Długo zastanawiałam się, czy nie powinnam powiedzieć
Ninie o mojej rozmowie z Ryanem. W gruncie rzeczy, chodziło tu o nią i
Scotta. Kiwając jak wariatka głową, ruszyłam w stronę brunetki, by
powtórzyć jej wszystko co powiedział mi Winner.
- Nina, muszę Ci coś powiedzieć. - zaczęłam, wsiadając do auta dziewczyny. Wpatrywałam się w breloczek przy jej kluczach, w głowię układając słowa w sensowne zdania, jednak nie potrafiłam tego z siebie wykrztusić.
- No dalej, przecież się przyjaźnimy. - rzuciła, wesoło. Spojrzałam na nią zaskoczona. Szeroki uśmiech widniał na jej twarzy, a oczy błyszczały milionami iskierek. Zmarszczyłam lekko nos, nie rozumiejąc jej dobrego humoru. - Ciekawi Cię czemu jestem taka wesoła? - spytała, więc przytaknęłam. - Pewien chłopak.. rozśmieszył mnie, gdy wychodziłam ze szkoły. - mówiła, a jej głos z każdym słowem wydawał się być szczęśliwszy. - I.. tak się mnie ten humor trzyma. A co chciałaś mi powiedzieć? - zwróciła swój wzrok z powrotem na mnie. Nie mogłam tego zrobić, nie potrafiłam, a przede wszystkim nie chciałam psuć jej humoru. Modliłam się w duchu, by Scott, nie był takim dupkiem na jakiego wygląda.
- Nic, po prostu.. Ryan mnie zaczepił. - zaczęłam powoli, prychnęła.
- Co za kretyn. - naburmuszyła się i przekręciła kluczyk w stacyjce. - Tym idiotą się nie przejmuj, a teraz jedziemy do Ciebie i na zasłużone zakupy. - dodała już weselej. Pokiwałam głową, rozsiadając się wygodnie na fotelu. Dmuchnęłam w grzywkę. Mało by brakowało - pomyślałam.
- Nina, muszę Ci coś powiedzieć. - zaczęłam, wsiadając do auta dziewczyny. Wpatrywałam się w breloczek przy jej kluczach, w głowię układając słowa w sensowne zdania, jednak nie potrafiłam tego z siebie wykrztusić.
- No dalej, przecież się przyjaźnimy. - rzuciła, wesoło. Spojrzałam na nią zaskoczona. Szeroki uśmiech widniał na jej twarzy, a oczy błyszczały milionami iskierek. Zmarszczyłam lekko nos, nie rozumiejąc jej dobrego humoru. - Ciekawi Cię czemu jestem taka wesoła? - spytała, więc przytaknęłam. - Pewien chłopak.. rozśmieszył mnie, gdy wychodziłam ze szkoły. - mówiła, a jej głos z każdym słowem wydawał się być szczęśliwszy. - I.. tak się mnie ten humor trzyma. A co chciałaś mi powiedzieć? - zwróciła swój wzrok z powrotem na mnie. Nie mogłam tego zrobić, nie potrafiłam, a przede wszystkim nie chciałam psuć jej humoru. Modliłam się w duchu, by Scott, nie był takim dupkiem na jakiego wygląda.
- Nic, po prostu.. Ryan mnie zaczepił. - zaczęłam powoli, prychnęła.
- Co za kretyn. - naburmuszyła się i przekręciła kluczyk w stacyjce. - Tym idiotą się nie przejmuj, a teraz jedziemy do Ciebie i na zasłużone zakupy. - dodała już weselej. Pokiwałam głową, rozsiadając się wygodnie na fotelu. Dmuchnęłam w grzywkę. Mało by brakowało - pomyślałam.
- Chodźmy tutaj. - zaproponowałam, wskazując na duży sklep. Nazwy nie
zdarzyłam zauważyć, ale to było nie ważne. Weszłyśmy do środka,
rozglądając się w około. Po chwili podeszłyśmy do wieszaków, pełnych
naprawdę ładnych ubrań, jednak telefon mojej przyjaciółki zadzwonił. To
naprawdę miła odmiana, mieć kogoś, kogo można nazwać przyjacielem.
Naprawdę wspaniała odmiana, jak dla mnie.
- Pomóc Ci w czymś? - usłyszałam nad uchem. Przestraszona odwróciłam się do tyłu. Zdębiałam widząc przed sobą Ryana, jednak szybko wróciłam do pionu. Zmarszczyłam czoło i przyglądałam mu się uważnie.
- Nie żartuj sobie. - poprosiłam, powracając do oglądania ciuchów, jednak on nadal stał w tym samym miejscu z tą swoją obojętną miną, rozglądając się w około. - Mówię Ci przecież, żebyś nie żartował. Dość mam twoich pomysłów na dziś.
- Dajże spokój dziewczyno. Powiedz czego szukasz, bo mnie wyle.. - urwał. Uniosłam do góry jedna brew. Kompletnie nie rozumiałam o co temu chłopakowi chodzi. Po co ma mi pomagać w szukaniu? Przecież od tego są pracownicy tego sklepu. Otworzyłam szeroko usta, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Jak się wygadasz, to Cię chyba zabije. - warknął, ręce zaciskając w pieści.
- Za kogo mnie masz? - spytałam, zdenerwowana. Nie rozumiem go. Jednego razu jest wobec mnie obojętny, odchodzi ode mnie nie kończąc nawet rozmowy. Następnie prosi mnie o pomocy w, jak mniemam, wyswataniu Niny z jego przyjacielem, a teraz denerwuje się na mnie bo odkryłam, że pracuję, jak każdy, normalny człowiek. - To jest ten twój sekret? - odważyłam się, spojrzeć głęboko w jego oczy. Brunet rozluźnił się, a na jego twarzy wykwitło zdziwienie. Zapewne nie rozumiał, jak to możliwe, że nie chce tego rozpowiedzieć całej szkole.
- Jeden z wielu. - odpowiedział, już kompletnie wyluzowany. Skinęłam głową, wzrokiem odszukując Niny. Z daleka dostrzegłam jej długie, ciemne włosy. Stała przed sklepem i rozmawiała przez telefon, energicznie gestykulując. Zachichotałam pod nosem, widząc jak uderza się w czoło. - Więc? Wybrałaś już coś? - spytał znienacka.
- No.. w sumie to mi się podoba. - odpowiedziałam zdezorientowana, pokazując na czarne spodnie. Chłopak pokręcił głową z kwaśną mina. - Co z nimi nie tak? - oburzyłam się.
- Odwróć się. - wypalił. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, jednak powoli wykonałam polecenie. - Tak jak myślałem. - westchnął. - Masz za fajny tyłek do takich spodni, tylko Ci go spłaszczą. - poczułam jak do moich policzków napływa krew. Albo najbardziej pożądany chłopak w szkole - jak to go nazywała Mikayla - właśnie skomplementował moją pupę, albo uderzyłam się w głowę i widocznie o tym nie wiem. - No i czego się tak wstydzisz?
- Nie wstydzę się! - odparłam oburzona.
- Tak, jasne. - machnął na mnie ręką. - Masz te i nie zawstydzaj się tak. - dodał, podając mi wieszak ze spodniami. - Wierzę, że trafiłem z rozmiarem. - rzucił i już go nie było. Odprowadziłam go wzrokiem do samej lady, przy której odetchnął głęboko. Spojrzał na mnie ostatni raz, ręką wskazując na przymierzalnie. Mimowolnie uśmiech wkradł mi się na usta, co usiłowałam staranie zakryć włosami.
- Ominęło mnie coś? O, fajne spodnie. Chodźmy do przymierzalni. - zawołała Nina, ciągnąc mnie za nadgarstek. Obawiam się, że nigdy nie uda mi się przyzwyczaić do jej nadpobudliwości. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z osobą, która gada milion rzeczy na minute, a do tego robi to naprawdę głośno. Mimo to cieszę się, że znam taką Panne Levington, która nazwała nas przyjaciółkami.
- Pomóc Ci w czymś? - usłyszałam nad uchem. Przestraszona odwróciłam się do tyłu. Zdębiałam widząc przed sobą Ryana, jednak szybko wróciłam do pionu. Zmarszczyłam czoło i przyglądałam mu się uważnie.
- Nie żartuj sobie. - poprosiłam, powracając do oglądania ciuchów, jednak on nadal stał w tym samym miejscu z tą swoją obojętną miną, rozglądając się w około. - Mówię Ci przecież, żebyś nie żartował. Dość mam twoich pomysłów na dziś.
- Dajże spokój dziewczyno. Powiedz czego szukasz, bo mnie wyle.. - urwał. Uniosłam do góry jedna brew. Kompletnie nie rozumiałam o co temu chłopakowi chodzi. Po co ma mi pomagać w szukaniu? Przecież od tego są pracownicy tego sklepu. Otworzyłam szeroko usta, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Jak się wygadasz, to Cię chyba zabije. - warknął, ręce zaciskając w pieści.
- Za kogo mnie masz? - spytałam, zdenerwowana. Nie rozumiem go. Jednego razu jest wobec mnie obojętny, odchodzi ode mnie nie kończąc nawet rozmowy. Następnie prosi mnie o pomocy w, jak mniemam, wyswataniu Niny z jego przyjacielem, a teraz denerwuje się na mnie bo odkryłam, że pracuję, jak każdy, normalny człowiek. - To jest ten twój sekret? - odważyłam się, spojrzeć głęboko w jego oczy. Brunet rozluźnił się, a na jego twarzy wykwitło zdziwienie. Zapewne nie rozumiał, jak to możliwe, że nie chce tego rozpowiedzieć całej szkole.
- Jeden z wielu. - odpowiedział, już kompletnie wyluzowany. Skinęłam głową, wzrokiem odszukując Niny. Z daleka dostrzegłam jej długie, ciemne włosy. Stała przed sklepem i rozmawiała przez telefon, energicznie gestykulując. Zachichotałam pod nosem, widząc jak uderza się w czoło. - Więc? Wybrałaś już coś? - spytał znienacka.
- No.. w sumie to mi się podoba. - odpowiedziałam zdezorientowana, pokazując na czarne spodnie. Chłopak pokręcił głową z kwaśną mina. - Co z nimi nie tak? - oburzyłam się.
- Odwróć się. - wypalił. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, jednak powoli wykonałam polecenie. - Tak jak myślałem. - westchnął. - Masz za fajny tyłek do takich spodni, tylko Ci go spłaszczą. - poczułam jak do moich policzków napływa krew. Albo najbardziej pożądany chłopak w szkole - jak to go nazywała Mikayla - właśnie skomplementował moją pupę, albo uderzyłam się w głowę i widocznie o tym nie wiem. - No i czego się tak wstydzisz?
- Nie wstydzę się! - odparłam oburzona.
- Tak, jasne. - machnął na mnie ręką. - Masz te i nie zawstydzaj się tak. - dodał, podając mi wieszak ze spodniami. - Wierzę, że trafiłem z rozmiarem. - rzucił i już go nie było. Odprowadziłam go wzrokiem do samej lady, przy której odetchnął głęboko. Spojrzał na mnie ostatni raz, ręką wskazując na przymierzalnie. Mimowolnie uśmiech wkradł mi się na usta, co usiłowałam staranie zakryć włosami.
- Ominęło mnie coś? O, fajne spodnie. Chodźmy do przymierzalni. - zawołała Nina, ciągnąc mnie za nadgarstek. Obawiam się, że nigdy nie uda mi się przyzwyczaić do jej nadpobudliwości. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z osobą, która gada milion rzeczy na minute, a do tego robi to naprawdę głośno. Mimo to cieszę się, że znam taką Panne Levington, która nazwała nas przyjaciółkami.
- Te spodnie wyglądają na tobie naprawdę super. - powiedziała po raz kolejny, Nina. Posłałam jej delikatny uśmiech, znudzona już dziękowaniem. Czekał nas kolejny, ciężki dzień w szkole, a Panna Levington kazała mi założyć nowo kupione spodnie. Te same które wybrał mi Ryan. Obawiałam się trochę tego, czy powie coś głupiego przy mnie. Moja przyjaciółka jest utwierdzona w fakcie, że to ja znalazłam sobie dżinsy, aż wstyd się przyznać, że to chłopak wybierał. - Jesteśmy.
Wysiadłam z samochodu, czekając na brunetkę. Razem, ramię w ramię, ruszyłyśmy w stronę szkoły. Pierwsze lekcje miałyśmy na szczęście razem, co niezmiernie nas cieszyło. Usiadłyśmy na tym samym parapecie co zawsze, przyglądając się uczniom wchodzącym do budynku. Z oddali zauważyłam Ryana Winnera razem z nieodstępującym go Scottem. Starałam się nie zwracać na nich uwagi, jednak coś nie pozwalało mi odciągnąć od tej dwójki wzroku.
- Boże. - jęknęła moja towarzyszka, widząc chłopaków. Posłałam jej pytające spojrzenie, udając, że nie rozumiem o co jej chodzi. - Scott i Ryan. - odpowiedziała, bez zbędnych wyjaśnień. - Co za dupek. - warknęła, widząc Mansona głupio się śmiejącego. - On jest beznadziejny. Do niczego się nie nadaje!
- No nie powiedziałabym, ze tak do niczego. - rzuciłam cicho, a moja przyjaciółka spojrzała na mnie wyraźnie zaskoczona. - Nie patrz tak na mnie. Chodzi o to, że na biologi kroimy żaby, jestem z nim w zespole, a że się brzydzę, to powiedział, że weźmie to na siebie. - zakończyłam, a Nina patrzyła się na mnie nieodgadniętym wzrokiem. - To było dość miłe, nawet jak na niego, prawda?
- Jak na normalnego człowieka, to miłe. Jak na niego, to zajebiście miłe. - odparła, przyglądając mu się z daleka. - Widać nie jest z niego aż taki palant na jakiego wygląda. - mruknęła pod nosem, gdy akurat zadzwonił dzwonek. Złapałyśmy za torby i powoli, skierowałyśmy się korytarzem pod salę. - Pan milutki. - zakpiła, gdy dorównałyśmy im kroku. Poczułam czyjeś silne ramie, ciągnące mnie lekko do tyłu.
- Miałaś działać na jego korzyść. - warknął. Zmarszczyłam nos, patrząc na oddalająca się Ninę.
- Powiedziałam, tyle, że ona nie przekona się do niego od razu. Najpierw musi przestać być takim.. takim głąbem. - odparłam. Brunet westchnął zrezygnowany. - Zacznijmy od tego, że nie powinien rzucać do niej tych głupich tekstów Nina słonko, ej ślicznotko. Dla niej są beznadziejne. - mówiłam, idąc pod salę matematyczną, a on przysłuchiwał się mi w zaskakującym skupieniu. - Po prostu niech przestanie robić z siebie idiotę na jej oczach. Przy tobie i kumplach może, ale nie przy niej.
- Nie bądź zbyt pyskata, Panno nieśmiała. - zironizował. - Więc mam go wyleczyć z kretynizmu? - spytał, a ja skinęłam lekko głową. - Prosisz o niewykonalne. - stwierdził, przechylając głowę w bok.
- To ty prosiłeś o pomoc, nie ja. - rzuciłam, wchodząc do klasy. Winner przypatrywał mi się chwilę, po czym ruszył korytarzem do sali obok, gdzie razem ze Scottem mieli lekcje. Czyli faza pierwsza rozpoczęta?
- Czego on od Ciebie chciał? - naskoczyła na mnie Panna Levington. Machnęłam tylko ręką, widząc wchodzącą nauczycielkę. Świetnie, teraz będę musiała się jej tłumaczyć - pomyślałam. Na szczęście już pod koniec lekcji Nina nie pamiętała o mojej rozmowie z Winnerem, więc miałam choć jeden problem z głowy.
- Słuchaj, w tą sobotę jest kolejna impreza u Alana, co ty na to,
żeby się wybrać? - spytała Panna Levington, gdy siedziałyśmy na
stołówce, czekając na resztę. Już miałam jej odmówić, jednak pomyślałam o
Ryanie, Scott'cie i tym co miałam zrobić, więc nieuniknione będzie
pojawienie się na kolejnej zabawie u Alana.
- Dobra, możemy iść. - odpowiedziałam, siląc się na podekscytowany ton. Niestety nie wyszło mi to za dobrze. Brunetka z początku była lekko zaskoczona, jednak szybko zaczęła cieszyć się imprezą która miała się odbyć już za cztery dni. Do stołu dosiadły się dziewczyny. Nie rozumiałam czemu Nina z pośród nas trzech, to ze mną chciała się przyjaźnić. Fakt, zarówno Mikayla jak i Lindsay są dziwne, jednak tak czy inaczej zna je dłużej niż mnie. Swoja drogą, mam wrażenie, że Lindsay powoli, jednak nie bez oporów, przyzwyczaja się do mnie i mojego towarzystwa. Co innego Mikayla, ona lubiła mnie od razu i jakoś specjalnie nie odpychała ją moja inność, czy nieśmiałość.
- Czemu dziewczyny nie chodzą z nami? - spytałam, nagle. Naprawdę było to dziwne. Nina była zapraszana na każdą imprezę, a dziewczyny na nie nie chodziły. Nie wiem czy to może brak zaproszenia, czy może one i Alan, lub któryś z chłopaków, nie maja wspaniałych stosunków, ale tak czy inaczej nigdzie ich ostatnio nie widziałam. Levington spojrzała się na mnie marszcząc brwi, po czym wzruszyła ramionami.
- Dobra, możemy iść. - odpowiedziałam, siląc się na podekscytowany ton. Niestety nie wyszło mi to za dobrze. Brunetka z początku była lekko zaskoczona, jednak szybko zaczęła cieszyć się imprezą która miała się odbyć już za cztery dni. Do stołu dosiadły się dziewczyny. Nie rozumiałam czemu Nina z pośród nas trzech, to ze mną chciała się przyjaźnić. Fakt, zarówno Mikayla jak i Lindsay są dziwne, jednak tak czy inaczej zna je dłużej niż mnie. Swoja drogą, mam wrażenie, że Lindsay powoli, jednak nie bez oporów, przyzwyczaja się do mnie i mojego towarzystwa. Co innego Mikayla, ona lubiła mnie od razu i jakoś specjalnie nie odpychała ją moja inność, czy nieśmiałość.
- Czemu dziewczyny nie chodzą z nami? - spytałam, nagle. Naprawdę było to dziwne. Nina była zapraszana na każdą imprezę, a dziewczyny na nie nie chodziły. Nie wiem czy to może brak zaproszenia, czy może one i Alan, lub któryś z chłopaków, nie maja wspaniałych stosunków, ale tak czy inaczej nigdzie ich ostatnio nie widziałam. Levington spojrzała się na mnie marszcząc brwi, po czym wzruszyła ramionami.
- Jak dobrze jest być wolną. - parsknęła
Panna Levington. Zachichotałam na jej zachowanie, podchodząc pod salę
chemiczną. - Taka szkoda, że masz jeszcze jedną lekcję. - nagle
posmutniała. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech. - Jutro po Ciebie
przyjadę. - oznajmiła, kierując się w stronę wyjścia. Tuz przy drzwiach
odwróciła się i pomachała mi. Odwzajemniłam gest. Otworzyłam nieduże
drzwi i weszłam do środka. W ławkach siedziała już połowa grupy, a po
chwili dołączyła i reszta. Do sali wszedł Pan Wilson. Przyglądał się nam
mrożąc przy tym oczy, jednak po chwili uśmiechnął się szeroko i
zaklaskał w dłonie.
- Nie będziecie tak siedzieć, moi państwo. - odparł nader wesołym głosem. - A szczególnie Pan Winner i Pan Manson. Po waszej zabawie w zeszłym roku, musieliśmy dokupić sprzęt. - rzucił z pretensją, patrząc na chłopaków. Obaj zaśmiali się pod nosem, zapewne wspominając owe chwile. - Panna.. Slayton. - nauczyciel wyczytał moje nazwisko z listy. Podniosłam się z siedzenia, a on przyjrzał mi się uważnie. - Usiądziesz między Ryanem i Scottem. - powiedział. Przyglądałam się mu z wielkimi oczami, nie bardzo pojmując o co mu chodzi. Manson mrucząc coś pod nosem, wziął swój plecak i przeniósł się o jedno miejsce dalej, zwalniając mi krzesło. Nadal oszołomiona usiadłam na stołku.
- Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. - wymamrotałam, a siedzący obok Ryan parsknął śmiechem. Zamroziłam go wzrokiem, co tylko go bardziej rozśmieszyło. Prychnęłam.
- Wspaniale. - ucieszył się Wilson. - Slayton jest nowa, więc jej nie znacie i zapewne będziecie spokojni. - mówił, bardziej do siebie, niż do nas.
- Mówi Pan o Pannie Wygadanej? - prychnął Scott. Miałam dziwną ochotę warknięcia na niego, jednak się powstrzymałam. Posłałam Ryanowi wymowne spojrzenie, a ten wzruszył jedynie ramionami. Z takim podejściem będzie latami swatał swojego przyjaciela z Niną.
- Dobrze, zaczynajmy! - krzyknął Wilson, uprzednio przesadziwszy jeszcze dwóch chłopaków. Cały czas czułam na sobie czyjś natarczywy, niemiły wzrok. Trochę poirytowana wypalaniem przez kogoś dziury w moich plecach, rozejrzałam się w około. Ashley Greene, z tego co pamiętam, patrzyła na mnie nienawistnym wzrokiem, co chwila rzucając spojrzenie na chłopaka po mojej prawej. Dokładnie pamiętam co mówiła na ostatniej lekcji biologii, więc zapewne czując się zagrożona, zabija mnie swoim spojrzeniem. Marne jej próby.
- Nie będziecie tak siedzieć, moi państwo. - odparł nader wesołym głosem. - A szczególnie Pan Winner i Pan Manson. Po waszej zabawie w zeszłym roku, musieliśmy dokupić sprzęt. - rzucił z pretensją, patrząc na chłopaków. Obaj zaśmiali się pod nosem, zapewne wspominając owe chwile. - Panna.. Slayton. - nauczyciel wyczytał moje nazwisko z listy. Podniosłam się z siedzenia, a on przyjrzał mi się uważnie. - Usiądziesz między Ryanem i Scottem. - powiedział. Przyglądałam się mu z wielkimi oczami, nie bardzo pojmując o co mu chodzi. Manson mrucząc coś pod nosem, wziął swój plecak i przeniósł się o jedno miejsce dalej, zwalniając mi krzesło. Nadal oszołomiona usiadłam na stołku.
- Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. - wymamrotałam, a siedzący obok Ryan parsknął śmiechem. Zamroziłam go wzrokiem, co tylko go bardziej rozśmieszyło. Prychnęłam.
- Wspaniale. - ucieszył się Wilson. - Slayton jest nowa, więc jej nie znacie i zapewne będziecie spokojni. - mówił, bardziej do siebie, niż do nas.
- Mówi Pan o Pannie Wygadanej? - prychnął Scott. Miałam dziwną ochotę warknięcia na niego, jednak się powstrzymałam. Posłałam Ryanowi wymowne spojrzenie, a ten wzruszył jedynie ramionami. Z takim podejściem będzie latami swatał swojego przyjaciela z Niną.
- Dobrze, zaczynajmy! - krzyknął Wilson, uprzednio przesadziwszy jeszcze dwóch chłopaków. Cały czas czułam na sobie czyjś natarczywy, niemiły wzrok. Trochę poirytowana wypalaniem przez kogoś dziury w moich plecach, rozejrzałam się w około. Ashley Greene, z tego co pamiętam, patrzyła na mnie nienawistnym wzrokiem, co chwila rzucając spojrzenie na chłopaka po mojej prawej. Dokładnie pamiętam co mówiła na ostatniej lekcji biologii, więc zapewne czując się zagrożona, zabija mnie swoim spojrzeniem. Marne jej próby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz