowałam ten strój. Jeszcze zacznie mi
wmawiać, że zamieniam się w moją przyjaciółkę. Tego tylko brakowało.
Drogę do knajpki pokonaliśmy w przyjemnej ciszy. Nie potrzebne
były słowa, wystarczała obecność drugiej osoby. Ryan zatrzymał się na
parkingu przed Lucky Shot. Od razu rozpoznałam samochód Scotta stojący
niedaleko. Wysiedliśmy z wozu i podeszliśmy do Panny Levington i jej
chłopaka.
- O Boże Virgy, wyglądasz pięknie! - pisnęła widząc mnie, a
ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wiedziałam co zaraz nastąpi. -
Widać, że już mnie nie potrzebujesz! Sama bym cię tak dobrze nie
wyszykowała. - odparła. - Jesteś moją najlepszą uczennicą. - dodała, a
wszyscy parsknęli śmiechem.
- Chodźmy. - rzucił Scott i złapał swoją dziewczynę za rękę, prowadząc do wnętrza lokalu.
-
Też tak myślisz, co? - szepnął mi na ucho, a ja odwróciłam szybko głowę
w druga stronę. Cholera jasna! - Kłamczucha. - zaśmiał się i popchnął
mnie delikatnie do przodu, dając tym znak, żebym szła. Czułam się
głupio. Całe to kłamstewko było idiotyczne, ale przecież ja musiałam
minąć się z prawdą, co nie? Chociaż jakby nie patrzeć, to on
zasugerował, że to dzieło Niny, a nie moje. Westchnęłam. Beznadziejny ze
mnie kłamca. Weszliśmy do środka i od razu usiedliśmy przy wybranym
przez naszych przyjaciół stoliku. Ja z Ryanem po jednej stronie, a Nina i
Scott po drugiej. Położyłam torebkę za siebie i splotłam dłonie na
stole. Chwilę czekaliśmy aż w końcu podeszła do nas sympatyczna
dziewczyna z notesikiem. Jak na moje oko była w naszym wieku.
- Dzień dobry. Co państwu podać? - spytała z uśmiechem.
- Ja wezmę sałatkę grecką i wodę mineralną. - powiedziała Nina, nawet nie zaglądając do jadłospisu.
- Na pewno, kochanie? - spytał czule Scott.
- Tak. Jadłam w domu po szkole. - odparła. Blondynka zapisała szybko wszystko i przeniosła swój wzrok na Mansona.
-
A ja po proszę zwykłego burgera, frytki i dużo colę. Do frytek poproszę
ketchup. - rzucił, posyłając dziewczynie uśmiech. - A dla was?
- Ja
to samo. - odparł Ryan, lustrując jadłospis. Chodziliśmy tu często, ale
z Winnerem byliśmy tu chyba pierwszy raz, toteż musiał sprawdzić co tu
mają.
- A dla pani? - spytała mnie dziewczyna.
- Dla mnie.. -
zaczęłam. Już chciałam zamówić to co Nina, gdy nagle zaburczało mi w
brzuchu. Ryan ze Scottem niemal parsknęli śmiechem, a ja delikatnie się
zarumieniłam. - Hamburgera, cole i frytki. Dziękuje. - odparłam
zażenowana.
- Jaka Godzilla. - zażartował brunet, dotykając prawą dłonią mojego brzucha. Strzepnęłam jego rękę, obrażona. Głupek..
-
Nie wstydź się swojej Godzilli, Virgy. - dorzucił Scott, a po chwili
wybuchnął razem z Wnnerem śmiechem. Widziałam jak moja przyjaciółka
hamuje się przed parsknięciem.
- Jacy zabawni. - burknęłam pod nosem i
skrzyżowałam ręce na piersi. - No dalej kochana przyjaciółko, śmiej się
ze mnie. - Nina nie wytrzymała i również zaczęła się śmiać. - Banda
idiotów po prostu. Ja nie wiem co ja tu robię.
- Po prostu.. - zaczął
Ryan, obejmując mnie ramieniem i przyciskając do siebie, przez co nieco
mnie dusił. - Za bardzo nas kochasz.
- I to jest chyba moja wada. - mruknęłam.
Wieczór minął nam bardzo przyjemnie.
Wprawdzie Ryan nie chciał wiele opowiedzieć o nowym miejscu w którym
mieszka, w każdym razie miasteczku, ale nie naciskałyśmy. Wystarczało
nam, że jest tu teraz. Oczywiście nie obyło sie bez jeszcze paru
dowcipów o "Godzilli", ale próbowałam sie nie obrażać. Pożegnaliśmy się
ze Scottem i Niną i skierowaliśmy się w stronę jego auta. Z wielkim
uśmiechem satysfakcji otworzył mi drzwi. Wspomniałam mu dzisiaj, że
mógłby zachowywać się bardziej jak dżentelmen jak jego przyjaciel.
Oburzył się, że przecież jest dżentelmenem, ale wszyscy tylko parsknęli
śmiechem. Zaśmiałam się pod nosem z jego gestu i cicho dziękując,
wsiadłam do środka. Całą drogę do mojego domu rozmawialiśmy. O wszystkim
i o niczym. Już zapomniałam jak dobrze się z nim rozmawia, kiedy nie
zachowuje się jak idiota. Stanęliśmy pod tak dobrze nam znanym domem.
Westchnęłam. Naprawdę nie chciałam sie z nim żegnać. Nie teraz gdy w
końcu przyjechał. Ryan zgasił silnik i zerknął na budynek, w którym
mieszkał kilka dni, po czym się uśmiechał.
- No to jesteśmy na miejscu. - powiedział od niechcenia.
- Może wjedziesz? - wypaliłam. Nie chciałam by ten wieczór sie kończył. Brunet spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- Nie, lepiej nie.
- A to niby dlaczego? - spytałam, wpatrując się w niego.
- Bo mam zbyt wielką ochotę.. a z resztą, nie ważne. - machnął ręką.
-
Ochotę na co? - zagadnęłam patrząc na niego prowokacyjnie. Chciałam
wiedzieć. I choć domyślałam się o co może mu chodzić, to chciałam
usłyszeć to z jego ust. - Ochotę na seks? - przekrzywiłam lekko głowę,
patrząc na niego. Zaśmiał się. Wyobrażam sobie jak zabawnie to brzmiało w
moich ustach. - A może ochotę na mnie? - wypaliłam, a on spojrzał mi
głęboko w oczy. Nie śmiał się. Nagle moja pewność siebie gdzieś znikła.
- Jeśli musisz już wiedzieć..
- Ty chyba żartujesz. - przerwałam mu. Uśmiechnął się.
-
Naprawdę w siebie nie wierzysz. - odparł, jak gdyby nigdy nic. Jakby
przed chwilą nie przyznał się do mojego głupiego pomysłu, że mógłby mieć
ochotę na.. Nie, to niedorzeczne.
- Nie wierzę. - powiedziałam po
chwili. - Wygłupiasz się i tyle. - chłopak nie odpowiedział, jedynie
westchnął ani nie potwierdzając moich słów, ani nie zaprzeczając. -
Chodź. Zrobię coś do picia. Pogadamy, może coś obejrzymy..
- Nie, wolałbym nie. - powiedział stanowczo. Westchnęłam.
- No dobrze. - poddałam sie. - W takim razie, chyba czas sie pożegnać.
-
Chyba tak. - szepnął i znowu spojrzał na mnie. Zajrzałam w jego ciemne
oczy. Zatopiłam się w czekoladowym odcieniu jego tęczówek. Delikatny
uśmiech sam wtargnął na moją twarz. Nie zauważyłam nawet kiedy, Ryan
pochylił się nade mną nieznacznie. Minimetry dzielił jego twarz od
mojej. Brałam głębokie wdechy. Odwróciłam się delikatnie w ostatniej
chwili.
- Nie mogę.. - zaczęłam niepewnie i spojrzałam na niego. - My nie możemy. Ty.. ja.. Co z...
-
Nic nie mów. - szepnął, a ja zamknęłam usta. Po chwili poczułam jego
wargi na moich. Mimowolnie zamknęłam oczy, rozkoszując się tym gestem.
Powoli masował moje wargi swoimi. Już zapomniałam jak to jest, gdy
całuje cię Ryan Winner. Delikatnie rozchylił moje usta językiem, a ja
pozwoliłam mu na to. Ułożyłam prawą rękę na jego karku i przyciągnęłam
go bardziej do siebie, odwzajemniając jego pocałunek. Wplątał dłoń w
moje włosy i uśmiechnął się spod moich ust. Dopiero po chwili dotarło do
mnie co się w ogóle dzieje. Oderwałam się od niego, oddychając
nierównomiernie. Serce biło mi jak oszalałe i miałam wrażenie, że i jego
przyspieszyło, choć pewnie mi sie wydawało. Brunet oparł czoło na moim.
-
N-nie.. - za jąkałam się. Chciałam mu ponownie powiedzieć jakie to
niewłaściwie, ale nie miałam siły. Tak po prostu. Ryan delikatnie
przejechał kciukiem po moich ustach, a potem musnął je jeszcze raz. -
Dobranoc. - szepnęłam i szybko wysiadłam z auta. Przeszłam połowę drogi
do domu, słysząc jak odpala silnik. Odwróciłam sie jeszcze, by zobaczyć
jak uśmiecha się do mnie i odjeżdża z piskiem opon. Wpatrywałam sie w
oddalający samochód. Westchnęłam. Nie tak wyobrażałam sobie zakończenie
tego wieczoru. Dotknęłam dolnej wargi. Chyba przez długi czas będę czuła
jego usta na swoich. Nagle usłyszałam głośny trzask, który wybudził
mnie z moich rozmyśleń. Po drugiej stronie ulicy stało dobrze mi znane
auto, a brunet, którego tak uwielbiałam, kierował się w moją stronę,
naprawdę zdenerwowany.
- Przyjechałem, żeby cię przeprosić. -
zaczął, nieźle rozjuszony. Widać było, że musi panować nad sobą by nie
wybuchnąć. - Planowałem powiedzieć, że nie powinienem pokazywać fochów,
bo idziesz spotkać sie z przyjacielem, ale widzę, że nie martwiłem się
na darmo. Czułem, ze coś takiego może się stać i dlatego byłem
niezadowolony!
- David ja.. - zaczęłam niezdarnie. Sama nie
wiedziałam co chce mu powiedzieć. To wszystko działo się tak szybko.
Ryan, a teraz David.
- Co ty? Nie wiedziałaś co robisz? Zmusił cię?
Przecież widziałem na litość Boską! Nie wyglądało na to, że ci to
przeszkadza! - zdenerwował się i teraz już swobodnie krzyczał. - Nigdy
nie myślałem, że tak mnie potraktujesz. Ze wszystkich ludzi na świeci,
po tobie się tego nie spodziewałem! Z nami koniec, chociaż nie wiem czy
coś między nami było. - warknął. Łzy powoli zbierały mi się w oczach.
Ścisnęłam mocniej torbę, wbijając w nią paznokcie. To nie tak miało
wyglądać.. - Leć do niego, jesteś wolna! Kurwa wolna! - krzyknął
zdenerwowany. Usłyszałam za moimi plecami jak drzwi do domu otwierają
się, a na ganku zapaliło się światło. Byłam pewna, że to mój ojciec.
- Co sie tu dzieje? - spytał, zaniepokojony.
-
Nic. Zupełnie nic! - krzyknął zdenerwowany chłopak. - Miłego życia. -
warknął na pożegnanie i ruszył w stronę swojego samochodu. Wsiadł do
środka i zatrzasnął głośno drzwi. Spojrzał na mnie po raz ostatni z
nienawiścią i ogromnym bólem w oczach. Łzy już dawno zaczęły spływać po
moich policzkach, a makijaż lekko się rozmazywał, tworząc długie, czarne
smugi na mojej twarzy. Zielonooki odjechał z piskiem opon w zupełnie
innym kierunku niż Ryan. Odjechał, prawdopodobnie na zawsze znikając z
mojego życia. Rozpłakałam się już na dobre i szybko pobiegłam do domu, a
potem po schodach na górę. Słyszałam jeszcze zmartwiony głos ojca,
pytający ci sie stało. Nie odpowiedziałam. Wpadłam do swojego pokoju i
od razu rzuciłam się na łóżku, wtulając w poduszkę. Tato przyszedł do
mnie tylko na chwilę. Otworzył drzwi, jednak widząc mój stan, nie
powiedział nic, tylko sie wycofał. Byłam mu dozgonnie wdzięczna za to,
że nie pytał. Łkałam w poduszkę i wcale nie interesowało mnie czy
porządnie ją wybrudzę, czy też nie. Moje życie legło w gruzach. Zraniłam
najwspanialszego chłopaka jakiego poznałam, nawet o nim nie myśląc, gdy
całowałam się z Ryanem. Jestem okropna. Nie zasługuje na nikogo. Nie
jestem nikogo warta..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz