czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 45

    Patrzyłam to na odchodzącego Ryana, to na stojącego obok mnie Davida, wycierającego dłonią krwawiący nos. Nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie tutaj wydarzyło. Nie wiem nawet jak zebrałam w sobie tyle siły i odwagi, by stanąć między nimi. Doskonale wiedziałam, przynajmniej jeśli chodzi o Winnera, że od razu opuści pięści. Nigdy w życiu nie zaryzykowałby tym, że może mnie przypadkiem uderzyć, tego byłam w stu procentach pewna. Drzwi stołówki trzasnęły. Przyglądałam się Davidowi z wyrzutem. Nie rozumiałam jak mógł tutaj przyjechać i rozpętać coś takiego. Sam podeszła do chłopaka, troskliwie dotykając jego policzka i uczepiając się jego ramienia, ale ten szybko się wyszarpał, wpatrując się we mnie intensywnie. Słowa nagle ugrzęzły mi w gardle, choć miałam mu tyle do powiedzenia.
- Zadowolony? - wykrztusiłam. Na więcej nie było mnie stać. A on uśmiechnął się tak obleśnie, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak potrafi. Nina w odróżnieniu do mnie miała więcej odwagi i zaraz zaczęła wrzeszczeć na bruneta, który wywrócił jedynie oczami na jej wywody. Objęłam ramiona dłońmi, zastanawiając się dokąd mógł się udać Ryan. Czarnulka złapała brata za ramie i dosłownie wywlekła go ze szkoły. Nie miałam pojęcia skąd ta dziewczyna wzięła na to siłę, bo David mimo, iż się wyrywał, to i tak dotarł do wozu zaprowadzony przez siostrę. Kroczyłam za przyjaciółką, a wraz ze mną Scott.
- Wszystko w porządku? - spytał po raz kolejny.
- Tak. Wszystko gra. - zapewniłam. - Jak myślisz, gdzie poszedł Ryan?
- Kto to wie. - westchnął bezradnie.
- Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. - dodałam. Martwiłam się, bo dobrze znałam Winnera. Był zdolny do wielu głupstw, a ja za nic na świecie nie chciałam by stało się mu coś złego. Po chwili doszła do nas Nina, a jej brat szybko odjechał z piskiem opon.
- Kretyn. - mruknęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Przepraszam cię, słońce. - powiedziała, przytulając mnie mocno do siebie. - Naprawdę mi za niego głupio. Nie wiem co w niego wstąpiło, on nigdy.. - mówiła, ale przerwał jej odpalany silnik. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę samochodu, który niezaprzeczalnie należał do przyjaciółki Ryana, Pauline. W środku siedział sam zainteresowany. Widać było, że przeklina swoją głupotę. Pewnie chciał zniknąć niezauważony, a tak się wydał. Wyswobodziłam się z ramion przyjaciółki i powoli zaczęłam kierować się w stronę samochodu.
- Wrócisz do szkoły? - zawołał Scott, nim zdążyłam dojść do wozu.
- Raczej nie. - odpowiedziałam, a zarówno on, jak i Nina skinęli głowami, po czym skierowali się w stronę szkoły, w której zaraz zniknęli. Podeszłam do auta, uważnie obserwowana przez Ryana. Ja również nie spuszczałam z niego wzroku. Chłopak wyłączył silnik, a ja wsiadłam do środka. Na chwilę zaległa nieco krępująca cisza, którą postanowiłam szybko przerwać.
- Przepraszam cię za.. - zaczęłam, lecz nie pozwolił mi dokończyć.
- Ty mnie przepraszasz? - spytał, porządnie zdziwiony. - To ja powinienem cię przeprosić za moje nieokrzesanie, chociaż nie żałuję żadnego ciosu.
- W takim razie nie za szczere te twoje przeprosiny. - mruknęłam. Ryan zaśmiał się pod nosem, a ja razem z nim. Chłopak syknął, dotykając dolnej wargi. Była rozcięta i powoli sączyła się z niej krew. - Nienawidzę przemocy. - rzuciłam, choć wiedziałam, że nie zmienię tym jego poglądów na ten "męski sposób załatwiania spraw". Wyjęłam z torby chusteczkę i przetarłam stróżkę krwi, płynącą powoli na jego brodę. Jęknął. - Bądź mężczyzną. - odparłam, a on wykrzywił usta w uśmiechu, mimo bólu jaki mu to sprawiało.
- Mądrala. - mruknął.
- Jedźmy do mnie. Musimy to szybko przemyć i ..
- Nic mi nie będzie. - przerwał mi. Posłałam mu spojrzenie nieznoszące sprzeciwu. Przynajmniej próbowałam, żeby tak właśnie wyglądało i chyba mi się udało, bo po chwili westchnął i odpalił silnik. - Jak chcesz.

     Otworzyłam drzwi i zaprosiłam chłopaka do środka. Rzuciłam na bok torbę i poprosiłam by zaczekał na mnie w kuchni, a ja szybko pobiegłam do łazienki na dole. Z apteczki wyciągnęłam wodę utlenioną, waciki, gaziki i kilka plastrów. Wróciłam do chłopaka, który zajął miejsce za stołem. Położyłam wszystkie rzeczy na blacie i stanęłam przy nim. Na wacik nalałam wody utlenionej i przyłożyłam do krwawiącej wargi. Syknął z bólu i odruchowo złapał moją rękę.
- Jaka delikatna. - zironizował.
- Trzeba było siedzieć na tyłku, to by nie bolało. - słusznie zauważyłam, a on wyrwał mi wacik z ręki i pociągnął na swoje kolana. Patrzałam na niego zaskoczona, nie wiedząc co robic, ani czemu on to robi.
- Nie mogłem siedzieć na tyłku, bo zobaczyłem łzy w twoich oczach. - odpowiedział, patrząc na mnie z czułością, jakiej u niego jeszcze nigdy nie widziałam. - Nienawidzę, gdy płaczesz. - dodał cicho. Pogłaskałam go delikatnie po szorstkim policzku.
- Dziękuje. - odparłam, ponownie przykładając do jego ust wacik. Wykrzywił twarz w grymasie. Złapałam za kolejny wacik i ponownie nalałam na niego wody utlenionej, tym razem przykładając do uszkodzonego łuku brwiowego. Tak samo jak i wcześniej, mój gest spotkał się z głośnym syknięciem. - Ale nie rób tego nigdy więcej. Nie lubię przemocy, a nie chcę oglądać cię takiego oszpeconego.
- Czemu? Wtedy wyglądam jeszcze przystojniej. - odparł, uśmiechając się półgębkiem.
- Nie wydaje mi się. - odpowiedziałam i przykleiłam mu niewielki plaster przy brwi. - Gotowe. - uśmiechnęłam się i delikatnie dmuchnęłam w zakrytą ranę.
- Dziękuje, że mimo wszystko wybrałaś mnie. - powiedział, patrząc się mi prosto w oczy. Znowu mnie hipnotyzował. Jak mogłabym go nie wybrać? - Mogłaś iść za Davidem, ale tego nie zrobiłaś. Dziękuje ci za to.
- Nie masz za co dziękować. - szepnęłam. - Powtórzyłabym to milion razy. - dodałam z lekkim uśmiechem. Taka była prawda. Już miałam się podnieść, by schować wszystkie rzeczy, które tutaj przyniosłam, ale mi na to nie pozwolił, łapiąc mój łokieć i zmuszając mnie tym samym do zostania w poprzedniej pozycji. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego uważnie.
- Wyjeżdżam szybciej. - oznajmił. - Tylko namieszałem pokazując się tutaj. Gdybyśmy się nie spotkali nadal byłabyś szczęśliwa i.. - nie mogłam tego słuchać. To wszystko wydawało mi się teraz takie idiotyczne. Jak miałam być szczęśliwa nie wiedząc gdzie jest? Nie będąc przy nim. Niewykonalne.
- Nie mów tak. To nie prawda. - przerwałam mu. - Nie byłam do końca szczęśliwa, wiesz o tym. Za bardzo mi ciebie brakowało.
- Tak, mi ciebie też, ale..
- Nie ma żadnych ale. Takie są fakty. - odparłam stanowczo, a on mimo, że chciał coś wcześniej powiedzieć, zamknął usta. Musiał przyznać mi rację. - I w dodatku ten pocałunek.
- Przepraszam za niego też. Nie powinienem był, ale mimo to, nie żałuje. - powiedział. Uśmiechnęłam się delikatnie. Chciałam, by nie żałował.
- Ani ja. - szepnęłam, czując jak krew dopływa mi do policzków, a zaraz potem na prawym poczułam ciepłą rękę chłopaka.
- Uwielbiam je. - wyznał, uśmiechając się do mnie delikatnie. - Będę za nimi tęsknił.
- Przestań.
- Virgy, muszę. - rzucił, gdy wstałam. Nie chciałam tego słuchać. Nie miał prawa mnie znowu zostawiać. Nie teraz, nie po tym wszystkim co się stało. Jego przyjazd zmienił zbyt wiele i teraz nie było odwrotu. Musiał zostać. Zostać ze mną. - Zrozum, że..
- Że co? - spytałam, całą siła wpychając przyniesione wcześniej rzeczy, z powrotem do apteczki. Nie przejęłam się tym, że głupio wyglądam. Nie interesowało mnie to. - Że przyjechałeś się tylko pobawić? Namieszać i wyjechać z powrotem? O nie. Tym razem cię nie puszczę.
- Ale zrozum, że ja muszę. - niemalże jęknął. Nie obchodziło mnie czy jemu też jest ciężko mnie zostawiać po raz kolejny, ale nie miałam zamiaru go puścić. Nie popełnię tego błędu po raz drugi. - Virgy, proszę cię. Tak będzie lepiej. - powiedział, patrząc na mnie stanowczo, a zarazem błagalnie. Wiedziałam, że się nie podda i wyjedzie, dlatego też musiałam wymyślić coś innego. Nagle mnie olśniło.
- W takim razie, jadę z tobą. - oznajmiłam, wchodząc do kuchni i włączając czajnik na herbatę.
- Słucham? - spojrzał na mnie jak na wariatkę. - Ale..
- Ale co? Powiedziałeś mi dzisiaj, że zabierzesz mnie ze sobą, to teraz dotrzymaj słowa. - odpowiedziałam pewnie, krzyżując ręce na piersi. Tego się nie spodziewał. Brunet zacisnął szczękę. Z nieznanego mi powodu nie chciał mnie brać ze sobą, czego nie rozumiałam. Sam to zaproponował.
- Nie wiem jeszcze co na to Pauline.. - zaczął, przenosząc wzrok na mnie.
- Więc do niej zadzwoń. - wzruszyłam ramionami, a ten skinął głową. - Teraz. - rozkazałam. Nie byłam pewna skąd ta siła i odwaga we mnie, ale na pewno miało to swój związek z jego planowanym wyjazdem. Chłopak niechętnie wyciągnął telefon i wystukał jakiś numer, po czym przyłożył aparat do ucha.
- Pauline? - upewnił się. - Tak, to ja Ryan. Wszystko w porządku. - odpowiedział. Przez chwilę kobieta po drugiej stronie mówiła coś do niego, a on kiwał głową, co chwilę mrucząc coś do słuchawki. - Słuchaj, jest taka sprawa.. - zaczął delikatnie i zerknął na mnie. - Czy mógłbym kogoś ze sobą zabrać? - spytał po chwili. - Tak, na tak długo ile ja zostanę. - przytaknął. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Dziewczyna. - odpowiedział szybko. - Proszę cię. - jęknął. Chwilę jeszcze coś pomruczał. - Dziękuje. Tak, będę jeszcze dziś wieczorem. Do zobaczenia.
- I? - spytałam, patrząc na niego uważnie.
- Powiedziała, że nie ma sprawy. - odpowiedział. - Ale jesteś pewna, że tego chcesz? - spytał, podchodząc do mnie. Objął mnie delikatnie w pasie i przysunął do siebie. Zadarłam głowę do góry, chcąc spojrzeć w jego oczy. - Tylko zniszczysz sobie życie. Będziesz z dala od przyjaciół, szkoły, z dala od ojca. A co on na to? Nie pomyślałaś o tym?
- Jestem już wystarczająco duża i mogę decydować za siebie. Mój tato raczej nie będzie przeszkodą. - zapewniłam, łapiąc się jego ramion. Czułam się przy nim niesamowicie malutka. Nie ważne czy w płaskich butach, czy w obcasach. - I jestem pewna, że tego chcę. Teraz Scott będzie mógł zabierać tam Ninę. Nie będzie tak źle.
- No dobrze. Zrobimy jak chcesz. - powiedział i westchnął. - Ale musisz być pewna.
- Jestem. - odpowiedziałam stanowczo. Zdecydowanie chciałam z nim pojechać. Nie było mowy o puszczeniu go samego po raz drugi. Wolałam mieszkać z dala od ojca, którego i tak rzadko widywałam, bo ciągle siedział w pracy, a nawet od Niny i Scotta, za którymi będę cholernie tęsknić. Tym bardziej chciałam jechać wiedząc jaka jest sytuacja. Jak miałabym się pokazać u państwa Levingtonów po tej aferze z Davidem? Na pewno w końcu bym się tam na niego natknęła. Albo jak miałam iść do szkoły, wiedząc, że wszyscy będą mnie wytykać palcami? A tego bym nie zniosła. Nienawidziłam być na ludzkich językach, a teraz byłabym tematem głównych rozmów. A do tego wszystkiego dochodzi Samantha, która na pewno szczerze mnie nienawidzi i zmieniłaby moje życie w piekło z ogromna rozkoszą. Tak, z pewnością tego chciałam.

     Tak jak sądziłam, ojciec nie był wielka przeszkodą i gdy tylko wrócił do domu, oznajmiłam mu jakie są moje plany. Oczywiście z początku chciał mnie od tego pomysłu odciągnąć na różne sposoby. Najpierw zapytał o szkołę, jakby się martwił o moją edukację. Jednak ja przemyślałam to i zadzwoniłam dzisiaj do szkoły. Wyjaśniłam im cała sytuacje i poprosiłam o nauczanie indywidualne. Ze względu na moje dobre wyniki, zgodzili się od razu. Ustaliliśmy, że będę uczyć się sama, a raz na dwa tygodnie będę przyjeżdżać do Casa Grande, by mogli sprawdzić moją wiedzę, oraz by oddać im zadania, które będą mi wysyłać na początku każdego tygodnia. Pasował mi taki układ i bardzo cieszyłam się, że moja szybka decyzja nie stanowiła problemów.  Następnie ojciec zapytał, czy zostawię tak jego i resztę. Wyjaśniłam mu, że miasto do którego jedziemy jest naprawdę blisko i będę ich odwiedzać, a także moi przyjaciele będą do mnie przyjeżdżać. Spróbował jeszcze kilku, bezsensownych argumentów, a potem się poddał. Przytulił mnie mocno do siebie i powiedział, że jeśli tego naprawdę pragnę, to kim on jest żeby mnie tu trzymać. Ryan niecałą godzinę przed przyjazdem mojego taty pojechał do Mansonów żeby się spakować i powiedział, że przyjedzie po mnie koło dwudziestej. W czasie gdy go nie było, spakowałam dwie walizki i jedną dużą torbę rzeczy. Sama się sobie dziwiłam, ze biorę tyle, mimo, ze w szafie wciąż było trochę ciuchów. Zadzwoniłam też do Niny i powiedziałam o moim wyjeździe. Przyjechała najszybciej jak mogła, zabierając ze sobą Scotta. Pogadaliśmy, a potem oficjalnie się pożegnaliśmy. Mocno ich wyściskałam, nie mogąc powstrzymać łez. Opuszczenie taty i przyjaciół będzie najtrudniejszą rzeczą w całej tej wyprawie.
     Pięć minut po dwudziestej pod domem rozległ się klakson. Złapałam rączkę jednej walizki i przerzuciłam przez ramię torebkę. Tato wziął druga walizę i dużą torbę, po czym poczłapał za mną w stronę samochodu. Ryan szybko z niego wyskoczył i odebrał od nas bagaże po czym ulokował je wraz ze swoimi.
- Uważaj na siebie i bądź ostrożna. - poprosił tato, przytulając mnie mocno do siebie. - Nie rób głupstw i dzwoń codziennie. Nawet jakbyś musiała zostawić wiadomość, to melduj się codziennie.
- Dobrze tato. - szepnęłam, a łzy spłynęły po moich policzkach. - Tak bardzo cię kocham.
- A ja ciebie słoneczko. - odpowiedział, łamiącym się głosem, ale był twardy i nie rozpłakał się tak jak ja. Ucałowałam jego policzek i pogłaskałam, zniszczoną już czasem, twarz. Winner otworzył mi przednie drzwi od strony pasażera, a ja usiadłam wygodnie w fotelu, dając upust łzom. Mój tata powiedział jeszcze parę slow do chłopaka, zerkając na mnie i uścisnął jego dłoń na pożegnanie. Ryan uśmiechnął się do staruszka i wsiadł do samochodu.
- Możesz się jeszcze wycofać. - rzucił, patrząc jak wycieram mokre policzki.
- Nie. Chcę tego. - odparłam, uśmiechając się przez łzy. Ten skinął głową ze zrozumieniem i odpalił silnik. Pomachałam ostatni raz ojcu, a potem wyjechaliśmy z podjazdu. Widziałam w  lusterku jego oddalającą się postać. Widziałam w tym lusterku moją przeszłość i wszystko co musiałam zostawić, a co bardzo kochałam. Z jednej strony chciałabym zostać i być z przyjaciółmi, tatą, ale z drugiej chciałam jechać z brunetem i już nigdy nie zostawiać go samego. Jak się okazało, moja druga strona była o wiele silniejsza, dlatego też mknęłam przez autostradę w stronę nieznanego mi miejsca z Ryanem za kierownicą.
     W Tucson zawitaliśmy po dłuższym czasie. Droga minęła nam dość długo, ale to tylko dlatego, że był wypadek i ruch bardzo się ciągnął. W końcu jednak dojechaliśmy, o późnej godzinie, jaką była dwunasta w nocy. Stanęliśmy przed niebieskim domkiem jednorodzinnym. Był to właśnie dom Pauline. Z moją pomocą Ryan zaniósł wszystkie torby i walizki pod drzwi, które zaraz otworzył. Gestem ręki zaprosił mnie do środka, więc złapałam dwie walizki na kółkach i wciągnęłam do domu. Było ciemno i nie bardzo widziałam wnętrze domu, ale musiałam przyznać, że pachniało tu bardzo ładnie.
- Jaśmin. - rzuciła w stronę chłopaka, patrząc na niego przez ramię.
- Co? - spytał tępo.
- Pachnie tu jaśminem. - wyjaśniłam.
- Miło, że ktoś to zauważył. - powiedział miły głos, dobiegający z ciemności. Po chwili mała lampka rozświetliła nieco pomieszczenie, a ja mogłam się mu przyjrzeć. Meble były staroświeckie, ale za to bardzo ładne. Ściany w kolorze beżowym idealnie się komponowały z ciemnym drewnem. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało naprawdę ładnie.
- Dobry wieczór. - przywitałam się niezdarnie, nie wiedząc czy jednak nie powiedzieć dzień dobry. W końcu była już dwunasta! - Virginia Slayton. - przedstawiłam się podając sympatycznie wyglądającej kobiecie rękę.
- Pauline Barrow. Mów mi po prostu Pauline. - poprosiła. - Spodziewałam się was trochę wcześniej.
- Wypadek był. - odparł Ryan, wzruszając ramionami. Złapał za dwie walizki i ruszył w stronę schodów. - Zaniosę je do siebie. - rzucił jeszcze przez ramie. Wytrzeszczyłam na niego oczy, ale nic nie powiedziałam. Pauline jedynie skinęła głową.
- Chodź, pomożemy mu trochę. - uśmiechnęła się do mnie. Skinęłam głową i razem z kobietą wzięłam po jednej torbie. Nie były one aż tak ciężkie, gdy nosiło się je pojedynczo, więc szybko i sprawnie nam poszło.
- Zająłbym się tym.
- Po co? - machnęła ręką brunetka. - A teraz się prześpijcie, jutro porozmawiamy na spokojnie. Pewnie jesteście wykończeni.
- Oj tak. - przyznałam jej rację, uśmiechając się. - Dobranoc. - pożegnałam się.
- Dobranoc dzieci. - odpowiedziała i zniknęła za drzwiami. Ryan przetarł zmęczoną twarz i zdjął koszulkę, ciągnąc ją przez głowę. Przyglądałam mu się w skupieniu, nie bardzo wiedząc co teraz. Nagle chłopak przypomniał sobie o moim istnieniu.
- Łazienka jest obok. - rzucił podchodząc do mnie. - Poczekam na ciebie. - zapewnił i pocałował mnie przelotnie w czoło, podchodząc do komody. Kiwnęłam głową i podeszłam do torby, wyciągając z niej potrzebne rzeczy. Nie męczyłam się kąpielą, mogę to zrobić jutro z samego rana. Zmyłam jedynie makijaż i przemyłam zmęczoną twarz. Przebrałam się w koszulkę na ramiączkach i krótkie spodenki, a włosy związałam w niedbałego kucyka. Niepotrzebne ciuchy wrzuciłam do kosza stojącego w rogu. Wróciłam do pokoju, gdzie Ryan wygodnie się już ułożył na łóżku. Kompletnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jeśli tu przyjadę to będę spać z nim w jednym łóżku. Chyba do końca tego wszystkiego nie przemyślałam. Ale się nie wycofam. Co to, to nie!
- Kładziesz się? - spytał rozbawiony. Zapewne musiałam wyglądać jak idiotka, stojąc na środku pokoju i się na niego patrząc. Zarumieniłam się i podeszłam do łóżka. Szybko ukryłam się pod ciepłą kołdrą, napawając się jej zapachem. Był naprawdę przyjemny. Ryna zaśmiał się cicho i mocno mnie do siebie przyciągnął. Z początku nie wiedziałam co się dzieje i co mam robić, ale szybko wtuliłam się w jego nagą klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Dosłyszałam jeszcze ciche 'Dobranoc', a potem odpłynęłam w krainę Morfeusza, w ramionach faceta za którym pojechałam aż do Tucson.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz