czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 48

            Nie wierzyłem w to, że tak się to wszystko potoczyło. Zabawne, że zrobiliśmy coś, co nasi przyjaciele już dawno radzili nam zrobić. Nie rozumiałem ich dlaczego. Dalej nie rozumiem. Jestem, bo jestem. Ale sama obecność w końcu nie wystarczy. W końcu zapragnie czegoś więcej. Czy będę wstanie jej to zapewnić ? Ja ? Człowiek, którego nikt nie nauczył kochać . Ten, któremu zawsze wszystko zabierano. Teraz też tak będzie. Przeczuwam to. Wiem, że nie wystarczy być, jeżeli osoba, która jest z tobą jest nauczona miłości. Ona daje , ale chce też i brać. Coś za coś. Każdy tak chce. Nic nie dzieje się bez przyczyny. A ja ? Czy dam jej gwarancję, że się nie stoczę, nie zrobię nic głupiego ? Nie mogę. Nie potrafię. Nie da się zmienić człowieka, trzeba go poznać. A ona ? Ona wie, jaki byłem i nadal jestem. Wie jak się zachowuje, przy niej i przy innych. Jak okazuję jakąkolwiek troskę, wobec kogoś na kim mi zależy. A ojciec ? Co wtedy , gdy wyjdzie na wolność ? Będziemy uciekać ? Czy może pozwolę , by niebezpieczeństwo nas ścigało ? Jak to jest ? Nie chcę się bać. Nie chcę mieć jej na sumieniu. Nie chcę nie mieć pewności, że coś może się stać, że może wszystkich zabraknąć. Nie chcę. Bo po co ? By czuć ? By cierpieć ? By zaznać nieznanego ? By nauczyć się kochać ? Dlaczego ? Bo tak los chciał ? Nie wiadomo co bym zrobił, to i tak mnie to doścignie . W końcu uczestniczę w wyścigu, który albo wygram, albo przegram. Taka kolej rzeczy. Nie można mieć wszystkiego, a i tak tego oczekujesz. Prowadzę grę, w której sam jestem pionkiem. Jak to jest ? Cudownie się czuć ? Jak to jest kochać ? Czy to tak trudno pojąć ? Naucz mnie, naucz mnie jak żyć, skradać sny i kochać całym sobą, bo przy tobie chcę się tak czuć. - skończyłem, wkładając kartkę do kieszeni spodni. Uśmiechnąłem się. Zapowiada się ciekawy wieczór.
               Wyciągnąłem kartkę z kieszeni i przeczytałem wszystko jeszcze raz , po czym wyciągnąłem białą kopertę i włożyłem do niej kartkę. Pisząc na niej : Gdy mnie zabraknie. Zgniotłem kopertę i tak jak wcześniej, włożyłem ją do przedniej kieszeni.
          Czy tak będzie łatwiej ? Nie wiem, ale chcę się dzisiaj dobrze bawić. Zapomnieć o wszystkich troskach i kłopotach. Poczuć, że dla takich chwil warto żyć..
            Dzisiaj jest już sobota, a my wciąż ci sami. Pragnący siebie. Tak nieidealni, a idealni dla siebie. Wziąłem na dzisiaj i jutro wolne. Specjalnie , by móc się dobrze bawić na imprezie na moją cześć. Alan zawsze wiedział, jakie imprezy najbardziej lubię. Nie potrzebowałem wiele, jednak on zawsze wiedział co i jak. Dziękowałem mu z to. Był w końcu organizatorem najlepszych imprez w Casta Grande. Zapiąłem białą koszulkę ,odpinając trzy pierwsze guziki . Niezawodny sposób. Nałożyłem na to jeszcze czarną marynarkę i byłem gotowy.
             Usiadłem na krześle w kuchni i czekałem na Virginię, która szykowała się w naszej wspólnej łazience. Ja szykowałem się w pokoju, wcześniej biorąc prysznic. Wiedziałem, że dziewczyna szybko nie skończy, dlatego nie obawiałem się, że wejdzie do pokoju i zobaczy, że piszę list. Pewnie od razu zaczęłyby się pytania, na które nie umiałbym odpowiedzieć. Wstałem. Zacząłem chodzić w kółko. Czy dobrze zrobię ? Miałem taką nadzieję, jednak chyb każdy wie, że nadzieja matką głupich. Westchnąłem. Z powrotem usiadłem na zajęte wcześniej przeze mnie krzesło. Nie lubiłem czekać. To tak jakby nie wiedzieć na co. Ja rozumiem , że kobiety chcą być piękne dla swojego mężczyzny i dobrze. Jednak większość uważa i ja się z tym zgodzę, że to jest walka płci pięknej. Ta która jest ładniej ubrana, wygrywa. Dziwne, ale prawdziwe.
              Usłyszałem stukot obcasów po schodach. Podniosłem głowę. I wtedy mnie olśniło. Zobaczyłem anioła, uśmiechającego się wprost do mojego serca, które było skute lodem. Pod napływem tego spojrzenia, roztapiałem się. Tak jakby ktoś odrywał listwę i zakładał nową. Lepszą, ładniejszą. Stała przede mną w białej sukience, połyskującej na różne barwy w zwykłym świetle, które okazało się teraz zbędne. Ona cała świeciła. Swoją dobrocią i sercem. Wkradała się dalej i przestać nie chciała. Przekrzywiła głowę w bok i tupnęła nogą, na której znajdowały się kilkunastu-centymetrowe , srebrne szpilki. Uśmiechnąłem się. Włosy miała rozpuszczone , a w nie wpięte dwa białe kwiatki. Wyglądała uroczo. Może i jeszcze nie byłem w stanie pokochać, to jednak była ona moja. Moja osobista bogini.

           -Aż tak źle wyglądam, że się nie odzywasz ? - zapytała z wyrzutem, powodując, że wybudziłem się z transu. Od razu wstałem i powolnym krokiem do niej podszedłem. Złapałem w pasie i oparłem swoje czoło o jej.
-Będziesz najpiękniejszą dziewczyną na całej imprezie.
-Tylko imprezie ? - zająkała.
-Zawsze. Wszędzie. I wiesz co jest najlepsze ? - zapytałem nie oczekując odpowiedzi. - Że ty jesteś tylko moja. Panna Nieśmiała stała się moją afrodytą. - wyszeptałem, kradnąc z jej ust, krótki pocałunek. Uśmiechnąłem się, po czym odrywając od niej, złapałem za rękę, prowadząc za sobą do samochodu.
            Jechałem samochodem, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą jej rękę. Gładziłem kciukiem jej dłoń. Spojrzałem na nią. Nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. Patrzyłem w tą otchłań czekolady, by po chwili oderwać się od nich i patrzeć na jezdnię, która nie była tak ciekawa , jak osoba siedząca obok.
          -Co im powiemy ? - zapytała po jakimś czasie.
-Komu ?
-Ninie, Scottowi i im wszystkim ? - zwątpiłem.
-Nie wiem.
-Chcesz to ukrywać ? - zapytała z żalem.
-Nie. Po prostu.. Sądzę, że to jasne. - zerknąłem kątem oka na nią.
-Z tobą ? Nie wszystko.
-Wątpisz w to ? - nie wierzyłem w to co słyszę.
-Po prostu stwierdzam fakty.
-Ah, tak. - udałem obrażonego. Zabrałem swoją rękę i położyłem na kierownicy. Moja twarz znowu nie wyrażała uczuć.
-Ryaaan, proszę cię. - jęknęła.
-O co mnie prosisz ?
-Wróć do mnie. - szepnęła.
-Przecież jestem.
-Potrzebuję cię.
-Więc czego chcesz ?
-Powiedzenia im, że ..
-Że co ?
-Że jesteśmy razem.
-Chcesz tego ? - zapytałem.
-A ty chcesz ?
-Odpowiedz. - zażądałem, odwracając głowę na chwilę w jej stronę.
-Chcę. Pytanie tylko: czy ty tego chcesz ?
-Pragnę tego.
-Ale czy chcesz ?
-Chcę. - odpowiedziałem, uśmiechając się szyderczo.
                To jest jak takie : być i nie być. W końcu dojechaliśmy. Zaparkowałem pod domem Scotta. Wyciągnąłem kluczyki. Wyszedłem z samochodu, zrobiłem kółko i otworzyłem drzwi od strony pasarzera. Zamknąłem auto i trzymając Virginię za rękę zaczęliśmy iść w kierunku domu Alana. Do Mansona nie szliśmy, bo już od jakiejś godziny był u naszego kumpla wraz ze swoją dziewczyną. Cieszyłem się, że mimo iż ostatnio nabroiłem, to Nina nie miała mi tego za złe. Dziękowałem za to, że chociaż David był jej bratem, to stała po mojej stronie. W końcu jakby nie było, zdradzał jej przyjaciółkę z dziewczyną przyjaciela. To jak pójść na wojnę i nie wrócić.
          Sam zaciągnął siebie na dno bagna, a teraz chce prosić o pomoc. Niedoczekanie. Już ja się o to postaram. Doszliśmy do domu Alana, z którego już z daleka było słychać muzykę, i nawet nie pukając, weszliśmy do środka. Było czuć zapach rozkręcającej się imprezy. Pełno było już ludzi, którzy z każdą minutą byli coraz bardziej najebani. Wróciłem. Ja tu wróciłem. Ten, którego zapominać i ignorować nie można. Uśmiechnąłem się drwiąco. Puściłem rękę swojej dziewczyny i przywitałem się z dobrym znajomym, jakim był Alan.
-Virginia ! Wyglądasz.. Wyglądasz po prostu pięknie ! - krzyknął, próbując przekrzyczeć muzykę.
-Dziękuję. - odpowiedziała, rumieniąc się lekko, że też nadal ją to wstydziło.
-Przepraszam was, muszę coś ogłosić. - powiedział i już go nie było. Weszliśmy w głąb domu. Po chwili ujrzeliśmy scenę zrobioną specjalnie na imprezę i Alana, który na nią wskoczył. Chwycił mikrofon. Muzyka ucichła.
-Nasz gość honorowy już przybył ! Przywitajcie go oklaskami ! - krzyknął do mikrofonu .- Ryan ! No dalej ! Pokaż się wszystkim ! Chodź tu do mnie ! - spojrzałem na Virginię, która patrzyła to na mnie to na Alana, po czym wyszeptała cicho ' idź '. Uśmiechnąłem się do niej i po chwili stałem na scenie , tuż obok Alana.
-Co jest ludziska ?! Dobrze się bawicie ?! - krzyknąłem, na co odpowiedziały mi okrzyki i oklaski.- To teraz będzie jeszcze lepiej ! - dodałem, po czym zeskoczyłem ze sceny, poszukując wzrokiem Virginii.
           Znalazłem ją w kuchni, rozmawiającą z naszymi przyjaciółmi.
-Siemka. - powiedziałem witając się ze Scottem podaniem ręki, a z Niną pocałunkiem w policzek.
-Co jest ? - zapytałem , patrząc na swoją dziewczynę, która była jakaś smutna. Para spojrzała po sobie , po czym wzruszyła ramionami. - Ja już wiem. - Nalałem sobie kieliszka, a następnie popijając go napojem, dodałem. - Obiecałem ci taniec, więc chodźmy tańczyć. - złapałem ją za rękę i zamiast kierować się do salonu, gdzie odbywała się impreza, zarzuciłem na Virginię sweterek i wyszliśmy przed dom Alana.
-Czemu wyszliśmy ? - zapytała. - Przecież mieliśmy pójść zatańczyć. Ja cię .. - zaczęła, ale stanęła jak wryta, nie mogąc nadziwić się tym co widzi. Byliśmy w ogrodzie. Wszędzie były pozawieszane białe lampki i porozkładane świeczki. Pociągnąłem za sobą Virginię w głąb ogrodu, gdzie specjalnie dla nas był postawiony stolik, biała róża w wazonie na środku, a na ławeczce radio, które grało spokojną muzykę. Odsunąłem krzesło i posadziłem na nim brunetkę, a sam obszedłem stolik i usiadłem w krześle naprzeciwko niej.
       -Jestem tu dla ciebie. Możesz pytać mnie o wszystko, o co tylko chcesz. Odpowiem na wszystkie pytania, jednak nie na to, które niedługo będziesz chciała zadać. Spojrzała na mnie zszokowana, jednak , gdy się już uspokoiła, zaczęła pytać.
-To dlatego wczoraj nie chciałeś zabrać mnie ze sobą ?
-Tak.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się, odwzajemniłem jej uśmiech. - Dlaczego byłeś z Sam ?
-Bo była mi bliska.
-Kochałeś ją ?
-Jeszcze niedawno myślałem, że tak, jednak sądzę, że mi się tylko wydawało. Chwilowe zaćmienie serca.
-Ze mną też tak będzie ? Będziesz miał chwilowe zaćmienie serca ?
-Nie wiem. Nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie.
-Dlaczego nie chciałeś się zgodzić bym z tobą jechała, skoro wcześniej mi to proponowałeś ?
-Chyba się bałem.
-Czego ?
-Tego co przyniesie los.
-Aż taka brzydka jestem ? - zażartowała.
-Nie. Jesteś piękna, jak ta róża.
-I będę brzydka, gdy jak ona zwiędnie ?
-Ona nigdy nie zwiędnie. Tak samo jak ty.
-Dlaczego to robisz ?
-Chcę byś czuła się wyjątkowa.
-I czuję, dziękuję. Boisz się ?
-Z każdym dniem coraz bardziej.
-Zatańczysz ze mną ?
-Oczywiście . - odpowiedziałem, po czym wstałem i potrzedłem do niej, podając rękę. Tańczyliśmy tam wtuleni w siebie, wsłuchując się w bicie naszych serc, nie przejmując się tym, że jest minusowa temperatura - nam zimno nie było, ogrzewaliśmy się sobą.
-Myślisz, że będziesz wstanie mnie pokochać ? - szepnęła wprost do mojego serca. Czas stanął w miejscu. Wirowałem w nim tylko ja. Czułem jakbym spadał. Przełknąłem ślinę.
-Daj mi trochę czasu. - wyszeptałem w jej włosy. Po chwili oderwałem się od niej, psując tą chwilę. Cofnąłem się o dwa kroki, puszczając ją ze swoich objęć.
-Coś się stało.
-Nie. Jednak obiecaj mi coś. Tak w ciemno.
-Obiecuję. - wyciągnąłem z kieszeni kopertę.
-Nie otwieraj tego teraz, nie później, otwórz to, gdy mnie zabraknie.
-Co ty mówisz ? - w jej oczach zaszkliły się łzy.
-Otwórz tą kopertę, jak mnie nie będzie. Jak zniknę. Jak zabierze mnie czas bądź się rozstaniemy...
-Dlaczego ?
-W innym wypadku jej nie otwieraj. Proszę cię, obiecaj mi to, że jej wcześniej nie otworzysz.
-Dobrze. Obiecuję. - uśmiechnąłem się i podałem jej kopertę. Podszedłem do niej i złapałem w swoje ramiona. Moja, mała księżniczka.
         -Najlepsza na świecie moja dziewczyna. Nikt się nie liczy, żadna inna ! Czy ktoś uwierzy, ona jedyna ? Ja bez niej dłużej nie wytrzymam. Uwierz kochanie, jesteś jedyna. Nikt się nie liczy, żadna inna. - zacząłem nucić w drodze powrotnej do domu Scotta. - .. Przy moim skarbie , jestem szczęśliwy...
-To sobie popiłeś, nie ma co. - powiedziała Virginia, nakrywając mnie kołdrą w domu Scotta. Już chciała odejść, jednak złapałem ją w swoje objęcia i póki nie zasnąłem, nie odeszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz